wtorek, 23 sierpnia 2011

Tainted World 2.

Wracaliśmy do pokoju cali ociekający wodą i śmiejący się w najlepsze. W tamtej chwili już nawet nie zwracałem uwagi na to z kim jestem, po prostu dobrze się bawiłem. W końcu od czego są trasy koncertowe? Co prawda nigdy nie przypuszczałem, że choćby chwilowo byłyby w stanie zjednoczyć ludzi, ale nawet nie chciałem zbytnio roztrząsać tego tematu. Kiedy weszliśmy do pokoju, w pierwszej kolejności pognałem do łazienki i zacząłem się rozbierać, od razu wyciskając mokre ubrania do wanny. Rzuciłem na podłogę koszulkę, zaraz za nią spodnie i już miałem ściągać bokserki, kiedy zorientowałem się, że obok mnie stoi Karyu. Odskoczyłem przestraszony, zupełnie wcześniej nie zdając sobie sprawy z jego obecności.
- Dobry boże, wyjdź stąd!
- W sumie, to wystarczyłoby Karyu, ale skoro tak się sprawy mają.- zaśmiał się całkowicie naturalnie i zrobił krok wprzód, obejmując mnie jedną ręką w pasie. Odepchnąłem go od razu nie ważąc na jego idealnie zagraną zbolałą minę. W milczeniu, zdecydowanym gestem pokazałem mu drzwi. Pokręcił lekko głową.- Nie wolałbyś skorzystać z jakuzzi?
- Z tobą? Nie sądzę. Zwłaszcza, że właśnie wyszliśmy z wody.
- Chlorowanej. Nie musisz się bać, przecież cię nie zgwałcę!
No nie wiem, nie wiem, z taką podstępną i najwyraźniej niewyżytą seksualnie osobą nigdy nic nie wiadomo.
Nie odpowiadałem na jego propozycję, wtedy wyszedł i już miałem zamykać za nim drzwi, kiedy pojawił się z powrotem z butelką wina i dwoma kieliszkami.
- No nie daj się prosić.- zamruczał, kładąc to co przyniósł na wannie i sam zaczął się rozbierać. Byłem pewien, że nie wygram, więc odkręciłem wodę, od razu włączając funkcję tejże relaksującej kąpieli. Zupełnie nie podobała mi się opcja spędzania dalszego czasu z tym człowiekiem, jednak przy okazji zupełnie nie miałem siły się kłócić.
Kiedy wanna była już pełna, wszedłem do niej, pamiętając o tym aby przypadkiem z przyzwyczajenia nie pozbyć się dodatkowo bielizny i już zaraz potem obok mnie siedział gitarzysta. Spojrzałem na niego nieufnie, odsuwając się trochę. A ten zupełnie się niczym nie przejmując sięgnął po kieliszki i nalał do nich alkoholu, podając mi zaraz jeden.
- Za nas!- zawołał i już miał zamiar stuknąć się delikatnymi naczyniami, ale ja na bezpieczną odległość odsunąłem swój.
- Za zespół.

W klubie gdzie miał w dzień następny odbyć się koncert czekała nas pierwsza z dwóch prób. Spóźniliśmy się dłuższą chwilę- z pewnością udałoby nam się dotrzeć na czas, gdybyśmy- tak jak zresztą powinniśmy- wybrali się z Hizumi'm oraz Tsukasą naszym super ekskluzywnym czerwonym busem. Niestety Matsumura miał inne plany i zamknął pokój od środka nie chcąc mnie z niego wypuścić dopóki tamta dwójka nie odjechała, zirytowana czekaniem na nas. Spytałem go wtedy dlaczego to robi, a on odparł, że zwyczajnie lubi, tonem jakby to było najbardziej oczywiste pod słońcem. Miałem ochotę go uderzyć, wygarnąć wszystko co tylko o nim myślę i sądziłem wtedy, że byłbym w stanie nawet spać w holu głównym hotelu, byleby tylko nie musieć dłużej znosić towarzystwa tego idioty. Ale kiedy w końcu ochłonąłem, jedyna złość jaka we mnie pozostała przejawiała się morderczym spojrzeniem jakim darzyłem go za każdym razem kiedy się tylko do mnie odezwał.
- No, dotarły nasze królewny!- krzyknął Tsukasa, a to w jaki sposób napinał mięśnie świadczył o tym jak bardzo jest zdenerwowany. Nie znałem chyba bardziej punktualnej i zorganizowanej osoby od niego, natomiast kiedy ktoś nie umiał dostosować się do jego reguł.. Był w stanie wpaść w szał. Niektórzy mogliby to uznać za.. Co najmniej przerażające, jednak z czasem zaczynało się to ignorować, a momentami zdawało się być nawet nieco zabawne. Jeszcze bardziej wkurzał się kiedy był ignorowany, co zazwyczaj wywoływało jeszcze większe rozbawienie. I kółko zawsze się zamykało.
- Możemy zaczynać?- westchnąłem głęboko, wyjmując z futerału swój bas. Wtedy obok mnie pojawił się Hizumi.- O co chodzi?
- Chciałem cię przeprosić.. No wiesz, za to w barze..
- Nie rozmawiajmy o tym teraz.
- Ale ja czuję się winny. Tym bardziej, że doskonale wiedziałem o co naprawdę chodzi.. Po prostu.. Nie wiem, dlaczego, ale chciałem to usłyszeć. Wiem, że to wszystko przeze mnie, w końcu to ja ciebie.. Zdradziłem. Wcześniej próbowałem nie dopuszczać do siebie tej świadomości, ale przecież takie są fakty, niezależnie od tego jak bolesne.- słuchałem go, oddychając głęboko, w bezruchu i czując, że zaczyna kręcić mi się w głowie. Wspomnienia, złe wspomnienia..- Wmawiałem sobie, że skoro, jak sam twierdzisz, mi wybaczyłeś, wszystko już jest w porządku, ale nie, Michi, nie jest ani trochę w porządku. Widzę jak ciebie dalej to boli, jak cierpisz. I tak naprawdę dodarło to mnie to wczorajszego wieczoru. Proszę.. Teraz naprawdę błagam cię o wybaczenie.- jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie, kiedy skłonił się nisko przede mną. Usiłowałem go jakoś podnieść, ale mój wzrok był zawieszony na Tsukasie i Karyu, którzy tej scenie przyglądali się niepewnie z boku.
- Przestań, już ci mówiłem, że nie mam żalu..
- Masz. Wiem, że masz.
Do cholery, dlaczego akurat w takim momencie zebrało mu się na zrozumienie swoich błędów i okazanie skruchy? Jeśli już musiało do tego dojść, dlaczego nie mógł poczekać aż będziemy sami w jakimś ustronnym miejscu, a nie teraz, kiedy powinnyśmy grać, przez co musiałem w zażenowaniu, odwrócony do wszystkich plecami wycierać pojedyncze łzy, spływające po moich policzkach.
- Hizumi.. - usłyszałem za sobą szept Tsukasy, który- jak mi się zdawało- odszedł na bok z wokalistą. Zachłysnąłem się powietrzem.
- Wszystko w porządku?- na moim ramieniu rękę położył Yoshitaka. Chciałem ją od razu strzepnąć, jednak w dalszym ciągu pozostawałem w zamarciu, bezruchu, nad którym ciężko mi było panować.
- Nic nie jest w porządku.- wycedziłem przez zęby, wbijając wzrok w podłogę.- I to wszystko twoja wina.

Próba dobiegła końca. Gdy w końcu udało się zapanować nad tym całym wylewem negatywnych emocji, wzięliśmy się do roboty. Byłem rozkojarzony i wiedziałem, że nie gram dobrze, ale Kenji, wczuwając się w rolę człowieka, co nie zawsze mu wychodziło, ani razu nie zwrócił mi uwagi. I byłem mu za to wdzięczny, istotnie były to godziny kiedy zupełnie nie myślałem. Czułem się ograniczony, jakby z mojego mózgu niemal wszystko.. Wyparowało.
Do hotelu wróciłem sam, na piechotę. Tą samą drogą, którą wcześniej pokonałem z gitarzystą, na szczęście była na tyle prosta, że nie miałem z nią najmniejszego problemu. Pierwszym miejscem, w które się skierowałem był park. Rozsiadłem się na jednej z ławek, tępym wzrokiem wpatrując w chodnik zrobiony z ułożonych idealnie obok siebie kamyków. Nawet nie zauważyłem kiedy przymknąłem powieki, nie będąc w stanie odepchnąć od siebie obrazów, które okrutnie raniły moje serce. Z tamtego wieczoru.. Tego, o którym najbardziej ze wszystkich chciałbym zapomnieć. Kiedy to wróciłem wcześniej od chorej matki.. Pamiętam, specjalnie otworzyłem drzwi do mieszkania Hiroshi'ego zapasowym kluczem, chowając za plecami bukiet róż, chcąc mu zrobić niespodziankę. Już na wstępie nie podobały mi się ubrania porozrzucane po przedpokoju i prowadzące do jego sypialni.. Nie jego ubrania. Albo raczej nie tylko jego. I nie spodobał mi się zapach unoszony w powietrzu, który również był mi obcy. Nieświadomie upuszczając kwiaty na podłogę ruszyłem w głąb mieszkania i to co zobaczyłem było największym szokiem jaki przeżyłem. Oni dwaj na łóżku.. Nadzy.. Ich wargi złączone w pocałunku.. Z przerażenia zatoczyłem się na ścianę. Tak, przerażenia. Znów doznałem rozczarowania, znów bezczelnie ukradziono mi jedyną rzecz na jakiej mi zależało, jedyną, która od początku do końca powinna być moja. Dopiero wtedy zdali sobie sprawę z tego, że nie są w mieszkaniu sami.. A mimo to pozwolono mi wybiec z mieszkania i nie odzywać przez najbliższe dwa tygodnie.. Mimo to udało im się udać, że to wcale nie miało miejsca. Bolało..
Nawet nie zorientowałem się kiedy zasnąłem. Obudziła mnie dopiero jakaś młoda kobieta, mówiąca w zupełnie nieznanym mi języku. Rozejrzałem się dookoła. Było już ciemno. Kiwnąłem lekko głową w jej kierunku, mając nadzieję, że o nic nie pytała i wróciłem do pokoju. Karyu już spał, lecz ku mojemu zdziwieniu, okryty kocem w fotelu. Nie wyglądało to jakby zasnął, czekając na mnie, a całkowicie świadomie wybrał opcję przemęczenia się w meblu zupełnie nie przeznaczonym do czynności ostatecznego odpoczynku. Zatrzymałem się na chwilę, zapatrując na gitarzystę. Jego twarz wykrzywiał zbolały grymas i przez chwilę nawet przez moją głowę przebiegła myśl czy by nie zbudzić go i powiedzieć, żeby przestał się wygłupiać, ale kiedy w końcu do niego podszedłem, ostatecznie nie byłem w stanie zdobyć się na to aby go zbudzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz