wtorek, 23 sierpnia 2011

One shot: The pledge


- Die, ogarnij się w końcu. Powiedziałbyś mu w końcu co czujesz, a nie zawracał mi ciągle dupę. Myślisz, że ja nie mam swoich problemów?
- Dzięki, Kaoru, to naprawdę cholernie budujące wiedzieć, że ma się oparcie w przyjacielu.- westchnąłem głęboko, odkładając filiżankę z niedopitą jeszcze kawą na stolik, przy którym siedzieliśmy. Drugi gitarzysta również westchnął i zaczął nieco spokojniej.
- Wybacz, Daisuke, ale na to naprawdę nie da się już patrzeć. Ile się w nim kochasz? I czego właściwie się boisz?
- Co jeśli by mnie tylko wyśmiał..?
- Wyśmiał? Daj spokój! Shinya to najbardziej taktowna osoba jaką znam, na pewno nie byłby do tego zdolny.
- Spoliczkuje mnie i ucieknie. A później znienawidzi. Nie będzie się do mnie odzywał ani słowem, a któryś z was będzie robił za pośrednika między nami, jeśli czegoś- ku memu ogromnemu zdziwieniu- będzie w ogóle ode mnie chciał.
- Die.. Skończ dramatyzować.

Nareszcie próba się skończyła. Miałem porozmawiać z Shinyą- tak, tak, jednak wielkiemu liderowi udało się wbić mi do głowy, że tak będzie najlepiej. Chyba, że po prostu miał już dosyć mojego ciągłego jęczenia, co akurat mogło być prawdopodobne.
Nerwy zżerały mnie jak nigdy, ale Kaoru miał rację co do jednego- perkusista nigdy nie zachowałby się w sposób w jaki nie powinien.
Długo zastanawiałem się czy zaprosić go na kolację, kawę, czy w inne, jakieś bardziej ustronne miejsce. A może po prostu zaczepić go, gdy będzie wychodził ze studia i wtedy zaryzykować? Kupić kwiaty, czekoladki, cokolwiek? Naprawdę nie miałem bladego pojęcia jak się za to zabrać.
Nim się obejrzałem, jego nie było już w studiu- czyli podświadomie stawiłem na to ostanie; co nieco prostackie, no ale. Wybiegłem natychmiast, szukając go wzrokiem, jednak udało mi się dorwać perkusistę akurat gdy wsiadał do własnego samochodu.
- Shin!- krzyknąłem, widząc, że ten mnie nie zauważył i poczułem jak moje serce przyspiesza, kiedy to z pytającym spojrzeniem odwrócił się w moim kierunku. Weź się w garść, powiedziałem sobie w duchu, wzdychając głęboko.- Mógłbyś poświęcić mi chwilę?
- Mm, wybacz, Die, ale teraz muszę coś załatwić. Jeśli nie masz nic przeciwko, wproszę się do ciebie koło siódmej.
- Um.. No dobrze, będę czekał. -skinąłem głową, a ten już bez słowa wsiadł do auta. Przez chwilę stałem i patrzyłem jak odjeżdża; ani razu się nie obejrzał, w lusterku było widać tylko jego subtelny uśmiech.
Ze stanu lekkiego osłupienia wyrwało mnie szturchnięcie Toshiyi. Posłałem mu gniewne spojrzenie, odwracając się zaraz i kierując w stronę domu.
- Ej, Andou. Co ty ostatnio taki nie w humorze?- usłyszałem za sobą głos basisty i przystanąłem na chwilę. Spojrzałem na kumpla, siląc się na uśmiech.
- Zdaje ci się.

Czas do siódmej dłużył mi się niemiłosiernie. Wróciłem do domu, odgrzałem sobie wczorajszą pizze, wziąłem długi prysznic.. Zastanowiłem się czy nie powinienem przypadkiem się jakoś do tej rozmowy przygotować, jednak gdy tylko zaczynałem o tym myśleć, kręciło mi się w głowie i nic racjonalnego nie przychodziło mi do niej.
Ze zrezygnowaniem zasiadłem w fotelu i włączyłem telewizję. Do tego, że nigdy niczego ciekawego nie puszczają przyzwyczaiłem się już dawno, więc i zostawiłem na pierwszym programie, by i tak co chwilę spoglądać na zegarek.
Dzwonek do drzwi rozległ się parę minut po dziewiętnastej. Zrobiłem się jeszcze bardziej spięty, wyłączając telewizję i od razu poszedłem otworzyć drzwi. Szybkim gestem poprawiłem koszulę i zaraz moim oczom ukazał się Shinya.
Przełknąłem głośno ślinę, gestem ręki zapraszając go do środka.
- Nie jestem za późno?- spytał, ściągając buty i wchodząc wgłąb mieszkania. Poprowadziłem perkusistę do salonu, obserwując jak to rozsiada się wygodnie na mojej kanapie.
- Nie, skąd.- pokręciłem lekko głową, uśmiechając się niepewnie i zająłem miejsce tuż obok niego.
- Więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać?- spojrzał na mnie z zaciekawieniem, zakładając nogę na nogę. Nieco się speszył, kiedy ująłem jego dłoń w obie swoje i na chwilę nawet wstrzymał oddech, w wymuszonym spokoju dając mi odpowiedzieć na swe pytanie.
- Bo widzisz.. Nie wiem od czego zacząć..
- Najlepiej od początku.
- Shinya.. Od dłuższego czasu.. Nie jesteś dla mnie przyjacielem.. W sensie, jesteś nim, ale przy okazji stałeś się kimś dużo ważniejszym. Nie wiem jak to się stało, co więcej kiedy.- w tym momencie przysunąłem się trochę bliżej, nie zwracając uwagi na to, że ten spogląda na mnie z małym przerażeniem. Miłość wyznawałem po raz pierwszy w życiu, pod tym względem nie byłem bogaty w doświadczenia, więc i nie miałem pojęcia czy taka reakcja jest prawidłowa, jednak chyba bardziej podobała mi się wizja jak Shin obejmuje moją szyję ramionami i całuje z czułością.- Nie dawałeś mi szczególnych powodów, żebym twierdził, iż możesz odwzajemniać moje uczucia, jednak żałowałbym chyba do końca życia, gdybym nie zadał tego pytania.. Czy znalazłbyś w swoim sercu trochę miejsca dla mojej osoby?
Widać było, że całkowicie się tego nie spodziewał. Wyksztuszenie z siebie czegokolwiek sprawiało mu bardzo widoczny problem, lecz ja cierpliwie czekałem aż będzie w stanie cokolwiek powiedzieć. Z każdą chwilą jednak żadne słowo nie padło, patrzyłem w oczy pekusisty, marszcząc brwi, a jedynie co w nich dostrzegłem, to pojawiające się łzy. Wstrząsnęła nim nagła fala łez i zaczął łkać głośno, a ja zupełnie nie wiedziałem co zrobić. Objąłem go niepewnie, mamrocząc coś na wzór przeprosin i starając w jakiś sposób uspokoić, ale ten wyrwał mi się i w dalszym ciągu nie mówiąc nic- opuścił w pośpiechu moje mieszkanie.
Nie poruszyłem się, byłem zbyt oszołomiony. Może poziom mojej dramaturgii nie był aż tak nieuzasadniony? Nie spoliczkował, ale uciekł. Zadawanie sobie teraz pytania czy zrobiłem, bądź powiedziałem coś nie tak, było co najmniej nie na miejscu, jednak.. Naprawdę mógł jakoś delikatniej oznajmić mi, że mnie nie chce.

Było rano.. Leżałem w łóżku, spoglądając niemym wzrokiem w sufit. Na szczęście dzisiaj nie musiałem zrywać się na próbę- Kaoru dzwonił wieczorem, żeby to oznajmić, iż ta jest odwołana, bo musi pozałatwiać kilka spraw na mieście. Trochę wahałem się czy zostawanie z własnymi myślami sam na sam w tej sytuacji jest dobrym pomysłem, jednak chyba zastuj umysłowy w towarzystwie jakiegoś nieszczęśnika, byłby dużo gorszy. Zapewne potwierdziłby tylko swoje obawy co do tego, że mam problemy z głową i zaczął nawiać na leczenie w zakładzie psychiatrycznym. O nie, nie, ostatnie co sobie wyobrażam, to ja sam, w jakimś białym kaftaniku.
Westchnąłem głęboko, bezsilnie starając się odepchnąć z pamięci tę wizję, jak i zrozpaczoną twarz Shinyi.. Dziwny ścisk w żołądku, zawroty głowy i świadomość, że w chwilę udało spieprzyć mi się wszystko. Nie mogłem znieść tej myśli, naprawdę nie mogłem. Co więcej, nie przychodził mi do głowy najmniejszy pomysł na to co mogłem teraz zrobić. Chociaż..
Chwyciłem za telefon i wykręciłem szybko numer perkusisty. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty.. Po trzecim zwykle odbierał. Zamrugałem kilkakrotnie, zdziwiony i raz jeszcze połączyłem się z jego komórką. "Wybrany abonent ma wyłączony telefon, lub jest poza zasięgiem. Po sygnale proszę zostawić wiadomość", rozległ się głos po drugiej stronie słuchawki, który w najmniej odpowiednim momencie mógł człowieka doprowadzić do skrajnego zdenerwowania. Rozłączyłem się, postanawiając sobie krótką wycieczkę.

Przyłożyłem ostrożnie ucho do drzwi mieszkania Shinyi, starając się nasłuchać, czy jest przypadkiem w domu, nim zdążę w nie zapukać. Był, rozległy się kroki, które i tak przez drzwi wydawały się stosunkowo głośne, co było dziwne, bo Shin miał zwyczaj bezgłośnego poruszania się, niezależnie od tego w jakim miejscu by się znajdował. No nic.
Kilka razy stuknąłem kostkami w polakierowane drewno, ale nie zapowiadało się na to, by ten miał mi otworzyć. Usłyszałem jakiś cichy huk, a zaraz potem zupełnie jakby coś spadło na ziemię. Nie powiem- przestraszyłem się. A co, jeśli coś stało się tej drobnej, niewinnej istocie?
Nieświadomie nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwarte, więc i nie zastanawiając się nad niczym uchyliłem je, zaglądając do środka. Choć chyba nie powinienem był tego robić, bo to co ujrzałem.. Zaparło mi wręcz dech w piersiach.
Kyo.. Kyo.. Co Kyo tu robił? Dlaczego przypierał Shinyę do ściany? Dlaczego go całował? Dlaczego Shinya się nie opierał, a jego twarz wyglądała jakby znalazł się właśnie w siódmym niebie?
Puściłem drzwi, pozwalając by te zderzyły się cicho z pomalowaną na kawowy kolor ścianą. I w tym momencie Shinya uchylił lekko powieki, dostrzegając mnie. Zamarł. Nishimura od razu zaprzestał i sam również spojrzał w moim kierunku.
- Die, ja..- zaczął perkusista, jednak uciszyłem go gestem ręki, uśmiechając się smutno. Już wszystko do mnie dotarło.
- Wybaczcie, że wam przeszkodziłem, miałem sprawę, ale.. To już nie ważne. Do poniedziałku.- odparłem i.. Wyszedłem. Kulturalnie zamknąłem za sobą drzwi, wracając do samochodu.

Skończyłem właśnie opowiadać Kaoru o tym co miało ostatnio miejsce. Chyba bardziej zdziwiony był tym, że Tooru klei się do Shin'a, niż faktem, iż miałem w pewnym stopniu rację. Co jak każdy doskonale wiedział, zdarzało się niezwykle rzadko.
- Co teraz zrobisz?- spytał, przyglądając się trzymanemu w palcach papierosowi. Włożył go po chwili do ust i podpalając, zaciągnął się jego dymem.
- Nic, a co mam robić?- wzruszyłem obojętnie ramionami, machając zaraz ręką w powietrzu, by ciemna chmurka, która to wystartowała w moim kierunku, rozwiała się po pomieszczeniu.- Nie wiem jak mogłem być tak ślepy, przecież to powinno być dla mnie oczywiste, że jesteśmy tylko kumplami. Przecież to niedorzeczne!- zaśmiałem się. Ale mój śmiech nie brzmiał normalnie, bardziej przypominał jeden z tych rozhisteryzowanych.
- Die, ty dalej jesteś ślepy.- lider spojrzał na mnie z pobłażaniem, jednak ja nie miałem pojęcia co ma przez to na myśli.
- O co ci chodzi, Kaoru?
- To jest nieistotne. A przynajmniej takie będzie, póki sam nie będziesz wystarczająco spostrzegawczy.
- Spostrzegawczość.. Doskonale wiesz, że mam z nią problemy.
- Tak, wiem. Nie znam osoby, która wykazywałaby się mniejszym instynktem od ciebie. Ale co na to poradzić?- westchnął, wrzucając niedogaszonego peta do popielniczki. Przeczesał palcami włosy i podbierając głowę na ręce, przymknął powieki. A ja dalej miałem w głowie pustkę.
- Dlaczego więc nie powiesz mi wprost?- nie da się ukryć, że było to najprostsze rozwiązanie, jeśli chciało się cokolwiek ze mną załatwić. Moja głupota sięgała zenitu, doskonale zdawałem sobie sprawę i ciężko mi było zrozumieć dlaczego nie ma dla mnie choć małej taryfy ulgowej.
- Nie chcę.
Teraz to zupełnie nic nie rozumiałem.. Błądziłem wzrokiem po całym salonie przyjaciela, jakbym w którejś z tych wymyślnych rzeczy jakie w nim trzymał, strasznie chciał znaleźć odpowiedź. Pokręciłem głową z całkowitą rezygnacją, przenosząc na gitarzystę przepraszające spojrzenie.
- Wybacz, myślenie ostatnio przychodzi mi dużo ciężej niż zwykle..
- Trudno.- odparł, wstając z fotela.- Chcesz jeszcze piwa?
- Tak, chętnie.
Zniknął na chwilę, wracając z dwoma nowymi puszkami piwa. Jedną podał mnie, samemu otwierając swoją. Opadł ciężko na swój ukochany mebel, nie patrząc już na mnie. Dlaczego czasem odnosiłem wrażenie, że ponad wszystko miał mnie dosyć?
- No, chyba byś mi nie powiedział, że się we mnie zakochałeś!- wypaliłem nagle, śmiejąc się przy tym. Alkohol zdecydowanie był jedną z tych rzeczy, których bezsprzecznie powinno mi się zabronić.
Momentalnie zawartość płynu, która znajdowała się w ustach Kaoru, rozprysnęła się w powietrzu, a spojrzenie jakie mi zaraz potem posłał było aż za bardzo wymowne.
- Daisuke!
- Słucham cię?
- Jak śmiesz?!
Brak mojego taktu był przerażający, ale czasem i dzięki własnemu braku mózgu można było trafić w sedno sprawy. Czasem zupełnie nawet tego nieświadomym..
- Mogłeś mi powiedzieć..
- Nie rozumiem o czym mówisz! Andou.. Ty skończony idioto.- teraz byłem pewien. Kaoru zawsze wpadał w szał, kiedy jego mur obronny był burzony.- Zawsze musi cię olśnić w najmniej odpowiednim momencie..- tym razem mówił spokojnie. Ściszonym głosem, w którym i tak dosłyszałem się smutku. Smutku? Wielki lider umiał okazać coś takiego jak smutek? Teraz to nawet nie zdziwiłbym się, gdyby bolała go jego opinia człowieka-wypranego-z-uczuć.
Odstawił piwo na stolik, obserwując mnie spod zmrużonych powiek. Zrobiło mi się go.. Cholernie szkoda. I znów nie myśląc zupełnie nad tym co robię, podniosłem się z kanapy, by podejść do gitarzysty i po prostu się do niego przytulić. Poczułem taką nagłą potrzebę, jego złość w tym momencie mnie rozczuliła.
Z początku chyba nie wiedział co zrobić, lecz po chwili objął mnie ramionami, delikatnie gładząc dłonią po włosach. Zagryzłem mocno dolną wargę, zamykając oczy.
- Chciałbym..- zaczął niepewnie, biorąc głęboki wdech.- Chciałbym dać ci szczęście, Die. Byś ty dał mi szansę zrealizowania tego. To znaczy.. Wiem jakie są twoje uczucia względem Shinyi, jednak zależy mi, aby ukierunkować je w nieco inną stronę.

Minęło dokładnie pół roku od tamtego popołudnia. Oczywistym było, że dałem Kaoru szansę. Nie traktowałem tego jako pocieszenia, bardziej patrzyłem na to jak na próbę zapoczątkowania czegoś nowego, zupełnie wymazując z pamięci obraz perkusisty- ze sporą pomocą lidera, jednak udało się to zadziwiająco łatwo. Nigdy nawet bym nie przypuszczał jak bardzo Kaoru może być niesamowity. Zawsze miałem go za wiecznie zirytowanego człowieka, któremu ciągle coś nie odpowiada i najchętniej to wysłałby całą ludzkość na księżyc, gdyby to tylko było możliwe. Jak mogłem aż tak strasznie się pomylić?
Zakochałem się w nim. Do szaleństwa. Przy tym moje uczucia względem Shinyi można było nazwać szczeniackim zauroczeniem. Nawet nie!
Uzależnił mnie od siebie to granic możliwości, każdą chwilę, nie ważne czy wolną, czy nie- chciałem spędzać z nim. Wbrew pozorom nie denerwował się na mnie często.
Ponad wszystko wychwalałem jego uśmiech.. A na dobrą sprawę, uśmiechał się tylko przy mnie.

1 komentarz:

  1. Cudowny tekst <3

    Bardzo mi się podobało.
    Dziękuję za tego shota.

    OdpowiedzUsuń