niedziela, 14 października 2012

One shot: Chemical romance


Tekst jest nie sprawdzony i nawet nie mam siły go sprawdzać, więc za błędy z góry przepraszam.

~~

 - Klęknij.- powiedział Kyo, głosem nieznoszącym sprzeciwu, patrząc przy tym na mnie bez cienia jakichkolwiek emocji.
 - Tooru, proszę..
 - Chyba nie chcesz mnie zdenerwować. Mam rację, Daisuke?- przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, słysząc z jakim jadem ten wypowiada moje imię. Czując nieodparte mdłości i szczerą nienawiść do samego siebie, posłusznie jednak osunąłem się przed nim na kolana, z oporem rozpinając jego spodnie.
Znów pozwalałem mu się poniżać, znów robiłem to, co tylko mi rozkazał. Pozostało tylko pytanie dlaczego. Dlaczego, skoro kochałem Kaoru? Który notabene odsunął się ode mnie, w momencie, w którym zorientował się co tak naprawdę łączy mnie z Niimurą. Dzień w dzień myślałem o tym, żeby przerwać tę chorą relację, jednak zwyczajnie nie potrafiłem się przeciwstawić.
I klęcząc tak przed wokalistą i poruszając tak głową, będąc przy tym ciągnięty boleśnie za włosy, poczułem jak zbiera mi się na łzy, nawet nie orientując się, w którym konkretnie momencie te niemal ciurkiem zaczęły spływać po moich policzkach. Ponad to, zrobiło mi się jeszcze bardziej słabo, na dźwięk skrzypiących drzwi. Chciałem się odsunąć, jednak Tooru nie dał mi takiej możliwości.
 - Co tu się, do cholery wyprawia?- ogarnęła mnie jeszcze większa rozpacz na dźwięk głosu Kaoru. Zacząłem się wyrywać, dopiero po chwili mi się udało, ale Niimura jednym szarpnięciem sprawił, że z impetem padłem na podłogę. Chciałem się podnieść, jednak nie byłem w stanie tego zrobić, całkowicie zalewając się łzami. Nie docierały do mnie nawet słowa Kaoru i Kyo, ale byłem pewien, że się kłócili. Później usłyszałem trzask drzwi, bojąc się tego co mnie czeka, kiedy znowu zostaliśmy sam na sam. Byłem pewien, że w pierwszej kolejności mnie uderzy, lecz zamiast bólu, poczułem na ramionach coś lekkiego, zupełnie jakby ktoś mnie czymś przykrywał. Z tego całego zaskoczenia, przestałem aż płakać, podnosząc wzrok. Dostrzegłem tylko same niewyraźnie kontury, ale nawet mimo to, nie mogłem się pomylić.
 - Kaoru, co ty..- tylko tyle byłem w stanie z siebie wykrzesać, a ten i tak mi nie odpowiedział, pomagając zamiast tego wstać. Objął mnie delikatnie, zupełnie jakby obawiał się, że mogę niespodziewanie stracić równowagę i wyprowadził z małego, ciemnego pomieszczenia, byśmy w końcu opuścili budynek, w którym mieściło się nasze studio i skierowali do auta drugiego gitarzysty.
Odezwał się dopiero, kiedy odjeżdżaliśmy z parkingu.
 - Zostaniesz dzisiaj u mnie, jesteś w zbyt opłakanym stanie, żeby zostać sam.- odparł z powagą, nawet na mnie nie patrząc.- Ale pamiętaj, że to tylko ten jeden, jedyny raz.

 - Zjesz coś może?- spytał, gdy byliśmy już u niego. Pokręciłem tylko przecząco głową, spuszczając wzrok.
 - Zapewne teraz mnie nienawidzisz i czujesz do mnie większe obrzydzenie niż wcześniej.- powiedziałem cicho, nawet nie chcąc  na ciebie patrzeć. Czułem jak pieką mnie policzki, a oczy znowu stają się zaszklone.
 - Sądzisz, że siedziałbyś właśnie w mojej kuchni, gdybyś właśnie coś takiego do ciebie czuł?- spytał Kaoru, unosząc znacząco brew i podsuwając mi pod nos kubek z herbatą.- Napij się przynajmniej.
 - Przepraszam cię, Kaoru. Było pomiędzy nami tak dobrze, a ja to wszystko zepsułem..- wyszeptałem, każde słowo wypowiadając coraz ciszej. To wszystko była moja wina, zdawałem sobie z tego sprawę i nic nie bolało mnie bardziej od myśli, że nic nie mogłem z tym zrobić. Na to było już zdecydowanie za późno. A gdyby nie Niimura, zapewne właśnie w tym momencie bylibyśmy całkiem szczęśliwą parą. Doprawdy nie mogłem sobie tego wybaczyć. Tego, że nie powiedziałem w odpowiednim momencie, zwykłego "nie".
 - Nie rozumiem o czym mówisz.- powiedział starszy mężczyzna, wychodząc z kuchni. Spojrzałem na niego dopiero po chwili, czując się naprawdę niepewnie.- Pościelę ci kanapę, mam nadzieję, że będzie ci na niej wygodnie.
Będzie, pomyślałem sobie. W końcu już kiedyś zdążyłem się o tym przekonać, a on z pewnością doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mimo to, udawał, że kompletnie nic nie miało miejsca. Jakie to było wygodne.

Obudziłem się nad ranem i nie byłem w stanie już później zmróżyć oka, zwłaszcza na myśl, że osoba, której pragnę najbardziej na świecie jest tak daleko, pomimo że śpi raptem w drugim pokoju. Nie chciałem dłużej myśleć o tym, tak samo jak nie chciałem tam być. Potrzebowałem jakiegoś sposobu na oderwanie się od tej rzeczywistości, więc też niewiele myśląc, zostawiłem Kaoru krótki liścik, w którym napisałem, że mu dziękuję, a jedynym sensownym czynem z mojej strony będzie udanie się do rodziców. Nie miałem pewności jak konkretnie na to zareaguje, chociaż pewnym było, że się wścieknie. Nieistotne, i tak gorzej już raczej ze mną być nie mogło.
Tak więc opuściłem mieszkanie Niikury nim właściwie zdążyła wybić godzina piąta. Droga do domu na piechotę zajęła mi trochę ponad pół godziny, jednak gdy w końcu się w nim znalazłem, spakowałem od razu większość swoich rzeczy i udałem się na dworzec. Marzyłem o tym, żeby jak najszybciej opuścić Tokyo, niemal każde miejsce w tym mieście przyprawiało mnie o mdłości, chciałem wrócić tam, gdzie wszystko zawsze względnie wydawało się beztroskie. Na razie przynajmniej na jakiś czas..
Przyjechał mój pociąg. W takiej sytuacji raczej powinienem się zawahać, jednak nic takiego nie miało miejsca. Wsiadłem do niego od razu, znalazłem wolny przedział i zamknąłem się w nim, zasuwając zasłony, żeby przez przypadek nikt mi nie przeszkadzał. I znów poczułem się bezradny, znów zebrało mi się na łzy. Dlaczego wszystkie sprawy musiały się w tak okrutny sposób pokomplikować? Ponadto doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, iż to wszystko było wyłącznie moją winą. Przez to, że byłem zbyt uległy, pomimo, że wiedziałem doskonale czego pragnę.

Miesiąc minął mi bardzo szybko. Rodzice z początku byli bardzo zdziwieni, że przyjechałem, jednak po tygodniu przyzwyczaili się do mojej obecności. Całe dnie poświęcałem na czytanie książek, spacery, rozmowy z ojcem, rozwiązywanie krzyżówek z matką. Czyli to, co zawsze chciałem robić bez przeszkód, a na co nigdy nie miałem czasu. Nikt z zespołu nie próbował się ze mną kontaktować. Albo w sumie, nie miał takiej możliwości, gdyż wyłączyłem całkiem telefon, a rodzicom powiedziałem, żeby wyrzucali wszelkie listy do mnie. Nie pytali, nie protestowali. Więc nie wiem jak to do końca było. I nawet były takie momenty, w których zastanawiałem się czy by może nie odejść z zespołu, czy by nie zostać z rodziną. Dir en grey znalazłoby nowego gitarzystę, a ja miałem wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zacząć życie na nowo. Nie musiałbym już więcej być poniżanym przez Kyo, ani nie musiałbym na każdym kroku powstrzymywać się przed sięgnięciem, z początku po te kuszące wargi Kaoru, a później po całą resztę. Może było to z mojej strony przejawem niewyobrażalnego tchórzostwa, jednak nic poza tą ucieczką od problemu nie przychodziło mi do głowy. Rzecz jasna- aż do pewnego poranka, kiedy to jak co dzień siedziałem w kuchni przy stole i jadłem śniadanie, czytając przy tym gazetę.
 - Daisuke, masz gościa.- powiedziała mama, stając w progu kuchni.
Zaskoczony podniosłem od razu wzrok, co było moim błędem, gdyż momentalnie zakrztusiłem się kawą.
 - Kaoru, co ty tu robisz?!- krzyknąłem, podnosząc się od razu, kiedy tylko udało mi się w miarę możliwości uspokoić.  Poczułem, że robi mi się zimno, od jego lodowatego spojrzenia.
 - Równie dobrze mógłbym zapytać cię o to samo.
 - Chodźmy na górę.- powiedziałem niepewnie, prowadząc gitarzystę do mojego pokoju. Nie mówiąc już nic więcej, posłusznie skierował się za mną, a gdy tylko drzwi za nami się zamknęły, doznałem chyba największego szoku jakiego mogłem doznać. Jego wargi były gorące i całowały mnie z niewyobrażalnym uczuciem. Wplątał palce w moje włosy, a ja byłem tak zdezorientowany, że nie miałem pojęcia z początku co robić. Jednak instynktownie odwzajemniłem tę pieszczotę.
 - Die, zabiję cię.- powiedział, by po chwili znów wpić się w moje usta. Nie miałem pojęcia co się dzieje, dlaczego mnie całował, tam, w moim rodzinnym domu, przyjeżdżając bez uprzedzenia. Przecież przestało mu zależeć, kiedy zakręcił się obok mnie Niimura, przecież brzydził się mną. Jak to wszystko mogło być możliwe?
Ledwo zdobyłem się na odsunięcie go od siebie odrobinę. Miałem przyspieszony oddech, czułem, że mój wzrok już zaczyna robić się zamglony, a umysł przestaje funkcjonować. Ale to była jedyna okazja, żeby wszystko wyjaśnić, niezależnie od tego jak bardzo pragnąłem właśnie teraz ponieść się tejże chwili.
 - Kaoru, dlaczego tu jesteś?- spytałem, starając się zapanować nad oddechem. Co niestety wychodziło mi z marnym skutkiem.- Wiesz do czego to wszystko prowadzi?
 - Wiem. Cholera, wiem.- nie odrywał spojrzenia od moich warg, z każdą chwilą zbliżając się do mnie coraz bardziej.- Ale nie mogę wiecznie oszukiwać wszystkich wokół. Kocham cię i jeśli jeszcze raz pozwolisz temu dupkowi robić to na co tylko ma ochotę, przysięgam, że najpierw własnoręcznie wykastruję jego, a później ciebie.- kiedy to mówił, czułem jego dłoń wsuwającą się pod materiał mojej koszulki. Przeszły mnie na ten gest dreszcze.
 - Obiecuję, że to już nigdy się nie powtórzy.- rozpinałem pospiesznie twoją koszulę, uśmiechając się przy tym kątem ust, by w końcu sięgnąć po kolejny pocałunek.
Nie jestem w stanie opisać tego wszechogarniającego szczęścia, o które przyprawił mnie tamten seks, który, tak właściwie, zapoczątkował wszystko. Staliśmy się niemal nierozłączni, a kiedy tylko wróciliśmy do miasta, Kyo w pierwszej kolejności, przez dobre dwa tygodnie chodził z podbitym okiem i spuchniętą wargą, przez którą nie mógł nawet śpiewać. Nie wierzyłem w to wszystko, wydawało mi się to zwykłym snem. Jednak nic nie zmieniło tego, że co dzień, rano budziłem się w ramionach Kaoru, który bardzo często uśmiechał się przez sen.