Krótkie, wiem. Nie ważne.
Dodaję i tak szybciej niż zamierzałam.
Trzeci rozdział już się pisze.
~~
- O, Andou.- mruknął bez cienie zainteresowania Niikura, mierząc zaraz wzrokiem osobę mu towarzyszącą.- Widzę, że bez swojej panienki nigdzie się nie ruszasz.
- Panienki?- jęknął zrozpaczony Hara, zawieszając swoje zbolałe spojrzenie na ukochanym.- Dlaczego ludzie bezustannie muszą mnie tak nazywać?
- Bo ci zazdroszczą urody, skarbie.- rzekł uspokajającym tonem Daisuke, gładząc Toshiego po policzku. Ten uśmiechnął się delikatnie, rozluźniając niemalże od razu. Tooru skrzywił się z niesmakiem na tę scenę.
- Ależ to było słodkie. Chyba nawet zrobiło mi się niedobrze.
Spotkanie minionego wieczoru o dziwo nie okazało się kończyć niczym grzesznym. Kaoru kulturalnie odprowadził Tooru do domu, mimo iż ledwo się trzymał na nogach, pocałował go na pożegnanie i grzecznie wrócił do siebie. Był trochę zawiedziony. Nie dlatego, że nic tej nocy szczególnego nie wydarzyło się między nimi, a że minęła ona tak szybko. Naprawdę nie sądził, że może bawić się aż tak dobrze. Zawsze uważał Niimurę za przesadnie wręcz człowieka gburowatego i nawet nie przypuszczał, że ten jest w ogóle w stanie wysilić się na jakikolwiek uśmiech, a co dopiero śmiech. A był to bardzo przyjemny dźwięk., przynajmniej dla niego. I pomimo wszystko kochał tego tak samo niezrównoważonego co nieobliczalnego furiata, którego chyba ulubionym zajęciem było uprzykrzanie życia Bogu ducha winnym ludziom.
Nie zauważył kiedy to wszystko się zaczęło, tak samo jak i nie zauważył, w którym momencie pozwolił się temu uczuciu rozwinąć. Jednak Tooru był osobą do tego stopnia intrygującą, że nie mógłby przejść obok niego obojętnie, niezależnie od tego jak bardzo by chciał. Niby zaczęło się od seksu.. Chociaż w sumie nic się nie zmieniło, bo ten początek nigdy nie doczekał się dalszego rozwoju i raczej nie nastąpiłby on nawet w najdalszej przyszłości. Ale cóż Kaoru mógł poradzić, że chciał tego małego choleryka tylko dla siebie? Codziennie, bez zmartwień i ciągłego rozmyślania czym on właściwie może się zajmować kiedy jest sam w domu. Kto go uspokaja, kiedy wpada w kolejny atak szału? Co robi w chłodne wieczory, kiedy nawet nie ma się do kogo przytulić.. Albo on może nie zwraca uwagi na to całe sentymentalne gówno? Albo wcale nie jest taki samotny? Może i miał on ciężki charakter, ale chyba Kao nie jako jedyny był aż takim masochistą, ażeby to na swój obiekt westchnień wybrać akurat szalonego ścisłowca, Tooru Niimurę. Bo w sumie, skoro uczył matmy, naprawdę musiał mieć średnio poukładane w głowie..
Nauczyciel zaklął siarczyście pod nosem kiedy obudziły go jasne promienie słońca wdzierające się do jego sypialni, kiedy to obrócił się twarzą w kierunku okna. Chciał się podnieść, żeby zasunąć żaluzję, jednak w tym momencie przeszywający ból głowy przeszył jego skronie i machinalnie opadł z powrotem na miękką poduszkę, łapiąc się przy ty, za skronie. Trzeba było tyle nie pić..
Zakrył głowę poduszką i właściwie to resztę dnia przespał, umiejętnie ignorując całą masę telefonów, wiadomości i dobijanie się do drzwi. W pewnym momencie zaczęło go to naprawdę poważnie irytować, więc zapewne gdyby nie ten potworny kac, jego oprawca szybko stałby się ofiarą ginąc w nieopisanych torturach. Niestety- naprawdę nie miał siły zrealizować swojego jakże nikczemnego planu, który to snuł ze szczegółami w swojej głowie.
Kiedy w końcu normalnie udało mu się zasnąć, a nic kompletnie już nie było w stanie go obudzić, spał tak do późnego wieczoru. Otworzył szeroko oczy, tępym wzrokiem gapiąc się w sufit.
Nagle ogarnęła go złość. Był kompletnie wyspany i nie było nawet mowy, żeby w nocy zmrużył oko choćby na chwilę, co tylko zapowiadało spotęgowane rozdrażnienie dnia następnego.
Długa przerwa. Jak zawsze o tej porze w stołówce niemal roiło się od uczniów, przez co tylko biedny Toshimasa ledwo co nadążał z podawaniem obiadów. Nie było to dobre pół godziny również dla Shinyi Terachiego, który musiał bez przerwy biegać z miotłą i zmiotką, zwłaszcza kiedy któryś z dzieciaków inteligentnie nie wpadł na pomysł rzucania się jedzeniem. Panował jeden wielki chaos, bawiący jedynie całą bandę licealistów, którzy to ignorowali wszystkie w tej kwestii ostrzeżenie kierowane w nich stronę od dyrektora. Jedzenie wirowało w powietrzu, trafiając niemal każdego, do momentu, w którym drzwi stołówki się nie otworzyły, a porcja ziemniaków nie ugodziła prosto w twarz najbardziej niepoczytalnej osoby jaka w ogóle mogła się tam znaleźć. Uczniowie zamarli momentalnie, jedzenie przestało latać i nikt nie miał odwagi odezwać się chociażby słowem. Tooru Niimura stał, nie poruszając się nawet, za to czując jak jego i tak nieograniczone zdenerwowanie i zirytowanie osiąga apogeum. Kolorem twarzy natomiast stopniowo zaczął przypominać dorodnego buraczka.
- Który to zrobił?!- spytał głośno, sunąc wzrokiem po twarzach przerażonych dzieciaków. Nikt nie odpowiedział.- Pytam który!
Jeden chłopak wstał niepewnie ze spuszczoną głową. Tooru ruszył w jego kierunku, a gdy tylko znalazł się tuż obok, wręcz boleśnie przytknął palec do jego piersi.
- Jesteś. Zawieszony. W. Tych. Pieprzonych. Prawach. Ucznia.- wycedził przez zęby, dokładnie akcentując każde wypowiedziane przez siebie słowo. Już miał zamiar dodać coś jeszcze, kiedy to usłyszał nagle śmiech tuż przy swoim uchu.
- Z tego co mi się wydaje, to nie ty, mój drogi Tooru jesteś upoważniony do wydawania decyzji w tejże kwestii.- kiedy tylko ujrzał szeroki uśmiech szanownego wuefisty, naprawdę miał ochotę kogoś skrzywdzić. Teraz, zaraz, w najokrutniejszy z możliwych sposobów.
- Z tego co mi się wydaje, to nie ty, mój drogi Daisuke jesteś tym, który ma prawo mi mówić co mogę, a czego nie.- przedrzeźnił go Niimura, patrząc z pogardą na kolegę.- No i czemu go bronisz?!
- Bo to było nawet zabawne!- odparł Daisuke z wyjątkową szczerością, co tylko jeszcze bardziej zdenerwowało matematyka.
- Pilnuj lepiej własnej dupy, Andou.
- Oh, nie omieszkam tego zrobić, wierz mi. Zwłaszcza, że nie chciałbym by dobierał się do niej ktoś twojego pokroju.
- Niedoczekanie.
Odwrócił się napięcie, wychodząc czym prędzej i kierując wprost ku palarni dla nauczycieli. Wszedł do niej szybko, wyciągając od razu z kieszeni spodni papierosy i odpalając jednego. Zaciągnął się głęboko dymem, wypuszczając go zaraz powoli przez lekko rozchylone usta.
- A co ty tak marnie dziś wyglądasz?
Spojrzał w bok, dostrzegając Kaoru, który stał akurat przy oknie. Byli sami w pomieszczeniu.
- Bo z każdym dniem jestem doprowadzany do coraz większego obłędu?
Niikura mimowolnie zaśmiał się, podchodząc pewnym krokiem do Tooru. Wyciągnął rękę w jego kierunku, na co ten, nieco speszony, cofnął się gwałtownie.
- No poczekaj.- mruknął Kaoru, zabierając z twarzy matematyka pozostałości ziemniaków.- Widzę, że byłeś bardzo głodny.
- Nie żartuj, powitano mnie tak na tej cholernej stołówce.
- I nikt nie ucierpiał?- zdziwił się szczerze Kaoru, na co Niimura zmierzył go wymownym spojrzeniem.
środa, 25 stycznia 2012
czwartek, 19 stycznia 2012
I am Psychopath 1.
Tak więc oto DEG zawładnął szkołą. Nie mam pojęcia skąd pomysł na tego ficka przyszedł mi głowy, ale ostatecznie powstał. Oczywiście, z dedykacją dla Małgolinka, bo to dzięki głupiej, fanowskiej rozmowie z nią powstało moje nowe dziecko! Nie wiem ile będzie miało rozdziałów, ale z pewnością nie będzie ich dużo. Nie lubię tasiemców. Radzę potraktować to z przymrużeniem oka i.. Miłego czytania.
~~
- Cyrklem, do cholery! Cyrklem to rysuj, durniu!- krzyknął nauczyciel matematyki tuż nad uchem jednego ze swoich uczniów.
Tooru Niimura ze swoim poziomem cierpliwości doprawdy nie miał pojęcia dlaczego wybrał akurat ten zawód. Nienawidził ludzi, a już w szczególności tej bandy skretyniałych gówniarzy, którym do głowy nie dało rady wbić nawet najmniejszego minimum. Gdyby tylko próba morderstwa nie groziła pójściem do więzienia, szkoła, w której uczył byłaby z pewnością o połowę mniej liczna.
- Już mówiłem, że nie mam, panie profesorze..- burknął chłopak, kuląc ramiona przez nagłe wybuchnięcie Niimury.
- A teraz jeszcze pyskujesz?!- na całą klasę rozległ się huk, kiedy linijka, którą trzymał matematyk z impetem uderzyła o ławkę.- Do dyrektora, w tej chwili! A wy- omiótł iście morderczym spojrzeniem resztę klasy- do domu i obym was tu więcej dzisiaj nie widział.
Tooru wszedł bez pukania do gabinetu dyrektora, ciągnąc za sobą ucznia. Mężczyzna siedzący za biurkiem podniósł wzrok znad papierów, spoglądając na swoich gości bez cienia zdziwienia. Zwłaszcza, że Tooru wyjątkowo często przyprowadzał do niego jakiegoś dzieciaka.
- Nie mam już do niego cierpliwości! Wybacz, Kaoru, ale jeśli trafi mi się jeszcze jeden taki idiota, to chyba rzucę tę robotę.
- A czy przez przypadek każdy z twoich uczniów nie jest idiotą?- spytał uprzejmie Kaoru Niikura, poprawiając swoje stylowe okulary do czytania.
- To swoją drogą.
- Proszę cię, zainwestuj w jakieś dobre leki na nerwy i daj temu biedakowi spokój. Przecież nie wyrzucę go ze szkoły.
- Dlaczego nie?
- No a jak sądzisz, za co dostajesz pieniądze?- westchnął dyrektor i nie czekając na odpowiedź zwrócił się do ucznia.- Jak się nazywasz?
- Yusuke Ozaki..- wymamrotał pod nosem chłopak, spuszczając głowę.
- Rzeczywiście, sprawia wrażenie bardzo bezczelnego.- skomentował z ironią Kaoru.- Idź już do domu, jeśli skończyłeś lekcje. Tooru, ty nie. Usiądź.
Nauczyciel przewrócił ciężko oczami, siadając ciężko, na niedużej dwuosobowej kanapie, która stała w gabinecie. Już miał nadzieję na to, że jak najszybciej uda mu się stamtąd wyjść, że znajdzie jakiś dobry bar i spędzi w nim cały weekend, upijając się do momentu, w którym nie siądzie mu serce i nie zejdzie na zawał pod jakimś ładnym, marmurowym stolikiem.
- Masz może wolny wieczór?- spytał Kaoru, wyrywając go tym samym ze snucia swoich pięknych, wyidealizowanych niemal w każdym calu wizji; a podłogę tego baru pokrywałby dywan w przyjemnym odcieniu zieleni.
Zamrugał kilkakrotnie, patrząc na starszego mężczyznę nierozumiejącym wzrokiem, nim jego słowa do niego dotarły, by w końcu pokiwać głową.
- Ah, tak, tak. Możesz być tak jak zwykle.
Kiedy Tooru obudził się nad ranem , Kaoru był jeszcze w jego mieszkaniu. W jego łóżku. Tuż obok. Obrócił się na bok, patrząc na niego bez żadnego większego wyrazu. Nigdy nie rozczulali się nad sobą, nigdy nie składali sobie żadnych obietnic ani nigdy jakoś specjalnie się o siebie nawzajem nie troszczyli. Po prostu czasem umawiali się ze sobą na seks, bez najmniejszych zobowiązań. Dlaczego? Bo było im to obu zwyczajnie na rękę, ot, wielka filozofia. Co prawda Niimura czasem zdawał się myśleć o swoim dość bliskim przyjacielu, jednak za każdym razem uparcie tłumaczył to potrzebą zaspokojenia samego siebie i nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby to być coś innego. Zwłaszcza, że taki układ go zadowalał.
- Wszystko w porządku?- usłyszał dobrze mu znany, ochrypnięty głos. Nawet nie zauważył kiedy ten się obudził.
- A dlaczego miałoby nie być?- odpowiedział mu pytaniem na pytanie, przewracając się jednocześnie na plecy. Poczuł jak Kaoru sunie dłonią po jego nagim brzuchu. Nie zareagował. Po prostu leżał dalej.
- Chodźmy wieczorem na piwo.
Zdziwił się trochę na te słowa, bo nigdy wcześniej się nie zdarzyło, żeby umawiali się dwa dni z rzędu. Zazwyczaj był to któryś dzień weekendu, w dodatku nie każdego. Nie wiedział jaką w tym momencie zrobił minę, ale wyraźnie rozbawiła ona Niikurę. Mężczyzna nachylił się nad nim i złożył krótki pocałunek na jego wargach, po czym wstał i zaczął się ubierać, szukając swoich rzeczy po wszystkich kątach sypialni. Tooru leżał cały czas, obserwując każdy jego ruch. Lubił na niego patrzeć.
- Wpadnę po ciebie koło ósmej.- odparł z uśmiechem na odchodnym i już po chwili dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi.
Matematyk leżał tak jeszcze trochę, zastanawiając się nad tą całą sytuacją i wspaniałomyślnie dochodząc do wniosku, że właściwie wcale się nie zgodził. Nie powiedział nic, więc nie oznaczało to ani przychylności ani też dezaprobaty. Właściwie to nawet sam nie był pewien czy chce gdziekolwiek wychodzić tego wieczoru. Z nim. Sądził, że to było całkiem nie w ich stylu, a tamten wystarczająco go satysfakcjonował. Zawsze mógł zadzwonić i powiedzieć, że nigdzie się nie wybiera..
Równo ósma rozległ się dzwonek do drzwi. Zadziwiająco punktualny. Prawdę mówiąc Tooru spodziewał się, że cudowny pan dyrektor spóźni się w pięknym stylu, patrząc na jego przerośnięte ego i zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie o sobie, więc ten był jednym, wielkim chodzącym nieogarem. Z rozczochranymi włosami, spodniami leżącymi swobodnie u jego kostek, krzywo zapiętą koszulą, w dodatku nawet nie do końca i ketchupem gdzieś pomiędzy kącikami ust.
- Dlaczego przeczuwałem, że nie będziesz gotowy?- zaśmiał się Kaoru, zupełnie swobodnie wchodząc do jego mieszkania, jakby było to dla niego czymś zupełnie naturalnym i odruchowym. A sęk w tym, że niezależnie od wszystkiego- nie powinno takie być.
- Oh, proszę o wybaczenie.- wycedził z ironią Niimura zaraz po przełknięciu ostatniego kęsa pizzy.
- A dla mnie nic się nie znajdzie?- spytał mężczyzna wchodząc do kuchni. Tooru wyprzedził go, przez przypadek strącając pudełko z pizzą, ale tylko to wykorzystał i mało dyskretnym ruchem kopnął je pod stół.
- Już nic nie mam!
- Doprawdy?
- No..- zawahał się trochę, jednak zaraz szybko dodał z udawanym entuzjazmem: - Poczekaj w salonie, a ja za chwilę przyjdę!- wypchnął swojego gościa z kuchni, prowadząc go do salonu, po czym sam zniknął za drzwiami łazienki.
Spędził w niej wyjątkowo mało czasu, więc i szybko opuścili jego mieszkanie, kierując się do baru. A jednak będzie dane mu się upić! Znaleźli przyjemne lokum, a miejsce zajęli centralnie w samym środku sali. Pili, rozmawiali, śmiali się w najlepsze. Zupełnie stracili poczucie czasu, nie pamiętając kiedy ostatnim razem bawili się tak dobrze. To była jakaś innowacja, która- jak się zapowiadało- miała wyjść na dobre. Chociaż mawia się też, że dobre złego początku.
- Kogoż to moje oczęta widzą!- rozległ się krzyk nieopodal stolika, przy który siedział Tooru wraz z Kaoru. Oboje obejrzeli się w tym samym samym czasie, dostrzegając wuefistę, Daisuke Andou w towarzystwie szkolnej kucharki, Toshimasy Hary, przeklinając się jednocześnie w myślach, że wybrali akurat to miejsce.
czwartek, 5 stycznia 2012
One shot: Different sense
Taka o miniaturka, zaczęta w środku nocy pod wpływem chwili, kiedy to siedziałam sobie z Małgolinkiem, a w tle leciało "Chizuru". Skończona w tejże chwili. Wyszło jak wyszło, nie mnie to oceniać. Poza tym dawno tu nic nie było, więc stwierdziłam, że w końcu wypadałoby coś napisać.
~~
Znów nieznośny ból rozdziera moje serce na każdą myśl o tobie. Nie chcę cię znać, a jednocześnie tak bardzo pragnę być z tobą już na zawsze. Cóż za żałosny hipokryta ze mnie, nie sądzisz? Wiem, że mnie nienawidzisz, pozwalasz mi to czuć niemal na każdym kroku. Bezustannie robisz coś, by tylko z satysfakcją patrzeć na moje cierpienie. Szkoda tylko, że ta gra zupełnie mnie nie bawi. Od samego jej początku.
Popadam w coraz większą beznadzieję, kolejny wieczór spędzając przy lampce wina i całej paczce papierosów, której rano z pewnością już nie będzie. Jakie jest więc moje zdziwienie kiedy z zamyślenia wyrywa mnie pukanie do drzwi, a gdy otwieram, okazuje się, że stoisz pod nimi właśnie ty.
- Tooru? Co ty tu robisz?- pytam zupełnie zbity z tropu, kiedy to wtaczasz się ledwo do mojego mieszkania. Z ogromnym trudem trzymasz się na nogach.
- Chyba musimy pogadać, Kao.- mamroczesz pod nosem, przytrzymując się niewielkiej komody, która stała w moim przedpokoju. Podchodzę do ciebie i pomagam ci utrzymać równowagę.
- Odprowadzę cię do domu. Jesteś kompletnie pijany.
Wyrywasz mi się momentalnie i jednym ruchem przypierasz mnie do ściany. Jestem zdezorientowany i nieruchomieję, patrząc na ciebie pytającym wzrokiem.
- Nie zbywaj mnie.- mówisz do mnie, a ja czuję, że powinienem cię wysłuchać zanim zrobisz coś złego, zwłaszcza, że nie jesteś trzeźwy.
- Niech ci będzie. - wzdycham głęboko i ostrożnie uwalniam się z twojego uścisku, po czym idę w kierunku salonu, sprawdzając czy aby na pewno poradzisz sobie z chodzeniem sam. Nie mam najmniejszego pojęcia o czym możesz chcieć ze mną porozmawiać. Przecież my nie mamy o czym ze sobą rozmawiać poza tematami czysto służbowymi, a na takie w zupełności się nie zapowiada.
Patrzę jak siadasz ciężko na mojej kanapie i chwytasz się wina, którego jeszcze nie zdążyłem dopić. Nim reaguję, ty już jednym łykiem opróżniasz lampkę do pusta. Siadam obok ciebie, obserwując każdy twój lekki ruch.
- Niikura, jesteś skończonym idiotą.- mówisz, a ja, pomimo, że wiem, iż to prawda, to nie mam pojęcia dlaczego do tego teraz nawiązujesz.
- Przyszedłeś tylko po to, żeby mi to powiedzieć?
- Nie. Wyobraź sobie, że nie.
- Więc o co ci chodzi?- marszczę brwi, odruchowo kładąc noga na nogę i opierając o kolano splecione ze sobą dłonie.
- Jesteś jeszcze głupszy niż ja.- odpowiadasz mi po chwili milczenia, a ja czuję, że pomału zaczynam się irytować.- Może i robię zawsze wszystko zupełnie na odwrót w porównaniu do tego co powinienem, jednak za to ty jesteś do bólu ślepy.- trochę bełkoczesz, jednak starasz się nad tym panować i w miarę możliwości nawet ci się to udaje. Czuję zapach alkoholu, a twoja mała, zupełnie nieogarnięta osoba budzi we mnie czułość i troskę, chociaż mam ochotę się za to spoliczkować.
- Dlaczego twierdzisz, że jestem ślepy?
- Bo jesteś, do cholery! Dopisujesz sobie własny scenariusz do wszystkiego co tylko zobaczysz!
Przez chwilę milczę, zastanawiając się nad twoimi słowami, jednak ani trochę nie wiem jak mam je rozumieć. W dodatku w zupełności nie podoba mi się kierunek, w którym ta rozmowa zmierza. Nie sądzę by powinna mieć ona miejsce. Chcę by już się zakończyła i chcę znów w spokoju poddać się swoim rozmyśleniom.
- Kocham cię.- mówisz wprost, a ja zamieram całkowicie, czując, że moje serce nieznacznie przyspiesza, co w najmniejszym stopniu mi się nie podoba.- Znasz mnie już tyle lat, ale mimo to dalej nie jesteś w stanie niczego zauważyć, Kaoru.
- Wyjdź stąd.- szepczę cicho, odwracając wzrok. Nie mam już ani sił ani nerwów na kolejną twoją zabawę, zbyt mocno mnie to boli i zbyt wiele kosztuje.- Po prostu wyjdź..
- Wiesz, że tego nie zrobię. A ja wiem, że kochasz mnie tak samo jak ja ciebie. Widzę jak na mnie patrzysz, w jaki sposób ze mną rozmawiasz i jak bardzo jesteś zazdrosny kiedy tylko rozmawiam z kimkolwiek. Jesteś żałosny w swoich nieporozumieniach, ale i tak szaleję na twoim punkcie, zrozum to!
Łapiesz moją koszulę i zaciskasz na niej pięść, przyciągając do siebie. Jestem zbyt oszołomiony, żeby zareagować kiedy wpijasz się w moje usta. Pomimo posmaku wódki czuję jak słodkie są twoje wargi. Takie miękkie.. Pomału zaczynam tracić zmysły, kiedy pogłębiasz ten pocałunek, jednocześnie czując, że nie mogę pozwolić na nic więcej, bo całkowicie postradam rozum. To bardzo zły obrót sprawy, a ja daję się w to wszystko wciągnąć..
Z nie małym trudem odsuwam cię od siebie i tylko wyobrażam sobie jak tępo w tym momencie musi wyglądać mój wzrok. Zatrzymuję go na twoich ustach, podświadomie oblizując swoje.
- Tak nie może być..- mówię w końcu, widząc gniew malujący się na twojej twarzy. A to, nie wiedzieć czemu, pociaga mnie jeszcze bardziej.
- Czego ty się boisz? Nie bądź tchórzem, tylko chociaż raz postaw wszystko na jedną kartę i otwórz oczy!- krzyczysz do mnie, a ja zupełnie już nie wytrzymuję i całuję cię, co zaskakuje, nie tylko ciebie, ale i mnie. Z początku wydaję się być niepewny, jednak kiedy siadasz na mnie okrakiem i rozpinasz mi koszulę, jednocześnie drażniąc opuszkami palców moją skórę, daję upust wszystkim komulowanym do tej pory emocjom, w zupełności poddając się tej jednej, niepowtarzalnej chwili.
Tej nocy kochamy się po raz pierwszy. Działasz na mnie jak narkotyk, jestem w nieopisanej euforii i myślę, że to sen, a kiedy się zbudzę, rzeczywistość znowu napluje mi w twarz, oznajmiając z uśmiechem chorej satysfakcji, że jestem skończonym idiotą. Jednak kiedy otwieram oczy, ty leżysz obok mnie, z głową na moim ramieniu, wtulając się mocno, jakbyś sam również nie chciał, żeby okazało się to być tylko snem. Uśmiecham się pod nosem i całuję cię w czoło, śmiejąc się w duchu na widok twojej zadowolonej miny..
Mijają właśnie cztery miesiące od tamtej nocy, a moje szczęście nie zna granic. Jesteś małym, wrednym stworzeniem, które jest bardziej zazdrosne niż ja kiedyś, ale w końcu jesteś mój. Teraz już jestem pewien, że nie zrezygnuję z tego co mam, ani nie pozwolę tego nikomu mi odebrać. Mój egoizm z pewnością mi w tym pomoże.
~~
Znów nieznośny ból rozdziera moje serce na każdą myśl o tobie. Nie chcę cię znać, a jednocześnie tak bardzo pragnę być z tobą już na zawsze. Cóż za żałosny hipokryta ze mnie, nie sądzisz? Wiem, że mnie nienawidzisz, pozwalasz mi to czuć niemal na każdym kroku. Bezustannie robisz coś, by tylko z satysfakcją patrzeć na moje cierpienie. Szkoda tylko, że ta gra zupełnie mnie nie bawi. Od samego jej początku.
Popadam w coraz większą beznadzieję, kolejny wieczór spędzając przy lampce wina i całej paczce papierosów, której rano z pewnością już nie będzie. Jakie jest więc moje zdziwienie kiedy z zamyślenia wyrywa mnie pukanie do drzwi, a gdy otwieram, okazuje się, że stoisz pod nimi właśnie ty.
- Tooru? Co ty tu robisz?- pytam zupełnie zbity z tropu, kiedy to wtaczasz się ledwo do mojego mieszkania. Z ogromnym trudem trzymasz się na nogach.
- Chyba musimy pogadać, Kao.- mamroczesz pod nosem, przytrzymując się niewielkiej komody, która stała w moim przedpokoju. Podchodzę do ciebie i pomagam ci utrzymać równowagę.
- Odprowadzę cię do domu. Jesteś kompletnie pijany.
Wyrywasz mi się momentalnie i jednym ruchem przypierasz mnie do ściany. Jestem zdezorientowany i nieruchomieję, patrząc na ciebie pytającym wzrokiem.
- Nie zbywaj mnie.- mówisz do mnie, a ja czuję, że powinienem cię wysłuchać zanim zrobisz coś złego, zwłaszcza, że nie jesteś trzeźwy.
- Niech ci będzie. - wzdycham głęboko i ostrożnie uwalniam się z twojego uścisku, po czym idę w kierunku salonu, sprawdzając czy aby na pewno poradzisz sobie z chodzeniem sam. Nie mam najmniejszego pojęcia o czym możesz chcieć ze mną porozmawiać. Przecież my nie mamy o czym ze sobą rozmawiać poza tematami czysto służbowymi, a na takie w zupełności się nie zapowiada.
Patrzę jak siadasz ciężko na mojej kanapie i chwytasz się wina, którego jeszcze nie zdążyłem dopić. Nim reaguję, ty już jednym łykiem opróżniasz lampkę do pusta. Siadam obok ciebie, obserwując każdy twój lekki ruch.
- Niikura, jesteś skończonym idiotą.- mówisz, a ja, pomimo, że wiem, iż to prawda, to nie mam pojęcia dlaczego do tego teraz nawiązujesz.
- Przyszedłeś tylko po to, żeby mi to powiedzieć?
- Nie. Wyobraź sobie, że nie.
- Więc o co ci chodzi?- marszczę brwi, odruchowo kładąc noga na nogę i opierając o kolano splecione ze sobą dłonie.
- Jesteś jeszcze głupszy niż ja.- odpowiadasz mi po chwili milczenia, a ja czuję, że pomału zaczynam się irytować.- Może i robię zawsze wszystko zupełnie na odwrót w porównaniu do tego co powinienem, jednak za to ty jesteś do bólu ślepy.- trochę bełkoczesz, jednak starasz się nad tym panować i w miarę możliwości nawet ci się to udaje. Czuję zapach alkoholu, a twoja mała, zupełnie nieogarnięta osoba budzi we mnie czułość i troskę, chociaż mam ochotę się za to spoliczkować.
- Dlaczego twierdzisz, że jestem ślepy?
- Bo jesteś, do cholery! Dopisujesz sobie własny scenariusz do wszystkiego co tylko zobaczysz!
Przez chwilę milczę, zastanawiając się nad twoimi słowami, jednak ani trochę nie wiem jak mam je rozumieć. W dodatku w zupełności nie podoba mi się kierunek, w którym ta rozmowa zmierza. Nie sądzę by powinna mieć ona miejsce. Chcę by już się zakończyła i chcę znów w spokoju poddać się swoim rozmyśleniom.
- Kocham cię.- mówisz wprost, a ja zamieram całkowicie, czując, że moje serce nieznacznie przyspiesza, co w najmniejszym stopniu mi się nie podoba.- Znasz mnie już tyle lat, ale mimo to dalej nie jesteś w stanie niczego zauważyć, Kaoru.
- Wyjdź stąd.- szepczę cicho, odwracając wzrok. Nie mam już ani sił ani nerwów na kolejną twoją zabawę, zbyt mocno mnie to boli i zbyt wiele kosztuje.- Po prostu wyjdź..
- Wiesz, że tego nie zrobię. A ja wiem, że kochasz mnie tak samo jak ja ciebie. Widzę jak na mnie patrzysz, w jaki sposób ze mną rozmawiasz i jak bardzo jesteś zazdrosny kiedy tylko rozmawiam z kimkolwiek. Jesteś żałosny w swoich nieporozumieniach, ale i tak szaleję na twoim punkcie, zrozum to!
Łapiesz moją koszulę i zaciskasz na niej pięść, przyciągając do siebie. Jestem zbyt oszołomiony, żeby zareagować kiedy wpijasz się w moje usta. Pomimo posmaku wódki czuję jak słodkie są twoje wargi. Takie miękkie.. Pomału zaczynam tracić zmysły, kiedy pogłębiasz ten pocałunek, jednocześnie czując, że nie mogę pozwolić na nic więcej, bo całkowicie postradam rozum. To bardzo zły obrót sprawy, a ja daję się w to wszystko wciągnąć..
Z nie małym trudem odsuwam cię od siebie i tylko wyobrażam sobie jak tępo w tym momencie musi wyglądać mój wzrok. Zatrzymuję go na twoich ustach, podświadomie oblizując swoje.
- Tak nie może być..- mówię w końcu, widząc gniew malujący się na twojej twarzy. A to, nie wiedzieć czemu, pociaga mnie jeszcze bardziej.
- Czego ty się boisz? Nie bądź tchórzem, tylko chociaż raz postaw wszystko na jedną kartę i otwórz oczy!- krzyczysz do mnie, a ja zupełnie już nie wytrzymuję i całuję cię, co zaskakuje, nie tylko ciebie, ale i mnie. Z początku wydaję się być niepewny, jednak kiedy siadasz na mnie okrakiem i rozpinasz mi koszulę, jednocześnie drażniąc opuszkami palców moją skórę, daję upust wszystkim komulowanym do tej pory emocjom, w zupełności poddając się tej jednej, niepowtarzalnej chwili.
Tej nocy kochamy się po raz pierwszy. Działasz na mnie jak narkotyk, jestem w nieopisanej euforii i myślę, że to sen, a kiedy się zbudzę, rzeczywistość znowu napluje mi w twarz, oznajmiając z uśmiechem chorej satysfakcji, że jestem skończonym idiotą. Jednak kiedy otwieram oczy, ty leżysz obok mnie, z głową na moim ramieniu, wtulając się mocno, jakbyś sam również nie chciał, żeby okazało się to być tylko snem. Uśmiecham się pod nosem i całuję cię w czoło, śmiejąc się w duchu na widok twojej zadowolonej miny..
Mijają właśnie cztery miesiące od tamtej nocy, a moje szczęście nie zna granic. Jesteś małym, wrednym stworzeniem, które jest bardziej zazdrosne niż ja kiedyś, ale w końcu jesteś mój. Teraz już jestem pewien, że nie zrezygnuję z tego co mam, ani nie pozwolę tego nikomu mi odebrać. Mój egoizm z pewnością mi w tym pomoże.
Subskrybuj:
Posty (Atom)