Tym razem Reituki, znów pisane pod wpływem chwili. Wstawiam od razu, nim się rozmyślę i stwierdzę, że nie nadaje się do niczego. Nie mam siły tego sprawdzać. No i bądź co bądź- miłego czytania.
~~
Mówisz do mnie, jednak twoje słowa do mnie nie docierają. Za bardzo skupiam się na melodycznej barwie twego głosu. Patrzę jak poruszasz wargami, jednak z czasem nawet twój głos przestaje do mnie docierać. Myślę o tym, że chcę je całować, niezależnie od tego jak wielkim absurdem wydaje się to być. Już wyciągam rękę w twoim kierunku, by wplątać palce między te ciemne kosmyki włosów, lecz w tym samym momencie wstajesz z krzesła i patrzysz na mnie z dziecinnym wręcz grymasem.
- Nie słuchasz mnie, Reita. Jeśli nie chciałeś mnie wysłuchać, to mogłeś powiedzieć na początku.- nie patrząc już na mnie, zbierasz wszystkie swoje rzeczy, które aktualnie w nie małym chaosie były porozżucane po moim kuchennym stole i zarzucasz na ramiona kurtkę.
- Poczekaj, Ruki, to nie tak.- wstaję od razu, usiłując cię jakoś zatrzymać, choć niestety niczego nie jestem w stanie wskórać. Naprawdę się na mnie pogniewałeś, a ja przeklinam się tylko za to w duchu.
- Wychodzę.- mówisz krótko, bez żadnych emocji, a zaraz potem słyszę cichy trzask zamykanych drzwi.
No pięknie. Osuwam się z powrotem na krzesło i sięgam po papierosa. Nie mogę więcej zapominać, że należysz do osób, którym poświęcać trzeba całą swoją uwagę, bo w przeciwnym razie nie ma to najmniejszych pożądanych skutków. Ale.. To chyba właśnie tym sposobem udało ci się niegdyś przykuć moją uwagę, bym stopniowo zaczął rozumieć, że tylko zwykły, ślepy głupiec nie byłby w stanie cię pokochać. Z drugiej strony- im więcej takich zwykłych, ślepych głupców, tym lepiej dla mnie.
Wiercę się niemiłosiernie, rozkopując całą kołdrę i za nic w świecie nie będąc w stanie zmrużyć oka. Gdy patrzę na zegarek, z jękiem pełnym przerażenia spostrzegam trzecią nad ranem, z dodatkową świadomością, że za nie całe dwie godziny muszę wstać. Zastanawiam się dlaczego właściwie zgodziłem się przyjechać do studia wcześniej niż zwykle, jednak gdybym teraz próbował się z tego jakoś wykręcić, po przybyciu w końcu na miejsce, Kai z całą pewnością zrównałby mnie z ziemią. I jakże przeogromne jest właśnie moje zdziwienie, kiedy to głuchą ciszę przerywa dzwonek mojej komórki. Odbieram ją bez chwili zastanowienia.
- Reita..? Dlaczego nie śpisz?- słyszę twój głos, a moje serce od razu przyspiesza bicie. Nie do końca świadomie, uśmiecham się pod nosem, czując przy tym jakąś wewnętrzą ulgę.
- Nie martw się, nie obudziłeś mnie.- śmieję się krótko do słuchawki, przewracając na plecy i przykrywając kołdrą. Już jestem spokojny.- Nie gniewasz się już na mnie?
- Boję się.- mówisz półszeptem, zupełnie ignorując moje pytanie.
- Czego się boisz?
Z początku nie odpowiada mi nic poza głuchą ciszą, jednak mija krótka chwila i w końcu słyszę twoje ciche westchnięcie.
- Po prostu boję się..- wahasz się, wyczuwam to, jednak szybko kontynuujesz, zupełnie jakbyś nie chciał nic więcej w tej kwestii mówić.- I przepraszam, że tak się zachowałem.
- Nie masz mnie za co przepraszać.- mówię szczerze.
- Reita?
- Tak?
- Czy mógłbyś teraz do mnie przyjechać?- każde wymawiane przez ciebie słowo jest coraz cichsze, więc z początku zastanawiam się czy w ogóle dobrze cię zrozumiałem.
- Pytasz poważnie?- czekam na odpowiedź, jednak nie otrzymuję jej. Oczyma wyobraźni widzę, jak właśnie walczysz sam ze sobą, z tym uroczym rumieńcem, którego- mam taką szczerą nadzieję- tylko mnie przyszło jak do tej pory oglądać.- Zaraz u ciebie będę.
Rozłączam się od razu i pędzę do łazienki. Nie mija dziesięć minut, a ja już pukam do drzwi twojego mieszkania. Nie otwierasz mi, więc naciskam klamkę, ze zdziwieniem odkrywając, że było otwarte i marszczę z podejrzliwością brwi. Mimo to wchodzę do środka.
- Ruki?- pytam, wchodząc wgłąb mieszkania zaraz po zamknięcia drzwi na klucz i dostrzegam twoją sylwetkę skuloną na kanapie w salonie. W całym mieszkaniu jest ciemno, a jedyne co słychać, to twoje ciche pochlipiwanie. Nie podoba mi się to ani trochę.
Podchodzę do ciebie wolnym krokiem i zajmuję miejsce tuż obok, zupełnie nie wiedząc co w tej chwili powienienem zrobić. Dopiero kiedy delikatnie dotykam twojego ramienia zauważasz moją obecność i momentalnie wtulasz się we mnie z całych sił, co chwilowo zbija mnie z tropu, lecz szybko zamykam cię w objęciach, uspokajająco gładząc miękkie włosy. Zapewne słyszysz, że serce wali mi jak oszalałe, bo za nic w świecie nie jestem w stanie nad tym zapanować, chociaż teraz to gra akurat najmniejszą rolę.
- Dlaczego przyszedłeś..?- mamroczesz w końcu, pociągając przy tym nosem. Nie bardzo rozumiem co w ogóle się dzieje. Nie bardzo rozumiem, skąd to pytanie.
- Chciałeś żebym przyszedł.- mówię, jednak w moim głosie nie ma za kszty pewności siebie. Może rzeczywiście źle go zrozumiałem?
- Nie szkodzi. To nie jest normalne, że przychodzisz tu o trzeciej nad ranem, bo ja cię o to proszę..- znów zalewa cię fala łez, a ja uciszam cię, chcąc byś znowu zdołał się uspokoić.
- I tylko z tego powodu płaczesz? Uważam, że nie masz o co.
- Dopadła mnie samotność, Reita. Rozumiesz? Samotność..- czuję jak twoje dłonie zaciskają się na mojej koszulce, jak chowasz twarz w mojej szyji, jak twój ciepły oddech owiewa moją, spragnioną tego uczucia skórę.- A najgorsze jest to, że osoba, której pragnę ponad wszystko jest na wyciągnięcie mojej ręki. Tylko, że ja nie umiem po nią sięgnąć..
- Mówisz o..
- O tobie, głupku.- przerywasz mi od razu, a ja z początku niedowierzam. Zawsze sądziłem, że szczęście nie istnieje, jednak chyba to co właśnie czuję mogę określić tym jednym, zabawnym słowem.
Chwytam cię za ramiona i odsuwam delikatnie od siebie, by bez zastanowienia wpić się w twoje wargi. Są o stokroć słodsze niż w moich wyobrażeniach. Z początku jesteś zdezorientowany, jednak zaraz potem powoli przymykasz powieki, oddając pocałunek, a moje dłonie zaczynają błądzić po twoim drobnym ciele, chcąc poznać każdy jego kawałek. Wsuwam je w końcu pod materiał twojej bluzki, jednak ta szybko ląduje na podłodze. Nie pozostajesz mi dłużny. Rodzi się między nami coraz większe napięcie, czuję, że cały w środku się gotuję, nasze gorące oddechy mieszają się w jeden. Odnoszę wrażenie jakby czas specjalnie dla nas stanął w miejscu. Ale to i tak bez znaczenia. Rozbieram cię do naga, czując przyjemne dreszcze, gdy jęczysz przez pocałunek kiedy dotykam twojego nabrzmiałego penisa, poruszając szybko rękę na zmianę, w górę i w dół. Drżysz pod wpływem mojego dotyku, co tylko sprawia, że zupełnie tracę umysł. Twoja twarz jest piękniejsza niż zwykle, gdy wykrzywiona jest w grymasie pełnym chorej przyjemności. A ja pragnę dać ci jej jak najwięcej. Resztę swojego ubrania ściągam sam, chcąc już znaleźć się w twoim wnętrzu, a gdy to robię, ty napinasz wszystkie mięśnie, przesuwając boleśnie paznokciami wzdłuż moich pleców. Czekam, aż przyzwyczaisz się do mojej obecności w sobie i nachylam się, sięgając po kolejny łapczywy pocałunek, który otrzymuję, wedle oczekiwań. Wtedy zaczynam poruszać biodrami, a twoje jęki tłumione w moich wargach, sprawiają tylko, że moje podniecenie niewyobrażalnie rośnie. Nie wiem ile czasu to wszystko trwa, zupełnie zatracam się w tej dzikiem rozkoszy, tracąc całkowicie kontakt z rzeczywistością. Jesteśmy tylko my, nasze rozpalone ciała i dwa pragnienia bycia razem już po kres, łączące się w jedno.
- Rei.. ta.. Reita.. !- głośny, przeciągły jęk wydziera się z twojego gardła, kiedy szczytujesz, a ja wypycham biodra jeszcze kilka razy, dochodząc niedługą chwilę po tobie.
Ze zmęczenia opadam na twoje ciało, jednak zaraz podpieram się na łokciu i odgarniam mokre kosmyki z twojego czoła. Znów myślę o tym jak piękny jesteś, zwłaszcza, gdy uśmiechasz się z czułością, jakiej jeszcze w życiu nie widziałem.
- Ja ciebie też.- szepczę w odpowiedzi, z równie ogromną czułością, po czym składam kolejny pocałunek na twoich ustach, zupełnie nie będąc w stanie się przed tym powstrzymać.
Nie ma już żadnych samotnych wieczorów, nieprzespanych nocy, ani łez.