wtorek, 23 sierpnia 2011

One shot: Inconvenient Ideal


Księżyc odbijał swój blask w szkarłatnej czerwieni alkoholu. W jego burzonej przeze mnie tafli w delikatnym kieliszku. Oczy moje były całkowicie zapuchnięte, aż zadziwiające, że słone łzy umiały jeszcze spływać po moich polikach. Znów cię nie było.. Znów pozostawiłeś mnie samemu sobie, znów zapewne znalazłeś sobie nowego kochanka na jedną noc. Wobec mnie kierowałeś tylko oschłość, okrucieństwo. Starałeś się doprowadzić abym zapomniał o wszystkim co było kiedyś między nami dobre. Czułość, liczne, szeptane przyrzeczenia wiecznej miłości na deszczu, przy zachodzącym słońcu, każdy dotyk pełen cudownego uczucia. Twoje palce wplecione w moje włosy.. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to znowu kiedyś poczuć. Ile jeszcze mam to znosić? Czy nigdy mi nie przebaczysz? Po co więc obaj się męczymy?
Drgnąłem lekko na dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. Serce zabiło mi szybciej słysząc twoje ciche kroki i przetarłem w pośpiechu oczy, dostrzegając dzięki temu normalnie zgrabną sylwetkę, zatrzymującą się w progu salonu.
Niespodziewanie zapaliłeś światło, przez co bezmyślnie wypuściłem lampkę wina z ręki, by to zaraz zakryć oczy przed rażącym wręcz światłem. Zakląłem pod nosem; dopiero po chwili, gdy mój wzrok przyzwyczaił się, uklęknąłem i nie patrząc na ciebie, zacząłem zbierać potłuczone szkło. Syknąłem głośno, kiedy rozciąłem sobie dłoń, a wszystkie odłamki ponownie znalazły się na podłodze. Krew zaczęła sączyć się ciurkiem, zacisnąłem mocno zęby; gdy chciałem wstać, położyłeś rękę na moim ramieniu, tym samym uniemożliwiając podniesienie się. Zamrugałem kilkakrotnie, spoglądając na ciebie w osłupieniu, ale nie zwracając na moje zdziwienie najmniejszej uwagi, zająłeś się tamowaniem mojej krwi. Po chwili już moja dłoń owinięta była w jakąś granatową szmatkę, a na twoich ustach dopatrzyłem się uśmiechu zadowolenia. Widok ten przyprawił mnie o kołatanie serca, a kolejna fala łez ogarnęła w ułamku sekundy. Wymamrotałem pod nosem coś na wzór podziękowania i pozbierałem się, jak najszybciej opuszczając salon.
- Zero, nie uciekaj.- usłyszałem prośbę, a gdy tylko otwierałem drzwi do łazienki, położyłeś na nich gwałtownie rękę i zatrzasnąłeś je z hukiem. Odwróciłem się powoli, patrząc na ciebie pytająco. Niepewnie przeczesałeś palcami moje włosy. Poczułem zawroty głowy. Odsunąłem się o mały krok do tyłu, ale Ty wraz ze mną- delikatnie przyparłeś mnie do ściany, zmuszając do kontaktu wzrokowego.
- Zostaw mnie, proszę..- wyszeptałem, przymykając całkiem powieki; czułem, że moje oczy w dalszym ciągu są mocno spuchnięte. Teraz, gdy był tak blisko, miałem problem z łapaniem tchu. Obawiałem się tej bliskości. Bo możliwym było, że to tylko sen, prawda? W dodatku, na dobrą sprawę, beznadziejnie fatalny. Czułem, że mam mokre policzki. Wytarłeś je delikatnie, całkowicie ignorując moje dreszcze. Nie rozumiałem co to wszystko teraz może znaczyć. Czy to nie żart..
- Zero, to już trwa zbyt długo..- zacząłeś, w żadnym stopniu nie zwracając uwagi na moje słowa. Czekałem.- Ja.. Nie umiem tak. Byłem zły, zrobiłem to raz. Nie zareagowałeś, przez co byłem jeszcze bardziej zdenerwowany. To miała być nauczka, którą- jak się zdawało- wcale się nie przejąłeś, a która mnie weszła w nawyk. Ale było to za każdym razem czymś.. Strasznym..
- Skoro było to dla ciebie czymś strasznym, po co to robiłeś?- przerwałem ci w połowie zdania, z wymuszonym spokojem zabierając twoją dłoń ze swojego policzka.
- Mówię, weszło mi to już w cholerny nawyk.. Nie chciałem. Ale gdy co wieczór wychodziłem, oboje dobrze zdawaliśmy sobie sprawę gdzie. Jednak ani razu mnie nie zatrzymałeś..
- Próbujesz zwalić winę na mnie.
- Nie.- pokręciłeś głową i wziąłeś głęboki wdech, opierając swoje czoło o to moje.- To moja wina. I chcę błagać cię w tym momencie o przebaczenie.
- Jesteś brudny, Karyu.
- Co mogę zrobić by się ze swych grzechów oczyścić?
Zagryzłem wargę, spoglądając na niego z uwagą, jednak nie odzywałem się ani słowem przez dłuższą chwilę. Nie naciskał na mnie, cierpliwie wyczekując odpowiedzi.
- Kochaj mnie.- odparłem łamiącym się głosem, układając obie dłonie na twoim torsie i delikatnie popychając w tył, odsuwając od siebie.- Próbując mnie karać doprowadziłeś do sytuacji jeszcze gorszej, niż była..
- Ja naprawdę o tym wiem, chcę wszystko naprawić. Pozwól mi.
- Nie wiem w jakim stopniu ta decyzja należy do mnie.- ominąłem cię zwinnie i skierowałem do drzwi.- Wychodzę..- szepnąłem. Nie wiem czy to dosłyszałeś, ale poczułem później tylko jak przytrzymując mnie za nadgarstek, ponownie przyciągasz do siebie. Obiema rękoma mocno objąłeś mnie wokół pasa, a ja spojrzałem na ciebie z ogromnym zaskoczeniem.- Karyu..
- Proszę, zostań.. Naprawię to. Przysięgam ci, że znów będziemy tak szczęśliwi jak kiedyś.

Tej samej nocy po raz pierwszy od miesięcy poszliśmy razem spać. W jednym łóżku, pod jedną kołdrą, wtuleni mocno w siebie. Cudownie było móc poczuć ciepło twojego ciała, tak bardzo utęsknione. Zastanawiałem się czy to tylko nie jest urojenie mojej podświadomości, czy też okrutny żart, a po powtórnym otworzeniu oczu wszystko wróciłoby do tego co zostało już przez nas obu uznane za normę..
Ale nie. Rzeczywiście się starałeś, wybaczyliśmy sobie nawzajem, pomogłeś mi z czasem zapomnieć o tym co złe, niedobre.. Niepotrzebne.

1 komentarz: