Złote liście powoli opadały z drzew, praktycznie nie było słychać już ptaków. Czekałem na ciebie tak długo, ale z upływem czasu wciąż się nie zjawiałeś. Pozwalałeś czuć mi się samotnym, jednocześnie doskonale zdając sobie sprawę z tego, że moje myśli bezustannie błądzą gdzieś przy tobie. Każdy twój gest, uśmiech skierowany ku osobie, którą nie byłem ja, doprowadzał mnie do obłędu. Byłem zazdrosny, o tym też wiedziałeś, i wykorzystywałeś przeciwko mnie. Jak bardzo chciałeś zranić? Dobić. Nie wiedziałeś, że nie kopie się leżącego? Każdy twój na pozór niewinny dotyk Hizumi'ego, klepnięcie w tyłek, to jak razem opuszczacie studio, idąc nie-wiadomo-gdzie. Dlaczego nie mogłeś dać mi czegoś więcej, jak rozdarcie i ból serca? Umyślnie mnie wyniszczałeś, tocząc jakąś dziwną grę, której ponad wszystko nie by łem w stanie pojąć. Chciałem umrzeć. By nic nie czuć. Nie widzieć. Nie kochać.
- Zero..- wymruczał mi do ucha i ułożył dłonie na moich biodrach, kołysząc lekko nimi. Nie miałem pojęcia czego może ode mnie chcieć; cofnąłem się o dwa kroki, tak by nie mógł mnie z tej odległości dotknąć. Nie chciałem czuć jego dotyku, jednocześnie tak bardzo tego pragnąc. Zmarszczyłem brwi, przyglądając mu się ostrożnie.- Zero, pójdziesz może ze mną na kawkę po próbie?
- Nie.- odpowiedziałem krótko, całkiem beznamiętnie i podszedłem do mojego basu, w celu ponownego nastrojenia instrumentu. Unikałem patrzenia na niego i, przyznam szczerze, wychodziło mi to całkiem nienagannie.
- Dlaczego?- westchnął w udawanym akcie rozpaczy. Naprawdę, znoszenie jego obecności jeszcze po godzinach pracy mogłoby okazać się dla mnie aż nazbyt niebezpieczne.- Ale myślałem, że..
- Nie, Karyu, już powiedziałem.- z ogromnym wysiłkiem udawało zdobyć mi się na stanowczość, kiedy czegokolwiek ode mnie chciał, jednak wykształcenie tego w sobie było czymś niezbędnym.
- Mm. Nie, to nie.- odparł w końcu, posyłając mi jeden ze swoich złośliwych uśmiechów, z nutą czegoś, czego nawet nie byłem w stanie zinterpretować.- Poproszę więc Hizu, on na pewno się zgodzi.
- Leć do niego, Karyu, bo się jeszcze okaże, że nasz kochany wokalista ma plany na dzisiejsze popołudnie i co ty wtedy biedny zrobisz?- wycedziłem przez zęby z ironią. Panowanie nad nerwami ostatnimi czasy stawało się co raz trudniejsze. Moja cierpliwość ciągle była wystawiana na próbę i jakoś nikt nie zwracał uwagi na jej znikome ilości, jakie u mnie pozostały, o ile w ogóle miały jeszcze rację bytu.
Odetchnąłem głęboko, dopiero gdy drzwi za Karyu się zamknęły. Kochałem go i nienawidziłem. Miałem ochotę go uderzyć i pocałować. Odejść jak najdalej i przytulić, nie puszczając już nigdy więcej. To było chore, mnóstwo obrazów przelatywało przez moją głową, lecz zdecydowanie się ostatecznie na jedno było niemożliwe. Czułem jak z każdą sekundą znacząco narasta we mnie złość; cisnąłem gdzieś przed siebie paczką papierosów, którą wcześniej trzymałem w dłoni.
Gdy na następnej przerwie wróciłem z toalety, Karyu rozmawiał właśnie z Hizumi'm. Śmiali się, żartowali, ukradkiem dotykali. Zacisnąłem mocno pięści, spuszczając wzrok i opadłem ciężko na kanapę. Moje skronie zaczęły niebezpiecznie pulsować i nim zdążyłem nawet zareagować, przeszył mnie straszny ból głowy. Syknąłem, próbując wstać i odruchowo strzepnąłem czyjąś dłoń, która bezprawnie znalazła się na moim ramieniu.
- Zero, wszystko w porządku?- usłyszałem spokojny, zatroskany głos perkusisty.
- Nic nie jest w porządku, nigdy nie było. Ale chwilowo nie mam siły myśleć o niczym innym jak o porządnej tabletce przeciwbólowej.
- Są na zapleczu. Przynieść ci?
W odpowiedzi skinąłem lekko głową i posłałem Tsukasie wdzięczne spojrzenie, ponownie osuwając się na obity czarną skórą mebel. Po chwili przyniósł mi jakieś leki i szklankę wody. Podziękowałem kulturalnie, wypijając je. Nie przyniosły całkowitej ulgi, jednak byłem w stanie później normalnie grać. Na szczęście podczas próby umiałem skupić się tylko na tym; nic nie zaprzątało mojego umysłu, nic poza czystymi dźwiękami wydobywające się z mego ukochanego basu.
Niestety, zawsze kiedy ta dopiegała końcowi, tak jak teraz, wszystko w ułamku sekundy do mnie powracało. To był bardzo zły, niebezpieczny kontrast. I skoro ja nie byłem w stanie poradzić na to co działo się w mojej głowie, z pewnością nikt inny nie był. To po części mnie przerażało, choć przynajmniej moje wahania nastrojów polegały na zdenerwowaniu, smutnej reflekcji, zirytowaniu, chęci mordu bądź rozważaniu próby samobójczej- więc ostastnimi czasy nie były zbytnio zróżnicowane.
Studio opuściłem jako pierwszy. Nie miałem najmniejszego zamiaru pozostawać tam dłużej niż powinienem.
Siedzenie samotnie w czterech ścianach mnie przytłaczało, dlatego postanowiłem przejść się na krótki spacer. Narzuciłem na siebie płaszczyk i owinąłem szyję szalikiem, wychodząc zaraz z domu.
Przechadzałem się spokojnie po parku, z delikatnym uśmiechem rozglądając dookoła. Jesień to była moja ulubiona pora roku i w przeciwieństwie do większości ludzi, ja nie miałem pojęcia co to jesienna depresja. Chociaż to pewnie dlatego, że przez cały rok zachowywałem się jakbym miał depresję. No nieistotne..
Mało było na dworze osób o tej porze, jednak udało mi się nawet dostrzec kogoś znajomego. Chociaż w najmniejszym stopniu się z tego powodu nie cieszyłem; mimo to, przystanąłem, zapatrując się na gitarzystę bez zastanowienia. Siedział na ławce, z jakieś dwa metry ode mnie, bazgrząc coś namiętnie w notesie, a wiatr rozwiewał jego włosy. Mrużył w skupieniu powieki, zagryzając przy tym dolną wargę- wyglądał doprawdy uroczo, ten widok mnie rozczulił, mimo iż zupełnie nie powinien. Teraz, patrząc na niego, mógłbym przysiąc, że wszystko co wydarzyło się w ostatnim czasie było tylko przerażającym koszmarem. Wyglądał tak niewinnie, że gdybym go nie znał, nie byłbym w stanie posądzić posądzić go o.. O nic. Po prostu.
Uniósł nagle wzrok, zupełnie jakby chciał w otoczeniu znaleźć jakieś natchnienie i rozejrzał się, dostrzegając mnie od razu. Wstrzymałem powietrze, czując jak moje serce zaczyna szybciej bić; Karyu z uśmiechem wstał z ławki i podszedł do mnie. Nie odzywałem się, spoglądając na niego niepewnie.
- Witaj, Zero.- przeczesał palcami moje włosy, na co wzdrygnąłem się. Dostrzegł to, nie cofając jednak dłoni.- Co Ty tu robisz?
- Przypuszczalnie to samo co ty.- wzruszyłem ramionami, po chwili przełykając głośno ślinę. Zaśmiał się na to.
- Mógłbyś chociaż raz spróbować być milszy, wiesz?
- Dlaczego miałbym?- uniosłem w pytającym geście jedną brew, mierząc go uważnie wzrokiem.
- Przecież wiem, skarbie jak bardzo mnie lubisz..- uśmiechnął się, przesuwając opuszkami palców po moim poliku, jednocześnie jadąc za nimi wzrokiem.- Twoje zachowanie nieco temu przeczy.
- Pf.- chwyciłem jego dłoń i opuściłem ją z wymuszonym opanowaniem.- A ty czego się spodziewałeś?
- Ignorujesz mnie, nie mam pojęcia dlaczego.- mruknął przesłodzonym głosem i zbliżył niebezpiecznie blisko swoją twarz ku mojej, tak, że nasze usta prawie się stykały. Próbowałem się cofnąć, jednak przytrzymał mnie mocno, uniemożliwiając tym samym jakikolwiek ruch. Zakląłem pod nosem, jednak ten to zignorował. Odchyliłem się więc do tyłu, ale ten ułożył dłoń na moim karku, przyciągając do pocałunku. Zacząłem się szarpać, w moich oczach momentalnie pojawiły się słone łzy, a gdy tylko udało mi się wyrwać z uścisku Karyu, zamachnąłem się, policzkując go. Przez chwilę stałem, spoglądając na niego z nie mniejszym zaskoczeniem, jak on na mnie- nie sądziłem, że byłbym w stanie go uderzyć, to był impuls. I wtedy w wyrazie jego twarzy pojawiło się coś szczerego.. Nie mogłem dłużej tam zostać, odwróciłem się na pięcie i zacząłem biec w kierunku domu.
- Zero!- usłyszałem za sobą, jednak się nie odwróciłem, nie zatrzymałem. Praktycznie nic nie widziałem, łzy z każdą chwilą w większych ilościach wylewały się ze mnie.
Leżałem w łóżku, spoglądając niemym wzrokiem w ścianę. Bezczelny.. Bawił się mną, tej myśli chyba najbardziej nie byłem w stanie znieść. Dlaczego? Co takiego zrobiłem? Widział jak cierpię, a jednak dalej mnie ranił. Przeklinałem go za mą miłość do niego. Jak mogłem pokochać kogoś takiego?
Mój telefon dzwonił co parę minut, raz był to Karyu, raz Tsukasa. Nie odbierałem. Mijał drugi dzień odkąt nie zjawiłem się na próbie, nie mówiąc ani słowa, ale po prostu.. Nie miałem siły wstać z łóżka. Chęci na rozmawianie z kimkolwiek również mnie opuściły, a widzieć gitarzysty na razie nie miałem zamiaru. Kilka razy dobijano się do moich drzwi, ale i do nich nawet nie podszedłem.
Nie wiem ile dni jeszcze spędziłem w domu, nie miały dla mnie znaczenia, straciłem rachubę. Ale w końcu, kiedy nastał ranek, ociągale zwlokłem się łóżka i pomaszerowałem do łazienki, żeby się ogarnąć. Wychodząc z domu nie wiedziałem nawet jaki jest dzień tygodnia i czy w ogóle próba się odbywa.. Lecz w końcu wypadało, prawda?
Kiedy wszedłem do studia.. Powitał mnie tylko Tsukasa.
- Gdzieś Ty się do jasnej cholery podziewał?!- krzyczał, jednak wiedziałem, że się martwił.
- Przepraszam.. Możemy.. Zaczynać?- spytałem, ponad wszystko starając się nie patrzeć na Karyu. Znów byłem zmuszony do unikania jego spojrzenia, znów udawanie, że nie istnieje nawet mi się udawało. Można by nawet rzec, że byłem z siebie pod tym względem dumny.
Próba dobiegła końca. Panowała jakaś chora atmosfera, nikt się nie odzywał. Tylko graliśmy..
Pozbierałem nuty, żeby przejrzeć je uważnie w domu, bez pośpiechu ubrałem płaszcz, wsuwając zaraz w jego kieszeń paczkę papierosów. Kiedy opuszczałem salę, ktoś przytrzymał mnie za nadgarstek. Znałem uścisk tych smukłych palców.. Wyglądało na to, że byliśmy już sami.
- Puść mnie..- szepnąłem, łamiącym się głosem, nie drgając nawet. Nie zrobił tego; pociągnął wgłąb pomieszczenia, zamykając drzwi. Nie miałem siły protestować, stałem więc, nie patrząc jednak na niego.
- Zero, ja..- zaczął, biorąc głęboki wdech. Odniosłem wrażenie, że nie był w stanie sam określić co właściwie chce mi powiedzieć- Ja.. Przepraszam.. Nie wiedziałem, że ty to tak widzisz.. Że to aż tak cię boli..
- Aż tak..- powtórzyłem, a ukłucie mego serca było wręcz nie do zniesienia. Czyli jednak doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Aż tak. Ale.. Wtedy kiedy mnie spoliczkowałeś.. Coś zrozumiałem. Może nie tyle, dlaczego się tak zachowywałem, a.. Że cię kocham.- kiedy skończył wypowiadać te słowa, uniosłem na niego swój wzrok, patrząc z ogromnym niedowierzaniem. Czy mi się przesłyszało? Niepewnie ułożył dłoń na moim poliku; wzdrygnąłem się nerwowo, lecz poza tym stałem spokojnie.- Tak, dobrze zrozumiałeś.- dodał, zupełnie jakby czytał mi w myślach- Kocham Cię. Ja.. Wybacz mi, błagam..
- Matsumura, jesteś skończonym głupcem.- stęknąłem, obejmując go za szyję ramionami i stając na palcach, wpiłem się w jego wargi. Nie tego się spodziewał, byłem tego pewien, jednak szybko począł odwzajemniać mój pocałunek, oplatając mnie rękoma wokół talii. Znów łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Czy mogłem poczuć czym jest szczęście?
Jakie to słodkie, on mu wyznał miłość. I przeprosił. Oyaa. *.*
OdpowiedzUsuńNormalnie na początku się poryczałam.... a potem takie awwww <33 słodko. I przeprosił, powiedział, że kocha i jest happy end ! XD
OdpowiedzUsuń