wtorek, 15 stycznia 2013

Dream Holiday 4.


 - Jak długo jesteście razem?- pyta Andou, szczerząc się raz do mnie, raz do ciebie.
 - Nie interesuj się.- warczę, ale ten zdaje się mnie całkowicie ignorować. I nie podoba mi się to ani odrobinę!
 - Die, Kyo ma rację. Powinniście już dać sobie spokój.- wzdycha głośno Shinya, a ja stwierdzam, że jednak mam chociaż jednego sojusznika.
 - Ale co w tym złego, że chcemy wiedzieć więcej?- Toshiya wzrusza ramionami, jednak zaraz potem znów przybiera swój głupkowaty uśmieszek. Nienawidzę go. Szczerze go nienawidzę.- To jak? Chyba nam się to należy.
Patrzysz na mnie nieco niepewnie, najwyraźniej nie będąc pewnym czy możesz odpowiedzieć. Kręcę stanowczo głową, jednak ty szybko odwracasz ode mnie spojrzenie.
 - Prawie rok.
 - Kaoru!
 - Kyo, nie denerwuj się, to przecież nic złego, a i tak zareagowali lepiej niż przypuszczaliśmy.- uśmiechasz się do mnie i wyciągasz w moją stronę dłoń, jednak odtrącam ją od razu, odwracając się do ciebie plecami.
 - Nie chcę, żebyś mnie dotykał.- cedzę przez zęby, krzyżując ręce na piersi. Czuję jak spróbujesz opleść mnie w pasie, przez co zrywam się nagle z miejsca.- Powiedziałem coś!
 - Ale czemu się..
 - Wcale się nie denerwuję!
Wzdychasz głęboko.
 - Może wolelibyście to załatwić na osobności?- pyta Die, uśmiechając się przy tym jednoznacznie. Nie mogę już patrzeć na nich wszystkich.
 - Nie mamy czego ze sobą załatwiać.- mówię ze złością i odwracam się napięcie, kierując w stronę wyjścia.
 - Zaczekaj!- wołasz za mną, doganiając mnie od razu i przytrzymujesz za rękę. Jednak ja wyrywam ci się od razu i nim zdążysz zareagować, mnie już nie ma.
Wychodzę z hotelu i idę przed siebie. Już po bardzo niedługim czasie nie mam najmniejszego pojęcia gdzie jestem, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia. I tak w najbliższym czasie nie mam zamiaru tam wracać. W dalszym też nie!
Zachodzę do jakiejś przypadkowej knajpy i zamawiam kufel piwa. Widzę, że ludzie mi się przyglądają, ale jestem tak wściekły na tamtych idiotów, że nawet prawie nie zwracam na nich uwagi. A im dłużej o tym wszystkim myślę, tym natarczywiej nachodzi mnie uczucie wstydu. Dlatego, że dowiedzieli się o moim związku z tobą. Ale to nie tak, że wstydzę się ciebie, tylko przytłacza mnie świadomość, że ktoś poza tobą zna moje uczucia. I po raz pierwszy w życiu nachodzą mnie wyrzuty sumienia, wraz z myślą, że ten jeden jedyny raz nie miałem racji i nie powinienem był cię tak potraktować.
Przeklinam się w duchu chyba za wszystko co możliwe i zamawiam kolejne piwo.

Nie wiem ile czasu minęło, ani ile już alkoholu w siebie wlałem, jednak z niemałym problemem trzymam się na nogach. Przyłapuję się nawet na tym, że mam nadzieję zaraz cię tu zobaczyć, a ty zapewnisz mnie, że wszystko jest w porządku i zabierzesz z powrotem do hotelu. Zwłaszcza, że nie mam najmniejszego pojęcia jak wrócić. Ale to się nie wydarzy, bo tak samo jak ja nie znam drogi powrotnej, tak ty nie masz pojęcia gdzie jestem. Cholera! Nienawidzę cię.
Usiłuję wstać z miejsca, ale nie spodziewając się, że jestem aż tak pijany, od razu się przewracam. Klnę głośno, jakiś mężczyzna pomaga mi się podnieść, później całkowicie tracę poczucie rzeczywistości, a odzyskuję je dopiero gdy chłodny wiatr zaczyna owiewać moją twarz. Otwieram oczy i ku swojemu zdziwieniu stwierdzam, że słońce nie świeci mi w oczy. Jest całkowicie ciemno, dookoła nie ma nikogo, a kiedy się rozglądam, orientuję się, że siedzę, a właściwie to leżę na ławce, na jakimś molo. Prawe ramię mi zdrętwiało i nie mogę ruszać szyją. Do tego boleśnie daje mi się we znaki moja głowa, chociaż wydaje mi się, że dalej jestem pijany. I oddałbym naprawdę wiele za butelkę wody.
Ciśnienie skacze mi momentalnie, gdy orientuję się, że nie mam ani pieniędzy, ani telefonu. Jakaś nędzna kreatura mnie okradła! Właśnie mnie! Niech smaży się w piekle po wieczność.
 - Kaoru, gdzie ty, kurwa jesteś?- mamroczę z niemal szczeniacką rozpaczą, ale przecież wiem, że mi nie odpowiesz. Pewnie śpisz sobie właśnie w tym ciepłych łóżku i tak naprawdę cieszysz się, że masz przynajmniej chwilę spokoju. Zdrajca. Już nie chcę cię widzieć.
Podnoszę się z ławki i znów nogi się pode mną uginają, jednak tym razem udaje mi się utrzymać równowagę. Zaczyna robić mi się zimno i odnoszę nieodparte wrażenie, że na pewno mi się nie uda odnaleźć hotelu.

 - Nishimura!- słyszę głośno wołanie tuż za moimi plecami, gdy idę wzdłuż jednej z ulic, chyba nieopodal centrum. Odwracam się od razu, a moim oczom ukazuje się Shinya z Toshiyą. Podbiegają od razu do mnie, ale ja nie ruszam się ani o krok.- Gdzieś ty się podziewał?
 - Nie zadawaj głupich pytań, Hara.- warczę, jednak bardzo szybko zmieniam wyraz twarzy z agresywnego na niego łagodniejszy i wzdycham głośno.
 - Znaleźliśmy Kyo, spotkamy się w hotelu.- nawet nie zauważyłem kiedy Shinya wyciągnął telefon, a teraz najpewniej rozmawia z tobą.
 - Wiesz jak nas zmartwiłeś? Pół nocy cię szukaliśmy.- mówi basista i chwyta mnie pod rękę. Uderzam go, w zamierzeniu lekko, łokciem w biodro, ze skutkiem, który odpowiada mi najbardziej- odsuwa się ode mnie.
 - Ta, nie wątpię.
 - Toshiya mówi prawdę.- wtrąca Shinya, uśmiechając się nieco smutno, na co ja marszczę brwi.- Ale najbardziej panikował Kaoru, więc chyba powinieneś go przeprosić.
 - Nie mów mi co mam robić.
Perkusista bierze głęboki wdech, ale nic więcej nie dodaje.
Docieramy do hotelu pierwsi. Nie mam kluczy do swojego pokoju, więc idę z Shinyą i Toshiyą. Na szczęście nie muszę z nimi rozmawiać, chwytam butelkę tak bardzo upragnionej przeze mnie wody i zajmuję jeden z trzech foteli. I ledwo co kończę pić, a drzwi z impetem się otwierają. Wchodzisz szybkim krokiem wraz z drugim gitarzystą i nim się orientuję, już jesteś przy mnie. Myślę, że będziesz krzyczał, może nawet mnie uderzysz, ale ty ujmujesz w dłonie moją twarz i wpijasz się momentalnie w moje wargi. Początkowo jestem zdezorientowany i chcę się odsunąć, lecz szybko się rozmyślam. Oplatam rękoma twoją szyję, odwzajemniając tę pieszczotę i nawet przechodzi mi przez głowę myśl, że chyba mogę być szczęśliwy.
 - Kaoru, przepraszam..- szepczę niepewnie, gdy po chwili odsuwamy się od siebie, a ty obdarzasz mnie najczulszym uśmiechem jakim w ogóle możesz.
 - Nie, ja przepraszam. To moja wina.
 - Właściwie to nasza.- mówi Die, siadając na łóżku. I po raz pierwszy nie robię się nerwowy na jego widok!