czwartek, 3 listopada 2011

One shot: Again

Normalnie szaleję ostatnio z tym dodawaniem ficków! Zaczęłam go pisać we wrześniu zeszłego roku, teraz w październiku znalazłam przez przypadek parę pierwszych zdań i stwierdziłam, że chyba wypadałoby to skończyć. Tak więc powstało.
Dziś mam dobry humor, więc i dla odmiany powiem, że w miarę możliwości- TYM RAZEM- czuję się usatysfakcjonowana.
No i jak zwykle nie chce mi się sprawdzać, więc za wszelkie błędy z góry przepraszam.

~~

- ..Kyo, zdałbyś pozytywnie test wykrywacza kłamstw, nie podając ani jednej poprawnej odpowiedzi.- warknąłem, mierząc go gniewnym spojrzeniem i bezsilnie starałem się uporać z zamkiem spodni, który aktualnie się zaciął.
- Ah, nie mów, Kaoru, że ci się nie podobało, bo i tak w to nie uwierzę.- syknął przez zaciśnięte zęby, a na jego ustach pojawił się ten tak doskonale dopracowany, rażący wręcz swym jadem uśmiech. Pomógł mi z rozporkiem, przy okazji przesuwając boleśnie dłonią po moim kroczu; ledwo pohamowałem jęknięcie, odsuwając się momentalnie od wokalisty. Jego zadowolenie z samego siebie jednak nie ustępowało, a ja ponad wszystko tego w nim nienawidziłem. Pieprzony egocentryk. Zaskakujące było z jaką łatwością udało mu się odegrać przede mną tą całą szopkę o cierpiącym Daisuke, tylko po to, żeby jakoś mnie zwabić do tego niezbyt komfortowego schowka na miotły.
- Też żeś sobie miejsce wybrał.. Jak już bardzo miałeś ochotę na seks, to mogłeś się trochę wysilić.
Moje głośne westchnięcie rozległo się w tym żałosnym pomieszczeniu mierzącym dwa na dwa metry. Puściłem Kyo przodem, doskonale zdając sobie sprawę, że ruszenie jako pierwszy- a co za tym idzie, odwrócenie się do niego tyłem- w tym wypadku może być aż nazbyt niebezpiecznie.
Kiedy weszliśmy z powrotem do studia, trzy pary oczu od razu skierowały się na nas.
- Gdzie byliście? Szukaliśmy was!- powiedział od razu Toshiya, odkładając na stolik filiżankę, którą uprzednio trzymał przy ustach.
- Miałem małą sprawę do naszego lidera.- odparł od razu Kyo, posyłając znaczące spojrzenie Daisuke. Ten momentalnie spuścił wzrok, a jego twarz zrobiła się jakaś.. Smutna. Nishimura, zginiesz w cierpieniach z moich rąk, przysięgam ci to.

Siedziałem w salonie, sącząc powoli wino i ciesząc się ogarniającą w okół ciemnością. Starałem się skleić jakoś myśli, ale tym razem przychodziło mi to z ogromnym trudem. Myślałem o Die'u, o tym co powinienem w związku z nim zrobić.. Samolubnie marzyłem o tym by był mój, a Tooru usilnie starał się do tego nie dopuścić. I za cholerę nie miałem pojęcia dlaczego. Drażnił mnie, drażniła mnie cała ta chora sytuacja. A ja, głupi, za każdym razem mu ulegałem!
 Pociągnąłem tym razem porządny łyk wina, a przed oczami pojawił mi się uśmiech Daisuke. Ten cudowny, beztroski uśmiech, który tak ochoczo prezentował przed każdym. Ile bym dał, żeby mieć go dla siebie.. Nie tylko uśmiech, chciałem go całego. Niekiedy budził we mnie czułość, innym razem pożądanie, które ciężko było mi powstrzymać. A które perfidnie wykorzystywał Kyo.. Cóż, jestem tylko człowiekiem. Komplikującym sobie życie człowiekiem. Czyż nie łatwiej byłoby zwyczajnie wyznać mu swoich uczuć? To rozwiałoby wszelkie wątpliwości, wiedziałbym na czym stoję, miałbym porządny pretekst, żeby raz na zawsze kopnąć Nishimurę w dupę. Niestety te słowa nigdy nie chciały przejść przed moje gardło.. Włączała mi się jakaś beznadziejna blokada, która za nic nie chciała się zwolnić. A miałem tyle pragnień z nim związanych..
 Wstałem leniwie i ruszyłem w kierunku łazienki, z zamiarem wzięcia długiej, gorącej kąpieli, odkładając lampkę po drodze na komodzie. Kiedy już sięgałem po klamkę, w mieszkaniu rozległ się dzwonek mojej komórki. Zakląłem w myślach, jednak ruszyłem szybko odnaleźć telefon, podirytowany jego natrętnym dźwiękiem.
- Czego?- spytałem, przykładając palce wolnej dłoni do skroni i rozmasowując ją stopniowo. Czasem pomagało mi to w sytuacjach tych mniej stresowych.
- A co tak nieuprzejmie?- dobiegł mnie głos po drugiej stronie słuchawki. Z nerwów przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.- Czekasz na mnie?
- Wiesz, że nie.
- Zaraz będę u ciebie, możesz rozgrzewać łóżko!- zakrzyknął z przesadnym wręcz rozentuzjazmowaniem. Nie miałem pojęcia co tym razem się święci i nawet nie chciałem tego wiedzieć.
- Daj sobie spokój i kładź się własnego łóżka, bo znów będziesz miał problem, żeby zwlec tyłek i dostarczyć go o właściwej porze na próbę.
- Lubisz mój tyłek, prawda?- nie wiem jakim cudem, ale przez słuchawkę wręcz widziałek jego uśmiech pełen jadu.
- Nie znoszę.
- Oh, naprawdę?- spytał, z udawanym zawodem.- A zawsze tak chętnie go posuwasz..
- Kyo! Spoważniej w końcu i zajmij się swoim życiem!- krzyknąłem, mając już dosyć jego drażniących moje nerwy przekomarzanek i rozłączyłem się od razu, nie chcąc wiedzieć co ma mi na to do powiedzenia. Do migreny był w stanie doprowadzić mnie szybciej, niż do orgazmu.
 Po kilku chwilach wszedłem w końcu do wanny, zanurzając się w przyjemnie gorącej wodzie. Zacząłem pomału się rozluźniać, było mi przyjemnie.. Przyjemnie, do momentu, w którym nie usłyszałem charakterystycznego dźwięku przekręcanego zamka. Wtedy zagotowało się we mnie bardziej, niż wynosiła temperatura wody, w jakiej właśnie siedziałem. Nie musiałem długo czekać, żeby do łazienki wśliznął się Tooru.
- Skąd..
- Skąd mam klucz?- uprzedził moje pytanie, siadając na brzegu wanny i przesuwając dłonią po moim torsie. Strzepnąłem ją od razu.- Pożyczyłem sobie kiedyś jak u ciebie byłem.
- Pożyczyłeś, dobre sobie!- prychnął, odwracając głowę.- Mógłbyś podać mi ręcznik? Przy tobie nawet chwila relaksu jest niemożliwa.
- Ręcznik? A nie wolałbyś, żebym się przyłączył?- spytał, w geście zachęcenia kołysząc biodrami. Mały, wstrętny chochlik!
Nie odpowiedziałem mu na to. Wyszedłem z wanny i sam chwyciłem ręcznik, od razu owijając nim biodra.
- Mam cię już serdecznie dosyć, kiedy w końcu to zrozumiesz?
- Prędzej do ciebie dotrze, że nie łatwo się mnie pozbyć.- odpyskował, przybierając jeden ze swoich wyćwiczonych uśmiechów. Z ogromną przyjemnością naprostowałbym mu zęby za ten uśmiech, nawet już zaciskałem pięści, z trudem nad sobą panując. Potrafił doprowadzić mnie do białej gorączki w ułamku sekundy, samym faktem, że był. I wiem, że ja też momentami działałem mu na nerwy, jednak on lepiej to maskował. Nie chciał dawać mi tej samej satysfakcji, jaką czerpał ode mnie. Pieprzony egocentryk.
 Raptem na chwilę straciłem czujność, i nim się właściwie zdążyłem zorientować, ten już przypierał mnie do ściany i mimo, że był mniejszy, ja nie mogłem się ruszyć.
Zamknąłem oczy. Zaczerpnąłem głośno powietrza.
 - Puść mnie.- powiedziałem stanowczo, z niepodobnym wręcz do siebie opanowaniem. Nie posłuchał, czego akurat można było się spodziewać i przesunął dłonią wzdłuż mojego ciała. Poczułem zupełnie w obecnej sytuacji niepożądane łaskotanie, kiedy przesuwał opuszkami palców po moim podbrzuszu. Coraz niżej.- Puść..
Dalej mnie nie słuchał, a moja próba wyswobodzenia się z silnego uścisku kończyła się niepowodzeniem. Skąd on, do cholery brał tyle siły? Czułem jak wsuwa dłoń za materiał ręcznika, już miałem znów spróbować się wyrwać, kiedy to nagle znów zadzwonił mój telefon, a Kyo zamarł z bezruchu. Wykorzystałem ten moment i już zaraz stałem wolny, z komórką w dłoni.
- Słucham?- spytałem, orientując się przy okazji czy Nishimura znowu czegoś nie kombinuje. On jednak stał spokojnie, opierając się ramieniem o ścianę i mierząc mnie wzrokiem.
- Kaoru..?- usłyszałem po drugiej stronie słuchawki niepewny głos, tak dobrze mi znany..
- Die! Coś się stało?
- Właściwie to mam do ciebie ogromną prośbę..- powiedział cicho, wręcz widziałem przez słuchawkę jak w okół palca okręca sobie kosmyk włosów. Zawsze tak robił kiedy się stresował.- Czy mógłbym się u ciebie zatrzymać na jakieś kilka dni? Sąsiadom z góry pękła rura i zalało mi całą łazienkę..
Przez chwilę zastanawiałem się czy aby na pewno dobrze usłyszałem, czy przypadkiem zwyczajnie chciałem to usłyszeć. Taka okazja, by mieć go więcej..
- Jasne. Jutro po próbie możemy poje..
- Właściwie..- przerwał mi energicznie w pół słowa, jednak zaraz znowu się zaciął.- Właściwie, to czy nie mógłbym przyjechać za jakieś pół godziny?- z każdym słowem zniżał coraz bardziej głos.
 Zakręciło mi się w głowie, spojrzałem szybko na Kyo, który niewzruszony dalej kontemplował mnie wzrokiem.
- Nie ma sprawy, czekam.- odparłem, po czym całkiem odruchowo się rozłączyłem. Teraz miałem tylko jeden cel.- Kyo, musisz już iść.
- Czyżby nasz słodziak miał cię odwiedzić?
- Nie twoja sprawa, po prostu wyjdź.
- Moglibyśmy zaczekać na niego razem.- szedł już w moim kierunku, jednak ja wyminąłem go i otworzyłem drzwi.
- Nie chcę się powtarzać.- posłał mi gniewne spojrzenie, kiedy mnie mijał, jednak posłusznie opuścił moje mieszkanie.
- Tylko nie myśl, że to na tym koniec.
- Tak, tak, oczywiście.- pokiwałem głową i zamknąłem drzwi. Oparłem się o nie plecami i odetchnąłem z ulgą. W końcu poszedł.. Miałem go serdecznie dosyć od razu, kiedy tylko pojawiał się na horyzoncie. Od dłuższego czasu nie dawał mi spokoju, wpieprzał się z butami w moje życie i mieszał jak tylko potrafił. Wyłącznie dla własnej chorej satysfakcji. Bo nic innego z pewnością nie mógłby z tego mieć.
Potrząsnąłem głową, dochodząc do wniosku, że to nie czas myśleć na ten temat i poszedłem się ogarnąć. Akurat w momencie kiedy zapinałem ostatni guzik koszuli, dobiegło mnie ciche pukanie. Od razu poszedłem otworzyć; miło było ujrzeć Daisuke wchodzącego do mojego domu z walizką pełną swoich rzeczy..
- Naprawdę przepraszam cię za to najście.. Mam nadzieję, że nie będę ci przeszkadzał.- wymamrotał pod nosem, ściągając buty.
- Gdybyś miał mi przeszkadzać, nie pozwoliłbym ci tu teraz być.- uniosłem brew, biorąc od niego całą wypchaną, średnich rozmiarów torbę.- Tylko jest jeden problem..
- Mm, jaki?
- Kanapa w salonie jest strasznie niewygodna. Nie masz nic przeciwko, żebyśmy spali razem w mojej sypialni?
- Ah, oczywiście, że to żaden problem! Swoją drogą.. Jak ja ci się odwdzięczę, Kaoru?
- Zobaczysz, jeszcze będzie okazja.- uśmiechnąłem się kątem ust i zaniosłem jego rzeczy do sypialni.

Obudziłem się nad ranem. Die spał obok mnie, z kołdrą przykrywającą tylko jedną nogę i koszulką podwiniętą tak, że odkrywała brzuch. Jego wargi były lekko rozchylone i mruczał coś cicho. Mimowolnie podparłem się na jednej ręce, uśmiechając nieświadomie i leżałem tak, nie będąc w stanie oderwać od niego wzroku. Widok był rozczulający. Chciałem go teraz dotknąć, pocałować.. Jednak jego reakcja na pewno nie byłaby satysfakcjonująca, dlatego wolałem pozostać w takiej pozycji w jakiej się znajdowałem. Patrzyłem na niego, wyobrażając sobie, że jest mój. Że mogę zrobić z nim co tylko mi się podoba, a on jest z tego jak najbardziej zadowolony. Że oddaje mi się w każdy możliwy sposób, a ja łapczywie biorę dla siebie jak najwięcej. Że nie muszę się przed niczym powstrzymywać, nie muszę hamować swojego pragnienia. Marzenia..
 Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem ponownie. Kiedy otworzyłem oczy, było już przed siódmą, a miejsce obok mnie puste, starannie zaścielone. Od razu wygramoliłem się spod kołdry i wyszedłem z sypialni. Przywitał mnie przyjemny zapach, ciągnący za sobą do kuchni. Bez zastanowienia tam podszedłem, zastając Daisuke przy kuchence.
- Co ty robisz?- spytał, unosząc jedną brew w małym zaciekawieniu.
- Kaoru!- Die podskoczył, ledwo co nie opuszczając miski, którą trzymał właśnie w ręce.- Przestraszyłeś mnie.. Lubisz naleśniki?
- Twoje zjem z chęcią.- uśmiechnąłem się szeroko, co raczej nie było do mnie podobne i spojrzałem na stół. Stały na nim dwie filiżanki z kawą.- Dobra byłaby z ciebie żona, Die.- zaśmiałem się i zasiadłem przy stole, chwytając za jedną z filiżanek. Upił kilka małych łyków i odstawiłem ją z powrotem. Było pyszne.
- Nie żartuj ze mnie.- czerwonowłosy również się zaśmiał.
Nie musiałem długo czekać, a na stole pojawił się talerz z naleśnikami. Nigdy nie przepadałem za nimi, jednak te, które zrobił Die naprawdę mi smakowały. Ponad to, czułem się jak we śnie.. Spędzamy oboje noc w moim łóżku, budzę się, a w kuchni czeka już na mnie ukochana osoba, ze śniadaniem, które potem wspólnie jemy.. To nie może być rzeczywistość, Niikura, obudź się, nim za bardzo ci się spodoba i nie będziesz chciał wrócić do poprzedniego stanu rzeczy!
- Wyspałeś się?- spytał niespodziewanie Die między jednym kęsem a drugim.
- Jak nigdy.

Kiedy weszliśmy do studia, pozostała trójka już czekała. Naprawdę byłem zdziwiony, że Kyo też przyszedł punktualnie, jednak wolałem tego nie roztrząsać, żeby przypadkiem akcie różnych swoich złośliwości następnym razem nie przyszedł wcale.
- Oho, co to się stało, że przychodzicie razem?- spytał uszczypliwym tonem Kyo, unosząc kącik ust w krzywym uśmiechu.
- Zalało mi łazienkę, więc Kaoru zgodził się, żebym pomieszkał z nim przez kilka dni.- odparł od razu szczerze gitarzysta, a ja na pytające spojrzenia Toshiyi i Shinyi odpowiedziałem zwykłym wzruszeniem ramionami.
Podszedłem właśnie do swojej gitary i już brałem ją ze stojaka, kiedy usłyszałem gdzieś przy swoim uchu nieśmiałe odchrząknięcie Toshiyi. Odwróciłem się od razu i zmierzyłem go podejrzliwym wzrokiem.
- Czego chcesz?
 - No bo ja tak chciałem spytać w imieniu swoim i Shina, czy..- tam się zająknął, tu się zaciął, cały czas przy tym kręcąc w miejscu, zupełnie jakby miał jakąś nadpobudliwość ruchową.
- Czy?- ponagliłem go niecierpliwie, przechylając przy tym lekko głowę.
- Czy nie moglibyśmy odwołać dzisiaj próby.. Bo widzisz, zdarza nam się to cholernie rzadko, a dzisiaj jest dla nas ważny dzień..
- Odmawiam.
- Ale Kaoru..- widziałem jak jego oczy zaszkliły się. Przeklinam cię, Hara, ty bezwstydniku.
Dobrze wiedziałem, że to tylko taka jego gra, jednak mimo to westchnąłem ze zrezygnowaniem.
- Niech będzie.- machnąłem ręką i odwróciłem się od niego, nawet nie chcąc patrzeć na ten wyraz euforii, który z pewnością teraz rysował się na jego twarzy. Kiedy jednak w końcu już rozejrzałem się po studiu, byłem w nim tylko ja i Die.
- Szybko się zmyli.- pokręciłem głową, przez chwilę zastanawiając się jak mogę ich zmęczyć następnego dnia.
 - Może pójdziemy do jakiejś kawiarni na ciasto?- entuzjazm Daisuke od razu odwiódł moje myśli od tamtej trójki i całkowicie skupił uwagę na nim samym. Był rozczulający do granic możliwości.- Mam ochotę na coś słodkiego..

Minęło dwa i pół tygodnia, odkąd Die zadzwonił do mnie z prośbą, żebym pozwolił mu u siebie pomieszkać przez jakiś czas. Jego łazienka dalej była nie wyremontowana, a ja modliłem się w duchu, żeby to przypadkiem nie stało się za szybko. Wbrew pozorom bardzo zbliżyliśmy do siebie przez ten czas. Mimo, że może wydawać się to niewiele, to cały czas przebywaliśmy w swoim towarzystwie, większość rzeczy robiliśmy razem, nie odstępowaliśmy siebie na krok. Z każdą chwilą uzależniałem się od jego osoby coraz bardziej, chciałem go coraz więcej i na coraz więcej sobie pozwalałem. Bo w końcu ile można się powstrzymywać, mając osobę, którą się kocha przy sobie dwadzieścia cztery godziny na dobę? Nawet Kyo oznajmił mi, że chyba da sobie na razie spokój, że Die z pewnością mi się niedługo znudzi, a wtedy z pewnością wróci po więcej. Widać nie zawsze był taki nieomylny za jakiego się uważał.
Tego dnia siedziałem sam, bo Die pojechał do swojego mieszkania, sprawdzić jak ekipa remontująca ma się z robotą. Trochę go nie było, więc pomyślałem, że nie idzie najlepiej i musi ich wszystkich ustawiać po kątach. Kiedy wrócił, akurat zaczęło się ściemniać. Wszedł do salonu i usiadł na kanapie tuż obok mnie; od razu przeniosłem swój wzrok z telewizora na jego czarującą buźkę.
- Remont już został skończony, więc mogę wracać do domu..- powiedział niespodziewanie, a ja nie byłem pewien czy aby na pewno dobrze usłyszałem.
- Co?
- No remont.. Skończony..- uśmiechnął się delikatnie i powoli wstał z kanapy.- Pójdę spakować swoje rzeczy i już zaraz mnie nie ma..
Chciał właśnie wyjść z salonu, a ja całkiem odruchowo, zupełnie nad sobą nie panując, chwyciłem go za nadgarstek, tym samym przytrzymując. Dotarło do mnie co zrobiłem dopiero w momencie, kiedy ten odwrócił się gwałtownie, spoglądając na mnie z zaskoczeniem.
- Kaoru..?
Puściłem od razu jego rękę, kręcąc przy tym lekko głową. Coś ty do cholery zrobił, Niikura?! Miałeś okazję.. Miałeś w końcu okazję powiedzieć co czujesz, miałeś okazję powiedzieć, że nie chcesz żeby zabierał swoje rzeczy, że wolisz, aby został tu z tobą. Ale oczywiście tak samo mocno te słowa nie były w stanie przejść przez moje gardło!
- Nie, nic..
Skinął niepewnie głową i poszedł się spakować. Nie minął kwadrans, a on już stał z torbą przy drzwiach.
- Naprawdę nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć.- odparł, wzdychając przy tym głęboko.
- Daj spokój, nie ma sprawy.- wzruszyłem ramionami, otwierając mu drzwi.- Jesteś pewien, że nie chcesz zostać chociaż do jutra?- miałem cichą nadzieję, że jednak jeszcze zmieni zdanie, ale umiejętnie starałem się nie dać tego po sobie poznać.
- Nie, ale już pójdę.- uśmiechnął się przepraszająco, po czym cmoknął mnie w policzek i niemalże uciekł z mojego mieszkania. Stałem przez chwilę jak wryty, trochę zaskoczony tym najdrobniejszym chyba z możliwych aktów czułości, jednak.. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Zupełnie jak głupia nastolatka, która przeżywa swoją pierwszą miłość..
Zamknąłem drzwi i poszedłem do kuchni po piwo.

Minęło kolejnych kilka dni. Moje mieszkanie stało się puste, czułem jak wraz z Daisuke odeszło z niego całe życie. Cóż za ironia losu, w końcu jesteśmy tylko przyjaciółmi, ponad to mieszkał u mnie wyjątkowo krótko. A mimo wszystko tak strasznie mi go brakowało..
Właśnie zakończyła się kolejna próba, podczas której, jak zwykle ledwo co nie ukręciłem głowy Toshiyi za ciągłe zapominanie kiedy ma wejść, bądź Kyo, który strzelał fochy i stwierdzał co jakiś czas, że to pierdoli i idzie do domu, bo nie będzie pracował w takich warunkach, kiedy to ja w ogóle mam czelność go o coś upomnieć! Miałem dość, ten człowiek naprawdę był w stanie wykończyć psychicznie nawet najbardziej zrównoważoną osobę. W nerwach kazałem im wszystkim zbierać się do domu, jeśli chcą w ogóle tam wrócić w jednym kawałku. Toshiya ulotnił się pierwszy, ciągnąc za sobą Shinyę, zupełnie jakby w akcie jakiegoś ratunku. Kyo zaległ na kanapie, a Die szukał czegoś pod fotelem. Spoglądałem chwilę na niego, stwierdzając, że muszę z nim porozmawiać.
- Kyo, wyjdź.- powiedziałem, przenosząc wzrok na wokalistę. Czułem na sobie spojrzenie Daisuke, jednak zupełnie to zignorowałem.- Nie słyszałeś?
- Ależ ty dzisiaj wrażliwy.- odparł z ironią i wstał, zaraz potem opuszczając pomieszczenie.
Die podniósł się z podłogi, wpatrując się we mnie z troską.
- Coś się stało?
- Tak, stało i to bardzo dużo. Tylko nie wiem co w tym wszystkim jest najgorsze. Jestem skończonym kretynem, który nawet nie umie mówić o tym co czuje.- wziąłem głęboki wdech i zrobiłem krok do przodu, chwytając go za ramiona.
- Kocham cię, Kaoru.- powiedział nagle, a mnie momentalnie zatkało, mimo że w końcu udało mi się na coś zdobyć i miałem mu tyle do powiedzenia. Wszystkie słowa, które tyle czasu układałem w logiczną całość nagle straciły cały swój sens, rozsypały się i za nic w świecie nie byłem w stanie pozbierać ich ponownie.
 - Co Ty powiedziałeś?- spytałem od razu, nie wierząc własnym uszom. Nie odpowiedział mi, tylko pocałował. Byłem.. Oniemiały. Z początku czułem się jak we śnie, który zaraz pryśnie niczym bańka mydlana, jednak nie zastanawiałem się długo; zsunąłem dłonie na jego biodra, przyciągając tym samym bardziej do siebie i zdecydowanie pogłębiając tę delikatną pieszczotę jaką mnie obdarzył. W końcu.. W końcu smakowałem jego ust, w końcu mogłem go dotknąć jak chciałem, poczuć jego ciepło, bliskość. Nie spodziewałem się.. Naprawdę, jednak teraz za nic w świecie nie zamierzałem wypuszczać go z rąk.