Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że napiszę kiedykolwiek dalszą część tego opowiadania. Przerwa była ogromna, ale miałam zbyt wiele spraw na głowie. Pewnie nikt już tego nie przeczyta, ale czemu miałam nie spróbować?
~~
Masaru okazał się być całkiem sympatycznym człowiekiem-
przynajmniej takie wrażenie odniosłem pod wpływem alkoholu. Był zabawny,
opowiadał mi różne głupie historyjki, zapewne zmyślone, ale w tamtym momencie
nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Ważne było, że postanowił
rozwiać mój smutek, zupełnie bezinteresownie, bo przecież nawet się nie
znaliśmy. Co za dziwny przypadek.
- Pewnie przyjemna
jest taka praca muzyka, co?- spytał, unosząc kąciki ust w uśmiechu, a w jego
oczach dostrzegłem szczere zainteresowanie.
Właściwie
to przez moment udało mi się zapomnieć o Karyu, za co musiałem być mu naprawdę
wdzięczny.
- Okropnie męcząca,
ale przynajmniej robię to co kocham.- wzruszyłem ramionami. Właśnie o to
chodziło. Kochałem swoje poprzednie życie, każdy jego aspekt, a jednak
zdecydowałem się je porzucić. Dlaczego dopiero po latach przyszło mi dostrzec
apogeum swojej głupoty?
- Wiesz, Michi, też
kiedyś bardzo chciałem zostać muzykiem! Nawet trochę pogrywałem sobie na
gitarze, ale raz zasnąłem na przystanku i ktoś mi ukradł. Bezczelność ludzi nie
zna granic!- roześmiałem się. Wyglądał na szczerze oburzonego, całą swoją osobą
pokazywał gamę uczuć i emocji. Wydawał się być bardzo niewinny.
- To dlaczego nie kupiłeś sobie nowej?- zapytałem z lekkim
przekąsem, jednak dalej byłem bardzo rozbawiony.
- Ah, ze względu na
mojego ojca. Ucieszył się, kiedy dowiedział się o tamtej sytuacji, bo
przynajmniej mógł w spokoju oglądać telewizję.
Roześmiałem
się jeszcze głośniej, głównie dlatego, że i Masaru to zrobił. Oboje byliśmy
bardzo pijani, po ósmym kieliszku przestałem liczyć ile ich jeszcze było.
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy.. Kiedy spojrzałem na zegarek, nie
byłem pewien czy faktycznie widzę trzecią nad ranem, czy jestem aż tak
nawalony, że nie jestem w stanie
odróżniać od siebie cyferek, ale kiedy barman uświadomił mi, że jednak z moim
wzrokiem jest wszystko w porządku, zakręciło mi się w głowie jeszcze bardziej,
o ile w ogóle mogło to być możliwe.
- Cholera, jestem
martwy..
- Nie no, jak dla
mnie wyglądasz całkiem dobrze.- Masaru spojrzał na mnie nieco niepewnie,
marszcząc przy tym brwi.
- Dzięki, ale nie o
to chodzi. Po prostu mój drogi perkusista mnie zabije, jeśli znowu nie będzie
mnie na próbie..- próbowałem się dźwignąć z krzesła, ale sprawiło mi to ogromną
trudność i zachwiałem się niebezpiecznie. Nowy znajomy zdążył mnie co prawda
przytrzymać, ale sam był w nie lepszym stanie.
I znowu to się stało.. Znowu coraz częściej
piję. Nie, wróć- znowu coraz częściej się upijam. Szlag by trafił to wszystko.
- Daleko mieszkasz?- spytał Masaru. Zapłacił za siebie, ja
za siebie i wspólnymi siłami próbowaliśmy
opuścić bar, choć musiało to wyglądać doprawdy komicznie.
- Dość, a ty?
- Zaraz za rogiem,
jeśli chcesz..
- Nie, dzięki, nie ma
takiej potrzeby.- przerwałem mu od razu i choć byłem mu wdzięczny za
propozycję, nie miałem zamiaru na nią przystać, wiedząc, że może to mieć złe
konsekwencje. Głównie dla mojej i tak już wystarczająco zszarganej psychiki.
- Jak uważasz. Może
się jeszcze kiedyś spotkamy? Tym razem na trzeźwo?- uśmiechnął się delikatnie,
puszczając mi oczko.
- Czemu by nie?-
trochę się wahałem, ale w końcu uznałem, że nie ma przecież nic złego w zwykłym
spotkaniu.- Możesz dać mi swój numer.
Podyktował mi go, a ja nie byłem
pewien czy dobrze go zapisałem, ale nie miałem nawet siły pytać czy jest dobry.
Chwilę potem już go nie było, a ja wzdychając głęboko usiadłem na najbliższej
ławce. Był okropny mróz i nim się zorientowałem zaczął padać śnieg. A ja nie
miałem kompletnie sił na to, żeby się ruszyć. Momentalnie, kiedy zostałem sam,
znów poczułem pustkę w sercu, to przytłaczające przygnębienie. I nie miałem
pojęcia jak długo jeszcze uda mi się patrzeć na szczęśliwego Yoshitakę u boku
kogoś innego.
Nie
pamiętałem jak wróciłem do domu, kiedy obudził mnie sygnał mojej komórki.
Widząc, że to Tsukasa, poczułem uczucie narastającego stresu, jednak
pogrążyłbym się jeszcze bardziej nie odbierając. Katastrofa.
- Słucham?- spytałem
mocno zachrypniętym głosem i ku mojemu zdziwieniu, wcale nie usłyszałem
dzikiego krzyku.
- Martwię się o
ciebie, Michiya.
- Martwisz się o
mnie?- powtórzyłem nieco głupkowato, ale właściwie, to znaczenie jego słów do
mnie nie dotarło. Może dlatego, że właśnie od niego słyszałem to po raz
pierwszy? Tsukasa, zawsze surowy i solidny, przywiązujący ogromną wagę do
punktualności, dzwoni do mnie, żeby mi powiedzieć, że się o mnie martwi.
Niewiarygodne.
- Wiem, że to dla
ciebie wyzwanie, ale mam też świadomość, że jeśli nie zmienisz nastawienia, to
długo już nie pociągniesz. Do ciebie należy decyzja.- jak zawsze precyzyjny i
nie owijający w bawełnę.- Odwołać dzisiejszą próbę?
Przez
chwilę milczałem, zastanawiając się nad jego słowami. Właściwie, to z jednej
strony miał dużo racji.. Musiałem się prędzej czy później pozbierać, nie wolno
mi przez resztę życia rozpaczać.
Głowa
nie bolała mnie jakoś tragicznie, choć na potęgę chciało mi się pić. To chyba
nie koniec świata?
- Będę za godzinę
najpóźniej. Wybacz, Tsu, spróbuję się poprawić.
- Trzymam za słowo.-
powiedział nad wyraz łagodnie, a po jego głosie poznałem, że się uśmiecha.
Tak jak
obiecałem, w czasie jak najszybszym doprowadziłem się do stanu względnej
używalności i udałem do studia. Cała trójka na mnie czekała, pewnie nie krótko,
a na widok Karyu zabiło mi szybciej serce. Postawiłem to stłumić i nawet mi się
udało, kiedy zająłem się nowym kawałkiem. Brakowało tylko dogrania trochę
mojego basu, no i Hizumi musiał skończyć pisać tekst, ale Tsukasa niezwykłe łaskawie
dał mu na to czas do końca tygodnia.
Kiedy przyszedł czas na przerwę,
zszedłem na dół, żeby zapalić. I tak bardzo pochłonęło mnie delektowanie się tą
chwilą przyjemności, że nawet nie zauważyłem towarzystwa.
- Wyglądasz naprawdę
fatalnie.- na dźwięk jego głosu przeszły mnie dreszcze. W ten sposób nie
ułatwisz mi zapomnienia o tobie, pomyślałem od razu.
- Jestem fatalny, to
i wyglądam fatalnie. Ale nie musisz się raczej tym przejmować.- wymusiłem lekki
uśmiech i z ogromnym wysiłkiem udało mi się na niego spojrzeć. Patrzył na mnie
z żalem i współczuciem. Jakby jeszcze tego było mi potrzeba. Ironia losu.- Jak
ci się układa? Ty za to ostatnio promieniejesz, to dobrze.
- Zero, nie chcę o
tym rozmawiać. Wiem, że to przeze mnie się tak czujesz.- powiedział z
niewyobrażalnym smutkiem i zrobił krok w moją stronę, co zbiło mnie z tropu. Znieruchomiałem,
był blisko, czułem jego zapach- używał tych samych perfum przez tyle lat..
- Nie, drogi Yoshi.
Czuję się tak wyłącznie przez swoją własną głupotę. Więc nie rozumiem dlaczego
próbujesz się obwiniać.- ze wszystkich sił starałem się być spokojny, chociaż
tym razem marnie mi to wychodziło. Pragnąłem go całym sercem i ciałem.
- Fakt, powinienem
siedzieć z założonymi rękoma i patrzeć jak z każdym dniem upadasz coraz niżej.
Tego oczekujesz?
- W tym momencie nie
mam najmniejszego prawa oczekiwać czegokolwiek.. Czy nie zgodzisz się ze mną?
- Nie. To ty
powinieneś o tym decydować.- odpowiedział z pewnością siebie w głosie, a ja nie wiedziałem jak mam to rozumieć.
- Podjąłem wiele
decyzji, wiele prób. Już nic takiego nie potrzebuję. Teraz moje życiu biegnie
własnym torem, a ja nie mam na nic wpływu.
- Najwygodniej jest
się poddać, prawda?
Milczałem.
Doprawdy nie miałem pojęcia do czego on pije, a robił mi tylko swoimi słowami
większy mętlik w głowie. Cierpiałem wystarczająco, czy naprawdę nie widział
tego, że najlepiej by zrobił zostawiając mnie w spokoju, skoro już wszystko
było z góry przesądzone?
- Jest to najmniej
czasochłonne.- odparłem w końcu, a Karyu wyglądał jakby moja odpowiedź mu się
nie spodobała. Najwyraźniej już chciał coś powiedzieć, ale dodałem szybko.-
Chyba musimy wracać, Tsukasa i Hizumi czekają na nas.
Kompletnie się nie spodziewałem,
że opuszczając studio spotkam Masaru.
- Co ty tu robisz?-
spytałem, patrząc na niego z wielkim zaskoczeniem.
- Nie napisałeś nawet
czy dotarłeś jakoś do domu, więc postanowiłem tu zajrzeć, licząc na szczęście,
no i proszę.- uśmiechnął się lekko. Chyba po pijaku powiedziałem trochę za
dużo.
- Bo nie udało mi się
w końcu zapisać numeru.- wzruszyłem bezradnie ramionami, odwzajemniając jednak
jego uśmiech. Z czystej grzeczności.
- A któż to, nowy
przyjaciel?- spytał od razu Hizumi, jak zawsze wielce zainteresowany wszystkim
co się dzieje.
- Można tak
powiedzieć.- nie miałem zamiaru mówić niczego więcej. Właściwie to najchętniej
zniknąłbym w tamtym momencie.
- Poznaliśmy się
wczoraj, trochę popiliśmy i mieliśmy mały kłopot z powrotem.- sprostował od
razu, a ja poczułem na sobie wzrok Karyu, który prawie wywiercił mi dziurę w
sercu. Byłem zdezorientowany i od tego wszystkiego zacząłem mieć mdłości.
- No tak, Zero w końcu
ma z tym czasem problemy.- powiedział Yoshi, a tak bardzo nie chciałem słyszeć
komentarza z jego ust. Był nieco uszczypliwy, ale kryło się za tym coś gorszego
i bardzo mnie to obawiało.