wtorek, 29 stycznia 2013

Dream Holiday 5.


Jestem przezmęczona, ale uparłam się, że dzisiaj w końcu napiszę ten rozdział i konsekwentnie dotrzymałam słowa danego samej sobie! Więc jestem z siebie naprawdę dumna i mam szczerą nadzieję, że Wy też. No i serdecznie pragnę podziękować wszystkim, którzy czytają i komentują mojego bloga, naprawdę mnie to bardzo motywuje do dalszej pracy. Tak więc notkę dedykuję każdemu z osobna, bez wyjątku i raz jeszcze dziękuję.
Tymczasem wypada jeszcze dodać, że jest to już ostatni rozdział, ale nie ma się co martwić, bo mam już w zanadrzu kolejnego ficka i wkrótce powinien pojawić się pierwszy rozdział.
Miłego czytania!

~~

Kiedy się budzę nie ma cię w pokoju. Łazienka też jest pusta. Owijam się kocem i wyglądam na korytarz, ale tam też cię nigdzie nie dostrzegam. Zaciskam usta, zamykając się z powrotem w pokoju i wracam do łóżka, zakopując się w pościeli. I znowu zasypiam, nie mam pojęcia na jak długo, jednak za drugim już razem budzisz mnie ty, miłym pocałunkiem. Odruchowo przyciągam cię do siebie, by go pogłębić, co wyraźnie cię satysfakcjonuje.
 - Gdzieś ty się podziewał, Kaoru?- pytam, gdy odsuwasz się ode mnie i marszczę odruchowo brwi.- Chyba nie spotkałeś się z tym kelnerem, co?
Z początku wyglądasz na zdezorientowanego i posyłasz mi pytające spojrzenie, jednak nie mija chwila, a ty, bezczelny, parskasz śmiechem.
 - Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? - kręcisz z niedowierzaniem głową, ale ja nie jestem pewien czy powinienem ci wierzyć!- Przespałeś prawie cały dzień, więc siedziałem z chłopakami. - chcesz przyłożyć dłoń do mojego policzka, przez co się odsuwam i patrzę na ciebie w skupieniu, jednak nie wydaje się, żebyś kłamał, więc całuję cię krótko, po czym wstaję z łóżka.
 - No, masz szczęście.- uśmiecham się kątem ust, jednak trwa to raptem sekundy.- Idę się wykąpać.
I już zmierzam w stronę łazienki, zabraniając ci iść ze mną, kiedy nagle na korytarzu rozbrzmiewa hałas, a po chwili drzwi do naszego pokoju otwierają się z impetem.
 - No jak tam, gołąbeczki, możemy już iść na imprezę?- woła Toshiya, wchodząc jako pierwszy i w irytujący sposób kręcąc biodrami.
Przewracam oczami i wchodzę do łazienki.
 - Nigdzie się z wami nie wybieram.- mówię beznamiętnie i zatrzaskuję za sobą drzwi. Jeszcze tego mi brakowało, tym razem nie będę leczył kaca alkoholem. O nie!

Muzyka gra głośno, światła doprowadzają do oczopląsu, a ja znów się upijam. Nie dość, że jestem zły sam na siebie, to w dodatku jest to wręcz nieporównywalne do mojej nienawiści do tej przeklętej dwójki, która prawie siłą mnie tu zaciągnęła! I nawet ty, Kaoru przeciwko mnie..
 - Kyo, ruszyłbyś się w końcu.- mówi z wyrzutem Andou, podchodząc do mnie i szturchnięciem wytrącając mi z ręki piwo.- Ups, przepraszam!- odsuwa się od razu, wystawiając przed siebie dłonie, a ja wstaję, chcąc mu zwyczajnie za to przywalić, ale mój umysł jest zbyt zmącony alkoholem, żebym mógł ustać na nogach. Z opresji za to ratuje mnie mój cudowny ukochany! Chociaż ani odrobinę nie podoba mi się pozycja w jakiej mnie trzymasz.
 - To co, może jakaś nagroda?- pytasz, zbliżając swoją twarz do mojej na tyle blisko, że gdy oblizujesz swoje wargi, to czuję twój język także na swoich.
 - Jesteś pijany.- mamroczę, starając się od ciebie odsunąć, ale nie pozwalasz mi na to.
 - Tak samo jak ty. I co z tego?
Prędzej czy później muszę przyznać, że masz rację. Nerwy mnie opuszczają i ulegam ci. Znowu. Bądź przeklęty, Kaoru za to jak na mnie działasz. Ale działaj tak na mnie już zawsze.
Pewnie nikt nie zauważy nawet, że znikamy z imprezy i udajemy się do pokoju. Oboje ledwo utrzymujemy równowagę, co chwila się zataczając i obijając o ściany pomiędzy namiętnymi pocałunkami, które to konsekwentnie budują między nami coraz większe napięcie. Nie interesuje mnie fakt, że ktoś może nas zobaczyć, zwłaszcza, że i tak już po chwili znikamy za drzwiami z numerem dwieście osiem i zamykamy je na klucz.
Zsuwam z twoich ramion w pośpiechu koszulę i rozpinam pasek spodni, nim rzucasz mnie na łóżko i układasz się między moimi nogami, a ja oplatam cię nimi w pasie. Później wszystko dzieje się już bardzo szybko, nawet nie orientuję się, kiedy oboje jesteśmy już nadzy, a nasze spocone ciała przylegają do siebie ciasno, poruszamy się w zsynchronizowanym rytmie, z mojego gardła wyrywa  się cała seria jęków, które ty bezustannie tłumisz pocałunkami i przysięgam, że nie zamieniłbym tego na nic innego, niezależnie od tego jak bolesne konsekwencje poniesie za to mój tyłek dnia następnego. Zwłaszcza, że nie żałujesz sobie ani odrobinę. Sadysta.
Ku mojemu zadowoleniu przeciągasz to bardzo długo, chociaż koniec końców i tak nadchodzi ten moment, w którym oboje osiągamy szczyt i opadamy zmęczeni na łóżko, starając się uspokoić oddechy w przerwach na krótkie pocałunki.

 - Chłopaki, czerwony alarm!- zmachany Hara podbiega do stolika jednej z miejscowych restauracji, przy którym właśnie siedzimy, a zaraz za nim pojawia się Andou.
 - Co żeście znowu debilnego zrobili?
 - Fani. Są w fazie oblężenia hotelu, musimy zrobić odwrót!- mówi Die, a w jego oczach maluje się szczere przerażenie. No tak, jak można zapomnieć, że tylko oni są takimi inteligentami, żeby latać po mieście nawet bez kaptura.
 - To jakim sposobem się tu znaleźliście?- pyta Shinya, marszcząc przy tym brwi, a ci dwaj patrzą po sobie, by zaraz zgodnie odpowiedzieć.
 - Tylnym wyjściem.
 - Sądzę, że nie ma się czym przejmować, postoją ze dwie godziny i odejdą.- wzruszasz ramionami, ale ani drugi gitarzysta, ani basista nie odpuszczają.
 - No nie żartuj, Kaoru. Przecież wszyscy wiemy jacy oni są!
 - Co sugerujecie?
 - No mówię, musimy uciekać, póki nie są uzbrojeni!
Milczę, tylko słucham i czuję, że z każdym wypowiedzianym przez nich słowem gotuje się we mnie coraz bardziej. Nie dość, że popsuli mi całe, długo planowane wakacje sam na sam z tobą, to jeszcze niemal na samym ich początku pozwolili dowiedzieć się tym upierdliwym jednostkom gdzie jesteśmy, przez co będziemy musieli wracać. Dobrze to rozumiem, prawda? Nie wierzę w ich głupotę!
 - A skąd wiesz? Może już wysłali za wami całą masę zwiadowców?- pytam z nieuprzejmą ironią, nie kontrolując nawet grymasu malującego się na mojej twarzy.- Za dużo filmów żeście się naoglądali, kretyni!
 - Kyo, daruj sobie, to przecież nie nasza wina.
 - No przecież, nasza.- warczę, z trudem powstrzymując się przed dodaniem czegoś mniej przyjemnego. Czas choć trochę nad sobą panować, jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi w moim przypadku.
Niespodziewanie mnie obejmujesz i całujesz w skroń, a ja patrzę na ciebie ze szczerym zdziwieniem.
 - Nie denerwuj się już.

 - To co, wszystko gotowe?- pytasz, zaglądając jeszcze raz do bagażnika.
 - Co najwyżej mogliśmy zapomnieć prezerwatyw.- wzdycham, opierając się o twój idealnie wypolerowany samochód. Na całe szczęście hotelowy parking był od jego wewnętrznej strony.
 - Przecież zużyliśmy ostatnią.
 - No właśnie! Kaoru, kochanie, jesteś zbyt zorganizowany, żeby pominąć cokolwiek.
 - Obyś się nie mylił.- uśmiechasz się do mnie, co ja całkiem odruchowo odwzajemniam, po czym podchodzisz do mnie i całujesz krótko, żeby zaraz obejść auto i podejść do drzwi kierowcy.
Oboje do niego wsiadamy, widzimy, że Shinya wraz z Die'em i Toshiyą już odjeżdżają, więc szybko ruszamy ich śladem. Przy głównej bramie fani zaczynają się zbiegać ku nam, jednak na niewiele się im to zdaje, gdyż po krótkiej chwili już nas nie ma. Przynajmniej w jednym ci idioci mieli rację- nie zrezygnowali po dwóch godzinach, a wręcz przybyło ich jeszcze więcej. Jak jakaś plaga.
 - Przykro mi, że tak wyszło, Tooru.
 - Przecież to nie twoja wina.- wzdycham głęboko, przykładając skroń do szyby i patrząc przed siebie. Właściwie, to mi też jest trochę przykro.
 - Nawet jeśli, to chciałem, żeby to wyglądało inaczej. Ale.. Mogę ci coś zaproponować?
 - Słucham.
 - Od dłuższego czasu się nad tym zastanawiałem i to chyba dobry moment, zwłaszcza, że reszta już wie o naszym związku.- zaczynasz, pobudzając trochę swoim ociąganiem moją ciekawość, jednak staram się nie dawać tego po sobie poznać.- Może zamieszkalibyśmy razem?
 - Zapomnij.- odpowiadam od razu, bardziej zdecydowanie niż kiedykolwiek.

Mija niespełna tydzień, a ja już wprowadzam się do twojego mieszkania wraz ze wszystkimi swoimi rzeczami. Wymuszam na ciebie postawienie mojego ulubionego fotela w salonie, chociaż ty twierdzisz, że kompletnie do niego nie pasuje, upycham na twoich pułkach wszystkie książki i płyty jakie posiadam, robię bałagan w szafie i chcę zrobić przemeblowanie sypialni, a ty cierpliwie znosisz wszystkie moje zachcianki i się na nie godzisz, nawet jeśli z początku niespecjalnie ci one odpowiadają. I to są jedne z tych rzeczy, które na okrągło mi uświadamiają jak bardzo cię kocham. No ale ci przecież o tym nie powiem!