poniedziałek, 13 maja 2013

Closer to Ideal 4.

No proszę, a jednak udało mi się skończyć ten rozdział. Wiem, znowu z opóźnieniem, ale aktualnie na wenę nie narzekam, więc powinnam powrócić do regularnego dodawania notek. Tymczasem, zabieram się za pisanie piątego rozdziału. Tekst tradycyjnie niesprawdzony, przepraszam, ale i tak życzę miłego czytania!

~~

 - Jesteś z nią szczęśliwy?- spytałem znowu, kiedy byliśmy już po trzech piwach.  
 - Przecież już ci mówiłem, Zero.- czknął, przysłonił usta dłonią, po czym je wytarł rękawem i upił kolejny łyk. I pomimo tego, iż niesamowicie upierał się, że wie czego pragnie, wyglądał naprawdę marnie.- Ale co to za ironia losu.. Siedzę w jakiejś obskurnej knajpie właśnie z tobą i rozmawiam o moim nowym związku. 
 - Wysłucham wszystkiego o czym będziesz chciał mi powiedzieć. 
 - Naprawdę? A to zabawne, kiedyś nie umiałeś słuchać. 
 - Nie umiałem słuchać?- powtórzyłem, marszcząc przy tym brwi i jakby automatycznie zamyślając się nad tym w jaki sposób go traktowałem, gdy byliśmy razem. I szczerze się dziwiłem, dlaczego on mnie nie zostawił.- Zapewne masz rację. 
 - Ja ją na pewno mam!- zawołał Yoshi, śmiejąc się przy tym.- Wiesz, Michi.. Ale nawet jeśli miałeś od cholery wad, to zalety zdecydowanie nad nimi przeważały. Jestem pewien, że swego czasu szczerze mnie kochałeś. Czułem to w każdym twoim geście. 
 - Dlaczego mi o tym mówisz?- westchnąłem głęboko, moje skronie pulsowały coraz boleśniej, a alkohol zaczynał pomału robić z moim organizmem swoje. 
Nie rozumiałem tej rozmowy, jego nagłych wyznań, nie wiedziałem po co w ogóle mi to mówi. W tej beznadziejnej sytuacji- nie chciałem wiedzieć. Wolałem żyć ze świadomością, że od początku do końca miał i ma mnie za skończonego dupka. Że czuje do mnie żal i nie ma żadnych dobrych wspomnień, dlatego też teraz układa sobie życie na nowo, z osobą, która zasługuje na niego, w przeciwieństwie do mnie. Jednak.. Mówił o mnie dobrze. Miałem niesamowity mętlik w głowie. Yoshitaka, ty popieprzony hipokryto. 
 - Wiesz, że nie mam pojęcia?- wzruszył ramionami, po czym oparł, w geście bezradności, głowę na dłoni.- Może to przez tę świadomość, że zakończył się pewien rozdział między nami i rozpoczął nowy?
Poczułem paraliżujące kłucie serca. Odczekałem chwilę, aż udało mi się odzyskać spokojny oddech i wyciągnąłem dłonie w jego stronę. Wzdrygnął się, w momencie, w którym ujmowałem w dłonie jego twarz, jednak nie odsunął się. 
 - A nie możemy dopisać drugiej części tamtego rozdziału? Nie możemy znowu sobie zaufać? Nie mogę cię pocałować?
 - Nie. 
Ta chwila z jednej strony, ciągnęła się w nieskończoność, z drugiej jednak- minęła niewyobrażalnie szybko, przez co nie wspominam jej nawet dokładnie. Byłem w amoku, nie do końca świadomy tego co się dzieje. Chyba miałem już jasność.. 

Miasto nocą było niesamowicie spokojne. Podobała mi się ta cisza, kiedy przechodziłem przez jedne, za dnia, z najbardziej tłocznych i głośnych ulic, w tamtym momencie raptem parę razy słyszałem w oddali rozmawiających ludzi. Było mi niemiłosiernie zimno, ale drogę do domu wybrałem tej nocy wyjątkowo długą. Mój umysł musiał zaczerpnąć świeżego powietrza, a zamykanie się w czterech ścianach nie było dla mnie w obecnej sytuacji dobrą opcją. 
Nie wiem nawet po jakim czasie, ale w końcu znalazłem się w domu.. Napiłem się wody, odpaliłem papierosa i udałem się do sypialni. Z szafy wyciągnąłem niewielkie pudełko, a było w nim parę tekstów, które spisaliśmy razem z Karyu, nasze wspólne piosenki, których świat nigdy miał nie ujrzeć, cała masa wspólnych zdjęć i biletów z seansów w kinie, na które lubiliśmy chodzić, kiedy któryś nie mógł zasnąć.. A jednak porzuciłem to wszystkie, odsuwałem się od niego, bo zaczynało mnie to przytłaczać. Gorąc uczucia, jakim darzył mnie Matsumura i jakim ja darzyłem jego. Myślałem, że to coś złego, że to minie prędzej czy później, dlatego ułożę sobie życie jako inna osoba, póki nie jest na to za późno. Niestety. Nie byłem w stanie przez te lata uwolnić się od chociażby zwykłej myśli o nim. Dalej go pragnąłem. Ale nie był już w zasięgu moich rąk i musiałem się z tym pogodzić. 
Zgasiłem papierosa na jednym z naszych wspólnych zdjęć i zamknąłem pudełko. Nie chciałem go już, gdy miałem świadomość, że jest tylko pełne wspomnień, które w końcu muszę wymazać. Wyrzuciłem je wszystkie.

Do studia przyszedłem dużo szybciej, niż byliśmy umówieni. Chciałem pobyć trochę sam, pograć w jakimkolwiek innym miejscu niż moje mieszkanie i psychicznie przygotować się do pojawienia się w tym pokoju Karyu, kiedy wybije południe. I po raz pierwszy, odkąd wróciłem, poczułem, że nie chcę go widzieć. Historia lubi najwyraźniej zataczać koło. Ale ja znów chciałem się od niego oddalić, by uniknąć niepotrzebnego bólu. Chociaż teraz chyba przyszła moja kolej by się do niego przyzwyczaić. 
 - Cześć, Zero.- usłyszałem i podniosłem odruchowo wzrok znad notesu, w którym zapisywałem zawsze nuty.- Co ty tak wcześnie? 
 - Też się cieszę, że cię widzę, Hizu.- uśmiechnąłem się krótko, być może trochę sztucznie i upiłem łyk kawy.
 - Nie wątpię. Jak tam z Karyu? 
 - A jak ma być? Nie ma co być.- wzruszyłem ramionami, jednak poczułem, że się spinam, kiedy wokalista poruszył ten temat. 
 - Wszystko pomiędzy wami skończone?- spytał, tym samym idealnie mnie dobijając, nawet jeśli było po nim widać, że ma dobre zamiary.
 - Nawet nie mamy o czym mówić. 
Hizumi zaczerpnął powietrza, wyraźnie szykując się do jednego ze swoich długich wywodów, które to mają ci udowodnić jak wyjątkowym człowiekiem w rzeczywistości jesteś i że nie ma się co poddawać, jednak drzwi do studia się otworzyły, a do środka weszli Karyu i Tsukasa. Zabiło mi mocniej serce, był taki piękny i wiem, że nie miał tej świadomości. Ale jego natura bardzo łatwo mnie pobudzała. I przyszło mi go za to przeklinać. 
 - Nie możemy się dzisiaj ociągać.- powiedział Tsu, głosem, który nawet w najmniejszym stopniu nie znosił sprzeciwu.- Najpierw Zero i Karyu, chcę się wam dokładnie przysłuchać. 
 - Cholerny idealista.. 
 - Co mówiłeś, Michi?
 - Nic.
Krew we mnie wrzała i nie byłem w stanie skupić się na graniu.  Coraz bardziej docierała do mnie rzeczywistość i nie byłem w stanie odpędzić jej od siebie. Chciałem uciec do innego świata, w którym chociaż przez chwilę wszystko wydawałoby się być idealne. Tsukasa ciągle nam przerywał i musieliśmy wszystko poprawiać, a Yoshi, kolejny głupek, z nieudawaną troską pytał czy wszystko w porządku. To było bardzo perfidne z jego strony, a oczyma wyobraźni widziałem już jak moja dłoń z impetem uderza w jego twarz, jednak odwiódł mnie od tego lider, wyrywając z zamyślenia. Tak czy siak, dobrze nie było..
 - Michi, musisz wziąć się w garść.- powiedział gitarzysta, ale nawet nie miałem siły na niego spojrzeć. Na pewno doskonale zdawał sobie sprawę, że całe moje życie właśnie kręci się wokół jego osoby i za wszelką cenę starał się udawać, że jest inaczej. 
 - Bo co?
 - Bo niewiele brakuje, żebyś wyprowadził Tsu z równowagi? Poza tym, strasznie marnie wyglądasz. Sypiasz po nocach? 
 - Nie wiem dlaczego się tym interesujesz.- skarciłem się w duchu za oschłość we własnym głosie, ale nie miałem zamiaru się poprawiać. Już nie musiałem..- Przepraszam, ale źle się czuję. Muszę wyjść. 
Nie czekałem nawet na odpowiedź czy reakcję. Widziałem jak bardzo perkusiście z nerwów zabrakło słów, dlatego też skorzystałem z okazji i opuściłem studio nim odzyskał głos. Co nie zmienia faktu, że Matsumura miał rację- w garść wziąć się musiałem, inaczej konsekwencje mogłyby być tragiczne. Więc postawiłem na chwilę zapomnienia w barze, niedaleko mojego bloku. 
Pierwszy kieliszek. Nie byłem do końca pewien, czy aby na pewno wybrałem dobrą metodę. Upijanie się wcale nie sprawi, że Karyu mnie zechce, zwłaszcza, że prostacko go potraktowałem. Miałem wyrzuty sumienia i już miałem wracać do studia by go przeprosić, kiedy to barman zatrzymał mnie bardzo mocnym argumentem.
Drugi kieliszek. Nie rozumiałem w czym ona była lepsza ode mnie.. I byłem zazdrosny. Mogłem się w końcu szczerze i zupełnie bezwstydnie przyznać. Nie mogłem nawet myśleć o tym, że dotykał jej w taki sposób, w jaki kiedyś dotykał mnie, że całował ją z równie wielkim uczuciem, że trzymał ją w ramionach i pozwalał na wszystko.. Bolało mnie to, że był w stanie, w przeciwieństwie do mnie, znaleźć sobie kogoś, kogo obdarzył uczuciem o wiele bardziej namiętnym niż mnie. Wiedziałem, że sam byłem sobie winien, ale i tak czułem się zdradzony. 
Trzeci kieliszek. Pomału zaczynało szumieć mi w głowie, a ruchy stawały się coraz cięższe i robiłem się niezdarny. Miałem ochotę się rozpłakać. Tak bardzo pragnąłem, żeby Yoshi był przy mnie, tylko mój, tak bym mógł zrobić z nim co tylko zechce, w jaki tylko sposób mi się zamarzy.
Czwarty kieliszek. Myślenie o ukochanym przerwał mi nieznajomy mężczyzna, zajmując miejsce tuż obok, ocierając się przy tym o mnie ramieniem. Już miałem mu powiedzieć, że jest wystarczająco dużo miejsca, by mógł przesunąć swoje zacne dupsko przynajmniej dwa miejsca dalej, jednak obdarzył mnie tak urzekającym uśmiechem, że przez chwilę zostałem zbity z tropu. 
 - Co za akt desperacji. 
 - Mój akt i byłoby wyśmienicie, gdyby nikt mi go nie przerywał.- byłem bardzo cięty, chociaż tak naprawdę chyba potrzebowałem towarzystwa i biło ode mnie trochę cichej wdzięczności.. 
 - Już za późno, mów mi Masaru.- powiedział, teraz już z subtelniejszym uśmiechem, po czym zamówił dwie kolejki. Dla siebie i dla mnie.
 - Michi.- odparłem krótko, po czym jednym haustem opróżniłem kieliszek. 

piątek, 29 marca 2013

Closer to Ideal 3.


Z góry przepraszam za tak długą zwłokę, jednak czas nie pozwalał mi na dokończenie tego rozdziału.. Ale nareszcie jest i postaram się kolejny dodać trochę szybciej. Nie podoba mi się kompletnie, mniejsza. I tak życzę miłego czytania i proszę o nie mieszanie mnie z błotem za wszelkie błędy, bo jak zwykle- nie mam motywacji do sprawdzania tekstu.

~~

Kiedy się obudziłem- byłem już sam. Pomyślałem, że Karyu postanowił wcześniej wrócić do domu, ale zbytnio też mnie to akurat nie zmartwiło, przez samą myśl, że raptem parę godzin temu trzymałem go w ramionach, a on z niewyobrażalną czułością szeptał moje imię. Ogarniało mnie nieodparte uczucie szczęścia, było ono mamiące i wydawało mi się, że moja umiejętność trzeźwego myślenia zaczyna bezpowrotnie zanikać. Ale czy zamieniłbym to na cokolwiek innego? Poczułem ulgę i zobaczyłem przed sobą nowe drzwi, mając przy tym świadomość, że kiedy przekroczę ich próg, już nigdy więcej nie zawrócę. Nawet nie było takiej możliwości.

Południe już wybiło, a ja byłem mocno zniecierpliwiony, bo do tej pory Yoshitaka nie odezwał się do mnie ani słowem. Żadnego telefonu, czy chociażby zwykłej wiadomości. Co chwilę zerkałem na komórkę, bądź starałem się do niego napisać, ale za każdym razem rezygnowałem w połowie. Dopiero po blisko dwóch godzinach tej udręki odważyłem się wybrać jego numer, jednak kiedy odebrał, ton jego głosu sprawił, że zabolało mnie serce.
 - Spotkamy się?- spytałem, tak czy siak mając szczerą nadzieję, że jego odpowiedź będzie pozytywna.
 - Nie ma najmniejszego powodu, dla którego mielibyśmy się spotkać.- powiedział w sposób, jakby było to coś zupełnie oczywistego.
 - Ale myślałem..
 - Nie myśl zbyt dużo, bo nie wychodzi ci to na dobre.- rozłączył się. Początkowo z nerwów zakręciło mi się w głowie, a mój oddech nieznacznie przyspieszył. Lecz w końcu idąc za jego radą, niewiele myśląc wybiegłem z domu, wsiadłem w samochód i nim zdążyłem się obejrzeć, już stałem przed mieszkaniem gitarzysty. Kiedy zapukałem, otworzyła mi ta sama kobieta co wcześniej, a to akurat nie spodobało mi się ani odrobinę.
 - To ty jesteś tym znajomym Yoshiego?- spytała, uśmiechając się przy tym subtelnie, co tylko niepotrzebnie mnie zdenerwowało. Sądzę, że gdyby wiedziała kim jestem, nie usiłowałaby być dla mnie miłą.- Wejdź do środka, zawołam go.
 - Wolę poczekać tutaj.- odparłem, na co ona skinęła lekko głową i zniknęła. Nie musiałem długo czekać aż pojawi się Karyu, w dodatku nie wyglądał na zadowolonego moim widokiem. Tak jak poprzednio zamknął drzwi.
 - Co ty tu, do cholery robisz?- warknął, a ja całkiem odruchowo uniosłem brwi w geście szczerego zdziwienia. Najwyraźniej kolosalnie się pomyliłem.
 - Chciałem się z tobą spotkać, pamiętasz?- spytałem z powagą.- Nawet jeśli ta noc nic dla ciebie nie znaczyła, to nie sądzisz, że powinienem wiedzieć na czym stoję?
 - A co, jeszcze się nie zorientowałeś? Posłuchaj, Zero. Byłem kompletnie zalany, tylko dlatego udało ci się zaciągnąć mnie do łóżka.- zniżył głos, ale za to brzmiał bardzo agresywnie. Chyba wcześniej go nie znałem od tej strony. Zawsze stał w moim cieniu, gotów zrobić co tylko zechcę i nigdy się na mnie nie denerwował, niezależnie od tego jak go traktowałem. Teraz stał przede mną, zupełnie obcy, a to wszystko wyłącznie z mojej winy. Co ja narobiłem?- Już się to nie powtórzy, możesz być pewien.
 - W porządku.- wycedziłem przez zęby, odwróciłem się i odszedłem. Nie było sensu się z nim kłócić, a w szczególności teraz.

Dni mijały, a ja prawie wcale nie rozmawiałem z Karyu. Uznałem, że nam obu potrzeba teraz trochę czasu, a naprzykrzanie się mu z pewnością zadziałałoby na moją niekorzyść. Poza tym- starałem się nie myśleć o niczym. Zawsze zabierałem ze sobą bass do domu i ćwiczyłem godzinami, aż udało mi się opanować wszystkie zaległe piosenki, a nawet wymyślić kilka własnych propozycji co do nowych utworów. Tsukasa był wyraźnie zadowolony i raczej nie żałował swojej decyzji co do ponownego przyjęcia mnie do zespołu, natomiast Karyu z czasem chyba przyzwyczaił się do mojej obecności i mimo że niejednokrotnie przyłapywałem go na tym, że spogląda na mnie w dziwny sposób, to i tak nasze relacje trochę się polepszyły. Chociaż nie było to tym czego chciałem, nie mogłem go ani odrobinę pospieszać. I wydawało mi się, że prędzej czy później uda mi się go odzyskać- aż do pewnego wieczora, kiedy to zostaliśmy sami w studiu. Początkowo oboje milczeliśmy, jednak w końcu gitarzysta przerwał ciszę.
 - Pamiętasz moją dziewczynę?- spytał, co akurat niemal całkowicie zbiło mnie z tropu. Drażniło mnie w jaki sposób się uśmiechał, kiedy tylko o niej wspominał.
 - Tak, i co w związku z tym?- zmarszczyłem lekko brwi, ale przy tym starałem się nie wyglądać na zbyt poddenerwowanego, żeby nie wywołać u niego podobnej reakcji.
 - Oświadczyłem jej się wczoraj. Zgodziła się za mnie wyjść.
Początkowo zastanawiałem się czy to nie jest przypadkiem jakiś kiepski żart, ale wyglądał śmiertelnie poważnie. Momentalnie rozbolała mnie głowa, miałem wrażenie, że serce lada moment wyskoczy mi z piersi i odwróciłem szybko głowę, czując jak do oczu napływają mi łzy, których nie jestem w stanie powstrzymać. Poczułem, że przegrałem i straciłem wszelką motywację do walki.
 - Jesteś z nią szczęśliwy?- spytałem, starając się, by mój głos brzmiał możliwie jak najbardziej naturalnie.
 - Wspaniała z niej kobieta.- przyznał, a jego głos brzmiał naprawdę ciepło i czule. Wytarłem dyskretnie policzki i spojrzałem na niego, uśmiechając się przy tym, z nie małym trudem. To by było naprawdę nie fair z mojej strony, gdybym dalej myślał, w jaki sposób mam zburzyć to co on budował przez te wszystkie lata, kiedy mnie nie było. W końcu sam byłem sobie winien i przyszedł najwyższy czas, żeby ponieść tego konsekwencje.
 - W takim razie to cudownie, gratuluję. Chodźmy to opić.- zaproponowałem, na co ten spojrzał na mnie podejrzliwie. Od razu zrozumiałem o co mu chodzi..- Nie masz się czego obawiać.

niedziela, 10 lutego 2013

Closer to Ideal 2.


Nie, nie chcę mi się sprawdzać błędów, więc z góry za nie przepraszam. Brak mi siły do czegokolwiek, więc trzymajcie kciuki, żebym nabrała motywacji przynajmniej do przepisania następnego rozdziału. Miłego czytania!

~~

 - Wielkie dzięki, Tsu, nawet nie masz pojęcia jak bardzo ci jestem wdzięczny.- westchnąłem z ulgą, klepiąc starego przyjaciela po ramieniu.
 - Ty mnie nie dziękuj, tylko ciesz się, że mieliśmy na tyle naiwności co do twojego powrotu, że nie zatrudniliśmy nikogo na stałe!- zaśmiał się perkusista, jednak trwało to bardzo krótko. Spoważniał po chwili, patrząc na mnie znacząco.- Ale to, że przyjmujemy cię z powrotem do D'espairsRay nie oznacza, że kiedykolwiek wybaczymy ci, że nas zostawiłeś.
 - Oboje dobrze wiemy, że to była najgorsza decyzja jaką w życiu podjąłem.
 - Co się właściwie stało, że wyjechałeś?- spytał nagle Hizumi.- Nigdy tego nie wiedzieliśmy.
 - Powiedzmy, że był to żałosny akt czystego tchórzostwa..

Nie mogłem w nocy spać, udało mi się zmrużyć oko dopiero nad ranem, swoją drogą nawet niedługo przed pobudką. Cały czas myślałem o Karyu, czułem dziwny ścisk żołądka, trochę bałem się konsekwencji, jakie mogłem ponieść po kroku, na który zdecydowałem się niemal bez zawahania. W końcu on nie chciał mnie już znać, a ja zgłosiłem się do Tsukasy z absurdalną prośbą o ponowne przyjęcie mnie pod skrzydła zespołu. Nie miałem pojęcia czy to aby na pewno będzie dobry sposób na zbliżenie się do niego, czy nie wywołam przypadkiem z jego strony kolejnej fali nienawiści, aczkolwiek naprawdę chciałem spróbować. W przeciwnym wypadku nigdy bym sobie nie darował.
W studiu byłem jako pierwszy i z niecierpliwością czekałem aż pojawi się ktokolwiek jeszcze. No i się doczekałem.
 - Cześć.- powiedziałem od razu, jednak gitarzysta nie zamierzał mi odpowiadać, całkowicie mnie ignorując. Odwiesił kurtkę i wyszedł, po chwili wracając z kawą. Zajął miejsce na drugim końcu kanapy, nie odzywając się ani słowem. Nawet na mnie nie spojrzał.- To nie jest dobra taktyka, żeby mnie unikać, przecież wiesz. Będziemy teraz razem pra..
 - Ty naprawdę nic nie rozumiesz?- przerwał mi i na tym się skończyło. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, właściwie to wylać z siebie wszystko co myślę, z beznadziejną nadzieją, że choć przez nędzny ułamek sekundy coś się zmieni w wyrazie jego twarzy, jednak nie miałem odwagi. To byłby bardzo zły początek.
Z zamyślenia po niedługim czasie wyrwał mnie trzask zamykanych drzwi.
 - Cześć, chłopaki, długo czekacie?- spytał Hizumi, odplątując szalik, a zaraz za nim dojrzałem Tsukasę. Pokręciłem tylko głową, ze strony Karyu nie było żadnej reakcji poza nikłym uśmiechem, który swoją drogą trwał wyjątkowo krótko. Widziałem przejaw troski na twarzy wokalisty, jednak wspaniałomyślny lider nie miał zamiaru się rozdrabniać w godzinach pracy. Już nawet zdążyłem zapomnieć o jego niepodważalnym profesjonaliźmie.
 - Hizu, zaczniemy od ciebie.- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, grzebiąc jednocześnie w teczce z całą masą papierów.- A ty w tym czasie zapoznaj się z nutami. Będziesz miał dużo do nadrobienia, więc nie ma obijania się.- tym razem zwrócił się do mnie, wręczając mi całą stertę kartek.- Strony są ponumerowane, więc na razie skup się na piątej.
Skinąłem twierdząco głową i przejrzałem pobieżnie kartki, by w końcu wykonać polecenie perkusisty. Czekała mnie naprawdę ciężka praca, co więcej, miałem zamiar jak najszybciej się z nią uporać.

 - No to co, idziemy po tym wykańczającym dniu na piwo?- spytał Hizumi, chyba z przesadnie dobrymi chęciami, wyraźnie zawiedziony, kiedy nikt mu nie odpowiedział.- Należy nam się.
 - Przecież ty nie pijesz.- powiedział w końcu Tsukasa, nieco zdezorientowany.
 - Jak raz człowiek zrobi wyjątek, to nic mu nie będzie.
Lider wzruszył ramionami, ja nie odpowiedziałem nic, trochę zakłopotany tą irytującą ciszą, za to Karyu pokręcił, chyba nawet bez namysłu, głową.
 - Nigdzie się z nim nie wybieram.- odparł zdecydowanie, kiwając w moją stronę. Coś zabolało, to fakt. Ale w końcu czego innego mogłem się spodziewać? Zasłużyłem sobie.
 - No nie daj się prosić, nie wierzę, że nie masz na nie ochoty.- uśmiechnął się Hizumi, poruszając przy tym znacząco brwiami.
I jeszcze długo czasu musiał przekonywać gitarzystę, żebyśmy poszli całym zespołem, ale w końcu mu się udało i zajęliśmy stolik w samym środku zatłoczonego lokalu.
 - Ciekawe jak szybko rozejdzie  się wieść, że Michi wrócił do D'espairsRay.- wybełkotał wokalista, jak na razie najbardziej pijany spośród naszej czwórki, chociaż wypił najmniej. Właściwie, to trochę stęskniłem się za tym widokiem, a był on naprawdę rzadki, zwłaszcza, że Hiroshi strasznie wzbraniał się przed alkoholem odkąd tylko pamiętam.
 - Zapewne szybciej od tej, że odchodzi.- prychnął Yoshi, odwracając wzrok. Nerwowo drgała mu dolna warga.
 - Nie musisz być wobec mnie złośliwy.
 - Ojej, uraziłem cię?- spytał z wyraźnie udawanym smutkiem, jednak bardzo szybko jego wyraz twarzy zmienił się na wyjątkowo beznamiętny.- Tak bardzo nie jest mi przykro z tego powodu.
 - A powinno!
 - Chłopaki, uspokójcie się oboje.- westchnął Tsukasa, chociaż kompletnie nic to nie dało.
 - No tak, w końcu jesteś tu jedyną osobą, która do tego prawo.
 - Nie masz prawa mnie oceniać.
 - A żebyś się zdziwił. Mam podstawy do jakichkolwiek osądów na twój temat.
 - Żebyś ty się nie zdziwił, nawet nie pozwoliłeś mi słowa wyjaśnienia.
 - Nie ma tu czego wyjaśniać!- krzyknął, tym samym skutecznie mnie zamykając. Ale raptem na chwilę zbiło mnie to z tropu.
 - Wiecie co..- zaczął znowu lider, korzystając z okazji, że nie odgryzam się w żaden sposób gitarzyście.- My was zostawimy, pogadajcie sobie w spokoju, tylko macie mi się nie pozabijać.
Pomógł wstać biednemu Hizumiemu, który miał wyraźnie problemy z utrzymaniem równowagi i pomimo naszych protestów oraz chęci przez Karyu opuszczenia baru razem z nimi, i tak zostaliśmy sami, tym razem mając problem z odezwaniem się do siebie.
 - Posłuchaj..- przerwałem po pewnym czasie tę nużącą ciszę między nami, zawieszając wzrok na swoim piwie.- Wiem, że wszystko zniszczyłem, ale czy nie możemy zachowywać się wobec siebie normalnie przynajmniej wtedy kiedy powinniśmy?
 - Co, mam ci znowu zaufać? A ty znowu później zachowasz się jak gówniarz. A ja znowu nie będę mógł sobie z tym poradzić przez sześć pieprzonych lat.
Podniosłem wzrok i serce zabolało mnie po raz kolejny, na widok łez w jego oczach i szczerego żalu wymalowanego na twarzy. Wstał i chciał odejść, ale złapałem go za nadgarstek, więc po chwili zawahania na powrót zajął swoje miejsce.
 - Nie musisz mi wierzyć, ani ufać, ale wiesz, że nie popełniam tych samych błędów dwa razy.- powiedziałem nad wyraz spokojnie i delikatnie otarłem jego łzy. Przymknął powieki, oddychał niespokojnie i mimo, że widać było jego cierpienie, był niewyobrażalnie piękny. I zapewne gdybym nie był pod wpływem alkoholu, to nigdy bym się na to w takim momencie nie odważył, ale nim się obejrzałem, nim dotarło do mnie w ogóle co robię, już go całowałem. Ale co było bardziej dezorientujące- on wcale mnie nie odepchnął. W dodatku nawet nie mam pojęcia, w którym momencie znaleźliśmy się u mnie w domu. Rozbieraliśmy się w pośpiechu, ciało niemal paliło mnie od jego chociażby najkrótszego dotyku, pocałunki stawały się coraz bardziej lubieżne. Błądziłem dłońmi po jego ramionach, torsie, plecach, pośladkach, chcąc przypomnieć sobie ich każdy kawałek. Właściwie, to nie do końca docierało do mnie co się dzieje, ale nie miałem najmniejszego zamiaru tego przerywać. Znów nasze ciała połączyły się w jedno, oddechy były ciężkie i mieszały się ze sobą, ruchy zarówno moje jak i Karyu były zsynchronizowane, zupełnie jakby były stworzone dla siebie nawzajem. Widziałem pożądanie w jego oczach, szeptał moje imię, oplótł mnie nogami w pasie, zaciskając je mocniej przy każdym moim pchnięciu. Każdy jego dotyk, dźwięk wydzierający się z jego gardła, każdy pocałunek był miodem dla mojego serca. I chciałem, żeby ta namiętność już nigdy nie przemijała, ale w końcu oboje doszliśmy.

sobota, 2 lutego 2013

Closer to Ideal 1.


Dodałam ten rozdział dwa lata temu na mojego lj. Oczywiście, jak to ze mną czasem bywa, nigdy nie doczekał się kontynuacji i przypomniałam sobie o nim ostatnio, kiedy to przeglądałam swoje stare wpisy. Do tego z najciemniejszych zakamarków swojego pokoju wygrzebałam początek drugiego rozdziału, który teraz sumiennie staram się kończyć i dopracowywać. A dodanie tego tutaj sprawia, że muszę nareszcie skończyć to opowiadanie! Poza tym- obiecałam, a słowa staram się zawsze dotrzymywać. c: Miłego czytania!

~~

Tokyo, 24.06.2004
Mój Drogi Michi,
Minęły już dwa lata odkąd wyjechałeś. Odkąd zostawiłeś mnie, zespół i zniknąłeś "potrzebując odpocząć od tego wszystkiego i spróbować ułożyć sobie życie na nowo". Jesteś cholernym egoistą, który pod uwagę bierze tylko swoje względy, ale i tak Cię kocham.
 Tak dobrze pamiętam nasze początki.. Oboje byliśmy niepewni, jednocześnie chcąc tego samego. Oboje w samotności marzyliśmy o sobie nawzajem, podczas każdego spotkania natomiast napawając się najdrobniejszym i najbardziej przypadkowym dotknięciem. Robiliśmy dziecinne podchody, wysyłając sobie dwuznaczne znaki, przez co chyba żaden tym bardziej nie miał odwagi wziąć sprawy w swoje ręce. A szkoda, bo może wtedy wszystko poukładałoby się jakieś kilka miesięcy wcześniej. I szkoda, że to dopiero alkohol otwiera ludzi do tego stopnia, że są w stanie wyznać sobie co naprawdę do siebie czują. Ale ani przez chwilę nie żałowałem tego co się między nami wtedy wydarzyło. Wbrew pozorom otworzyło to przed nami nowe drzwi, przez które przeszliśmy razem, a którymi Ty później wróciłeś z powrotem.. Przecież było nam razem dobrze. Prawda? Tyle pięknych słów, tyle złożonych przysiąg, magia każdego pocałunku, wyrażającego całe uczucie. Całą tę niesamowitą miłość, przed którą uciekłeś. Bo jak to inaczej nazwać? Zaczęła Cię przytłaczać, choć nie rozumiem dlaczego, bo swobody dawałem Ci aż nazbyt wiele. Nawet jeśli coś mi nie odpowiadało, milczałem. Dbałem o Twoje samopoczucie, kosztem swojego- tylko Ty się liczyłeś, byłeś na pierwszym miejscu, a zaraz za Tobą cała reszta świata. Choć i tak nie dostrzegałem jej, całkowicie zaślepiony Tobą. Czuję, że nawet dalej jestem.. Ale Ciebie nie ma. Teraz moja miłość jest jedynie chorym złudzeniem i niemożliwe by jeszcze kiedyś stało się rzeczywistością.
Nie mogę w nocy spać, nawiedzany ciągłymi wspomnieniami.. Minęło już tak wiele czasu, a ja- pomimo wielu prób, które zawsze i tak kończyły się porażką- w dalszym ciągu nie jestem w stanie zapomnieć. Takie uczucie zdarza się raz na całe życie. Nienawidzę Cię za to, że zdecydowałeś się wyjechać. A zwykle powtarzałeś, że zawsze będziesz przy mnie.. Że będziesz dbał o moje szczęście, że tylko ja jestem Ci potrzebny. Jestem przerażająco naiwny. Jak w ogóle mogłem pomyśleć, że przynajmniej połowa Twoich słów jest szczera? Jak mogłem być tak głupi, aby pomyśleć, że naprawdę można mnie pokochać? Przecież ja się do tego nie nadaję. Nigdy mi tego wprost nie powiedziałeś, ale wiem, że chciałeś..
Nie ważne. I tak będę czekał. Może kiedyś wrócisz, może jeszcze kiedyś się spotkamy.. Tymczasem zostawię ten list w Twojej starej skrzynce, z nadzieją, że do Ciebie trafi.. Uważaj na siebie, Zero.

Yoshitaka




Podróż była długa i wyjątkowo męcząca. Ale pomimo tego przyjemnie było móc przypomnieć sobie okolicę, jadąc znów w to samo miejsce, które kilka lat temu nazywałem swoim domem. Ludzie, którym wynajmowałem mieszkanie wyprowadzili się przed tygodniem, więc nie miałem się o co martwić.
 Pierwszym co zrobiłem po przekroczeniu progu drzwi, było zostawienie walizek na podłodze w przedpokoju i rzucenie się z rozbiegu na ukochaną kanapę, której to przez cały ten czas wyjątkowo mi brakowało. To nic, że przekroczyłem już próg lat trzydziestu, na niektóre nawyki nie jest jeszcze za późno. A przynajmniej tak mi się wydaje.. Mniejsza o to, w tamtej właśnie chwili liczyłem się tylko ja i kanapa. I nawet się nie zorientowałem, w którym momencie zmorzył mnie sen..
 Obudziłem się wczesnym rankiem. Bolał mnie kark, zapewne z braku poduszki i było mi chłodno; wzdrygnąłem się lekko, przesuwając dłońmi po ramionach, tym samym próbując je trochę rozgrzać. Podniosłem się ociągale i skierowałem do kuchni w celu natychmiastowego przeszukania szafek- jedyne czego mi brakowało do szczęścia to filiżanka mocnej kawy i papieros. Niestety było wręcz idealnie czysto, a co za tym idzie, także idealnie pusto. Nie pozostało mi nic jak zjeść coś na mieście, a w drodze powrotnej zrobić zakupy.

 Nie śpieszyłem się do domu, uważnie rozglądałem się spacerując przez Tokyo, dobrze dostrzegając różnice między takim jakim je zostawiłem, a takim jakim zastałem je wtedy. I nawet przez chwilę zastanawiałem się czy przypadkiem nie żałuję swojej decyzji przed kilkoma laty dotyczącej przeprowadzki. Nie wiem ile mogło mnie przez to ominąć i z pewnością już nigdy nie będę miał okazji się dowiedzieć. Przez swój własny egoizm. Dziwnie było przyznać to przed sobą samym.. Tęskniłem. Cholernie tęskniłem, żadne słowa nie są w stanie tego wyrazić. Ale myślałem, że to coś pomoże.. Zdawało mi się, że uwolnię się od wszystkich stąd raz na zawsze, podczas gdy każdego dnia wracałem do nich myślami.
 Wziąłem głęboki wdech i przekroczyłem próg mieszkania, lekkim kopnięciem zatrzaskując od środka drzwi. Od razu udałem się do kuchni i położyłem wszystkie siaty z zakupami na blacie, opierając się zaraz o niego z jakąś niewypowiedzianą ulgą. Omiotłem leniwie wzrokiem kuchnię, a mój wzrok przykuło kilka kopert leżących na stole. Ah, to chyba ta korespondencja do mnie, o której wspominało to miłe małżeństwo.
 Podszedłem do nich i przejrzałem, zatrzymując przy tej, na której pismo poznałem od razu. Nie wiem dlaczego odczułem zawrót głowy, a moje uczucia stały się wyjątkowo mieszane, ale do razu ruszyłem w kierunku salonu, żeby usiąść i na spokojnie to przeczytać; chociaż może chęć zasiędnięcia była formą ratunku przed ewentualnym zasłabnięciem. Nie wiem.
List otwierałem bardzo powoli i ostrożnie, zupełnie jakby w środku mogło znaleźć się coś niebezpiecznego. Znając Yoshitakę to co tam może pisać zapewne jest niebezpieczne. Zawsze dwojako wpływał na stan mojej psychiki. Ciągnęło mnie do niego pomimo wielu wątpliwości. Zupełnie nie rozumiałem dlaczego, ale nie zazwyczaj zdawało się to nie mieć najmniejszego znaczenia.
Śledziłem uważnie tekst, każdy wyraz analizując kilka razy, zupełnie jakby mógł kryć za sobą jakiś ukryty sens, który mogłem zrozumieć tylko ja. Przecież on tak dobrze mnie znał.. Swoją drogą, niekiedy mnie to przerażało. Bywały momenty, w których odnosiłem wrażenie, że Karyu wiedział o mnie więcej niż ja sam.
Nie mogłem tego tak zostawić.

Całe lata mieszkał w tym samym miejscu.. Na szczęście, przynajmniej oszczędziłem sobie marnowania- na chwilę obecną tak cennego- czasu na zdobycie jego nowego adresu. Stałem pod drzwiami i nie miałem pojęcia co zrobić. Z jednej strony chciałem go zobaczyć, z drugiej- zwyczajnie się bałem. Mój żołądek był beznadziejnie ściśnięty, nawet nie sądziłem, że jeszcze kiedyś wręcz opęta mnie to uczucie. Było dziwnie i głupio młodzieńcze.
Przełamałem się. Przycisnąłem dzwonek, nie wiedząc czy w ogóle ktoś mi otworzy. Zaraz jednak usłyszałem ciche kroki i w chwilę później ujrzałem.. Jakąś młodą kobietę owiniętą w satynowy szlafrok, która uprzejmie spytała czego chcę, widząc, że jestem w lekkim zdezorientowanie. Istotnie. Zamrugałem kilkakrotnie, zupełnie zbity z tropu; zacząłem przypuszczać, że pomyliłem domu, albo wyprowadził się niedawno i nikogo jeszcze o tym nie poinformował. Chciałem już przeprosić i odejść, ale wtedy usłyszałem głośny pomruk i zaraz za kobietą w drzwiach pojawił się Yoshi. Nie spodziewałem się, że będzie wyglądać aż tak dobrze.. Odebrało mi całkowicie mowę.
 - Zero..? - widziałem jego zaskoczenie pomieszane z niedowierzaniem. No tak, na jego miejscu pewnie sam bym nie dowierzał- najpierw pewien idiota znika z jego życia, rzucając na odchodnym, że prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkają, a potem jak gdyby nigdy nic, zjawia się pod jego drzwiami, licząc nie wiadomo na co. Chyba nie był w stanie zdobyć się na więcej.
- Ta. Powiedzmy, że.. Wróciłem.- wymamrotałem, czując jak moja głowa zaczyna się robić niebezpiecznie ciężka. Niemal ułamek sekundy trwało wyjście przez niego z mieszkania i zamknięcie za sobą drzwi. O dobry Boże. Byłem tam. Z nim. Sam na sam, w korytarzu. Dziwne uczucie, po tak długim czasie..
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
- Mm?- uniosłem na niego pytające spojrzenie, nie do końca będąc pewnym czego się spodziewać.
- Pytam co ty sobie wyobrażasz. Nie odzywałeś się tyle lat! Jak w ogóle mogłeś? Czy ty w ogóle masz pojęcie co ja tutaj przeżywałem? Nie. Oczywiście, że nie. Pan Shimizu był w tym czasie szukać szczęśliwego życia.- nie podobał mi się sposób w jaki na mnie patrzył.. Był to gniew i żal. Ale tak intensywne, że kuło w serce. Chciałem się odezwać, ale uciszył mnie gestem ręki.- Po co tutaj w ogóle przyszedłeś?
- Bo chciałem cię zobaczyć? To chyba nie jest trudne do zrozumienia. Przeczytałem twój list..- wydawało mi się, że wyraz twarzy Karyu na chwilę się zmienił, ale mogło mi się to zdawać. Może po prostu chciałem żeby się zmienił i widziałem to co chciałem widzieć..
- Odejdź. Proszę cię, zwyczajnie odejdź, tak jak zrobiłeś to kiedyś.- westchnął, kręcąc przy tym głową. Posłał mi jeszcze krótkie spojrzenie i po chwili zniknął.
Stałem tak w całkowitym osłupieniu przez dobry moment. Czułem jakąś taką.. Pustkę. Pomimo wszystko podświadomie chyba nie tego się spodziewałem..

wtorek, 29 stycznia 2013

Dream Holiday 5.


Jestem przezmęczona, ale uparłam się, że dzisiaj w końcu napiszę ten rozdział i konsekwentnie dotrzymałam słowa danego samej sobie! Więc jestem z siebie naprawdę dumna i mam szczerą nadzieję, że Wy też. No i serdecznie pragnę podziękować wszystkim, którzy czytają i komentują mojego bloga, naprawdę mnie to bardzo motywuje do dalszej pracy. Tak więc notkę dedykuję każdemu z osobna, bez wyjątku i raz jeszcze dziękuję.
Tymczasem wypada jeszcze dodać, że jest to już ostatni rozdział, ale nie ma się co martwić, bo mam już w zanadrzu kolejnego ficka i wkrótce powinien pojawić się pierwszy rozdział.
Miłego czytania!

~~

Kiedy się budzę nie ma cię w pokoju. Łazienka też jest pusta. Owijam się kocem i wyglądam na korytarz, ale tam też cię nigdzie nie dostrzegam. Zaciskam usta, zamykając się z powrotem w pokoju i wracam do łóżka, zakopując się w pościeli. I znowu zasypiam, nie mam pojęcia na jak długo, jednak za drugim już razem budzisz mnie ty, miłym pocałunkiem. Odruchowo przyciągam cię do siebie, by go pogłębić, co wyraźnie cię satysfakcjonuje.
 - Gdzieś ty się podziewał, Kaoru?- pytam, gdy odsuwasz się ode mnie i marszczę odruchowo brwi.- Chyba nie spotkałeś się z tym kelnerem, co?
Z początku wyglądasz na zdezorientowanego i posyłasz mi pytające spojrzenie, jednak nie mija chwila, a ty, bezczelny, parskasz śmiechem.
 - Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? - kręcisz z niedowierzaniem głową, ale ja nie jestem pewien czy powinienem ci wierzyć!- Przespałeś prawie cały dzień, więc siedziałem z chłopakami. - chcesz przyłożyć dłoń do mojego policzka, przez co się odsuwam i patrzę na ciebie w skupieniu, jednak nie wydaje się, żebyś kłamał, więc całuję cię krótko, po czym wstaję z łóżka.
 - No, masz szczęście.- uśmiecham się kątem ust, jednak trwa to raptem sekundy.- Idę się wykąpać.
I już zmierzam w stronę łazienki, zabraniając ci iść ze mną, kiedy nagle na korytarzu rozbrzmiewa hałas, a po chwili drzwi do naszego pokoju otwierają się z impetem.
 - No jak tam, gołąbeczki, możemy już iść na imprezę?- woła Toshiya, wchodząc jako pierwszy i w irytujący sposób kręcąc biodrami.
Przewracam oczami i wchodzę do łazienki.
 - Nigdzie się z wami nie wybieram.- mówię beznamiętnie i zatrzaskuję za sobą drzwi. Jeszcze tego mi brakowało, tym razem nie będę leczył kaca alkoholem. O nie!

Muzyka gra głośno, światła doprowadzają do oczopląsu, a ja znów się upijam. Nie dość, że jestem zły sam na siebie, to w dodatku jest to wręcz nieporównywalne do mojej nienawiści do tej przeklętej dwójki, która prawie siłą mnie tu zaciągnęła! I nawet ty, Kaoru przeciwko mnie..
 - Kyo, ruszyłbyś się w końcu.- mówi z wyrzutem Andou, podchodząc do mnie i szturchnięciem wytrącając mi z ręki piwo.- Ups, przepraszam!- odsuwa się od razu, wystawiając przed siebie dłonie, a ja wstaję, chcąc mu zwyczajnie za to przywalić, ale mój umysł jest zbyt zmącony alkoholem, żebym mógł ustać na nogach. Z opresji za to ratuje mnie mój cudowny ukochany! Chociaż ani odrobinę nie podoba mi się pozycja w jakiej mnie trzymasz.
 - To co, może jakaś nagroda?- pytasz, zbliżając swoją twarz do mojej na tyle blisko, że gdy oblizujesz swoje wargi, to czuję twój język także na swoich.
 - Jesteś pijany.- mamroczę, starając się od ciebie odsunąć, ale nie pozwalasz mi na to.
 - Tak samo jak ty. I co z tego?
Prędzej czy później muszę przyznać, że masz rację. Nerwy mnie opuszczają i ulegam ci. Znowu. Bądź przeklęty, Kaoru za to jak na mnie działasz. Ale działaj tak na mnie już zawsze.
Pewnie nikt nie zauważy nawet, że znikamy z imprezy i udajemy się do pokoju. Oboje ledwo utrzymujemy równowagę, co chwila się zataczając i obijając o ściany pomiędzy namiętnymi pocałunkami, które to konsekwentnie budują między nami coraz większe napięcie. Nie interesuje mnie fakt, że ktoś może nas zobaczyć, zwłaszcza, że i tak już po chwili znikamy za drzwiami z numerem dwieście osiem i zamykamy je na klucz.
Zsuwam z twoich ramion w pośpiechu koszulę i rozpinam pasek spodni, nim rzucasz mnie na łóżko i układasz się między moimi nogami, a ja oplatam cię nimi w pasie. Później wszystko dzieje się już bardzo szybko, nawet nie orientuję się, kiedy oboje jesteśmy już nadzy, a nasze spocone ciała przylegają do siebie ciasno, poruszamy się w zsynchronizowanym rytmie, z mojego gardła wyrywa  się cała seria jęków, które ty bezustannie tłumisz pocałunkami i przysięgam, że nie zamieniłbym tego na nic innego, niezależnie od tego jak bolesne konsekwencje poniesie za to mój tyłek dnia następnego. Zwłaszcza, że nie żałujesz sobie ani odrobinę. Sadysta.
Ku mojemu zadowoleniu przeciągasz to bardzo długo, chociaż koniec końców i tak nadchodzi ten moment, w którym oboje osiągamy szczyt i opadamy zmęczeni na łóżko, starając się uspokoić oddechy w przerwach na krótkie pocałunki.

 - Chłopaki, czerwony alarm!- zmachany Hara podbiega do stolika jednej z miejscowych restauracji, przy którym właśnie siedzimy, a zaraz za nim pojawia się Andou.
 - Co żeście znowu debilnego zrobili?
 - Fani. Są w fazie oblężenia hotelu, musimy zrobić odwrót!- mówi Die, a w jego oczach maluje się szczere przerażenie. No tak, jak można zapomnieć, że tylko oni są takimi inteligentami, żeby latać po mieście nawet bez kaptura.
 - To jakim sposobem się tu znaleźliście?- pyta Shinya, marszcząc przy tym brwi, a ci dwaj patrzą po sobie, by zaraz zgodnie odpowiedzieć.
 - Tylnym wyjściem.
 - Sądzę, że nie ma się czym przejmować, postoją ze dwie godziny i odejdą.- wzruszasz ramionami, ale ani drugi gitarzysta, ani basista nie odpuszczają.
 - No nie żartuj, Kaoru. Przecież wszyscy wiemy jacy oni są!
 - Co sugerujecie?
 - No mówię, musimy uciekać, póki nie są uzbrojeni!
Milczę, tylko słucham i czuję, że z każdym wypowiedzianym przez nich słowem gotuje się we mnie coraz bardziej. Nie dość, że popsuli mi całe, długo planowane wakacje sam na sam z tobą, to jeszcze niemal na samym ich początku pozwolili dowiedzieć się tym upierdliwym jednostkom gdzie jesteśmy, przez co będziemy musieli wracać. Dobrze to rozumiem, prawda? Nie wierzę w ich głupotę!
 - A skąd wiesz? Może już wysłali za wami całą masę zwiadowców?- pytam z nieuprzejmą ironią, nie kontrolując nawet grymasu malującego się na mojej twarzy.- Za dużo filmów żeście się naoglądali, kretyni!
 - Kyo, daruj sobie, to przecież nie nasza wina.
 - No przecież, nasza.- warczę, z trudem powstrzymując się przed dodaniem czegoś mniej przyjemnego. Czas choć trochę nad sobą panować, jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi w moim przypadku.
Niespodziewanie mnie obejmujesz i całujesz w skroń, a ja patrzę na ciebie ze szczerym zdziwieniem.
 - Nie denerwuj się już.

 - To co, wszystko gotowe?- pytasz, zaglądając jeszcze raz do bagażnika.
 - Co najwyżej mogliśmy zapomnieć prezerwatyw.- wzdycham, opierając się o twój idealnie wypolerowany samochód. Na całe szczęście hotelowy parking był od jego wewnętrznej strony.
 - Przecież zużyliśmy ostatnią.
 - No właśnie! Kaoru, kochanie, jesteś zbyt zorganizowany, żeby pominąć cokolwiek.
 - Obyś się nie mylił.- uśmiechasz się do mnie, co ja całkiem odruchowo odwzajemniam, po czym podchodzisz do mnie i całujesz krótko, żeby zaraz obejść auto i podejść do drzwi kierowcy.
Oboje do niego wsiadamy, widzimy, że Shinya wraz z Die'em i Toshiyą już odjeżdżają, więc szybko ruszamy ich śladem. Przy głównej bramie fani zaczynają się zbiegać ku nam, jednak na niewiele się im to zdaje, gdyż po krótkiej chwili już nas nie ma. Przynajmniej w jednym ci idioci mieli rację- nie zrezygnowali po dwóch godzinach, a wręcz przybyło ich jeszcze więcej. Jak jakaś plaga.
 - Przykro mi, że tak wyszło, Tooru.
 - Przecież to nie twoja wina.- wzdycham głęboko, przykładając skroń do szyby i patrząc przed siebie. Właściwie, to mi też jest trochę przykro.
 - Nawet jeśli, to chciałem, żeby to wyglądało inaczej. Ale.. Mogę ci coś zaproponować?
 - Słucham.
 - Od dłuższego czasu się nad tym zastanawiałem i to chyba dobry moment, zwłaszcza, że reszta już wie o naszym związku.- zaczynasz, pobudzając trochę swoim ociąganiem moją ciekawość, jednak staram się nie dawać tego po sobie poznać.- Może zamieszkalibyśmy razem?
 - Zapomnij.- odpowiadam od razu, bardziej zdecydowanie niż kiedykolwiek.

Mija niespełna tydzień, a ja już wprowadzam się do twojego mieszkania wraz ze wszystkimi swoimi rzeczami. Wymuszam na ciebie postawienie mojego ulubionego fotela w salonie, chociaż ty twierdzisz, że kompletnie do niego nie pasuje, upycham na twoich pułkach wszystkie książki i płyty jakie posiadam, robię bałagan w szafie i chcę zrobić przemeblowanie sypialni, a ty cierpliwie znosisz wszystkie moje zachcianki i się na nie godzisz, nawet jeśli z początku niespecjalnie ci one odpowiadają. I to są jedne z tych rzeczy, które na okrągło mi uświadamiają jak bardzo cię kocham. No ale ci przecież o tym nie powiem!

wtorek, 15 stycznia 2013

Dream Holiday 4.


 - Jak długo jesteście razem?- pyta Andou, szczerząc się raz do mnie, raz do ciebie.
 - Nie interesuj się.- warczę, ale ten zdaje się mnie całkowicie ignorować. I nie podoba mi się to ani odrobinę!
 - Die, Kyo ma rację. Powinniście już dać sobie spokój.- wzdycha głośno Shinya, a ja stwierdzam, że jednak mam chociaż jednego sojusznika.
 - Ale co w tym złego, że chcemy wiedzieć więcej?- Toshiya wzrusza ramionami, jednak zaraz potem znów przybiera swój głupkowaty uśmieszek. Nienawidzę go. Szczerze go nienawidzę.- To jak? Chyba nam się to należy.
Patrzysz na mnie nieco niepewnie, najwyraźniej nie będąc pewnym czy możesz odpowiedzieć. Kręcę stanowczo głową, jednak ty szybko odwracasz ode mnie spojrzenie.
 - Prawie rok.
 - Kaoru!
 - Kyo, nie denerwuj się, to przecież nic złego, a i tak zareagowali lepiej niż przypuszczaliśmy.- uśmiechasz się do mnie i wyciągasz w moją stronę dłoń, jednak odtrącam ją od razu, odwracając się do ciebie plecami.
 - Nie chcę, żebyś mnie dotykał.- cedzę przez zęby, krzyżując ręce na piersi. Czuję jak spróbujesz opleść mnie w pasie, przez co zrywam się nagle z miejsca.- Powiedziałem coś!
 - Ale czemu się..
 - Wcale się nie denerwuję!
Wzdychasz głęboko.
 - Może wolelibyście to załatwić na osobności?- pyta Die, uśmiechając się przy tym jednoznacznie. Nie mogę już patrzeć na nich wszystkich.
 - Nie mamy czego ze sobą załatwiać.- mówię ze złością i odwracam się napięcie, kierując w stronę wyjścia.
 - Zaczekaj!- wołasz za mną, doganiając mnie od razu i przytrzymujesz za rękę. Jednak ja wyrywam ci się od razu i nim zdążysz zareagować, mnie już nie ma.
Wychodzę z hotelu i idę przed siebie. Już po bardzo niedługim czasie nie mam najmniejszego pojęcia gdzie jestem, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia. I tak w najbliższym czasie nie mam zamiaru tam wracać. W dalszym też nie!
Zachodzę do jakiejś przypadkowej knajpy i zamawiam kufel piwa. Widzę, że ludzie mi się przyglądają, ale jestem tak wściekły na tamtych idiotów, że nawet prawie nie zwracam na nich uwagi. A im dłużej o tym wszystkim myślę, tym natarczywiej nachodzi mnie uczucie wstydu. Dlatego, że dowiedzieli się o moim związku z tobą. Ale to nie tak, że wstydzę się ciebie, tylko przytłacza mnie świadomość, że ktoś poza tobą zna moje uczucia. I po raz pierwszy w życiu nachodzą mnie wyrzuty sumienia, wraz z myślą, że ten jeden jedyny raz nie miałem racji i nie powinienem był cię tak potraktować.
Przeklinam się w duchu chyba za wszystko co możliwe i zamawiam kolejne piwo.

Nie wiem ile czasu minęło, ani ile już alkoholu w siebie wlałem, jednak z niemałym problemem trzymam się na nogach. Przyłapuję się nawet na tym, że mam nadzieję zaraz cię tu zobaczyć, a ty zapewnisz mnie, że wszystko jest w porządku i zabierzesz z powrotem do hotelu. Zwłaszcza, że nie mam najmniejszego pojęcia jak wrócić. Ale to się nie wydarzy, bo tak samo jak ja nie znam drogi powrotnej, tak ty nie masz pojęcia gdzie jestem. Cholera! Nienawidzę cię.
Usiłuję wstać z miejsca, ale nie spodziewając się, że jestem aż tak pijany, od razu się przewracam. Klnę głośno, jakiś mężczyzna pomaga mi się podnieść, później całkowicie tracę poczucie rzeczywistości, a odzyskuję je dopiero gdy chłodny wiatr zaczyna owiewać moją twarz. Otwieram oczy i ku swojemu zdziwieniu stwierdzam, że słońce nie świeci mi w oczy. Jest całkowicie ciemno, dookoła nie ma nikogo, a kiedy się rozglądam, orientuję się, że siedzę, a właściwie to leżę na ławce, na jakimś molo. Prawe ramię mi zdrętwiało i nie mogę ruszać szyją. Do tego boleśnie daje mi się we znaki moja głowa, chociaż wydaje mi się, że dalej jestem pijany. I oddałbym naprawdę wiele za butelkę wody.
Ciśnienie skacze mi momentalnie, gdy orientuję się, że nie mam ani pieniędzy, ani telefonu. Jakaś nędzna kreatura mnie okradła! Właśnie mnie! Niech smaży się w piekle po wieczność.
 - Kaoru, gdzie ty, kurwa jesteś?- mamroczę z niemal szczeniacką rozpaczą, ale przecież wiem, że mi nie odpowiesz. Pewnie śpisz sobie właśnie w tym ciepłych łóżku i tak naprawdę cieszysz się, że masz przynajmniej chwilę spokoju. Zdrajca. Już nie chcę cię widzieć.
Podnoszę się z ławki i znów nogi się pode mną uginają, jednak tym razem udaje mi się utrzymać równowagę. Zaczyna robić mi się zimno i odnoszę nieodparte wrażenie, że na pewno mi się nie uda odnaleźć hotelu.

 - Nishimura!- słyszę głośno wołanie tuż za moimi plecami, gdy idę wzdłuż jednej z ulic, chyba nieopodal centrum. Odwracam się od razu, a moim oczom ukazuje się Shinya z Toshiyą. Podbiegają od razu do mnie, ale ja nie ruszam się ani o krok.- Gdzieś ty się podziewał?
 - Nie zadawaj głupich pytań, Hara.- warczę, jednak bardzo szybko zmieniam wyraz twarzy z agresywnego na niego łagodniejszy i wzdycham głośno.
 - Znaleźliśmy Kyo, spotkamy się w hotelu.- nawet nie zauważyłem kiedy Shinya wyciągnął telefon, a teraz najpewniej rozmawia z tobą.
 - Wiesz jak nas zmartwiłeś? Pół nocy cię szukaliśmy.- mówi basista i chwyta mnie pod rękę. Uderzam go, w zamierzeniu lekko, łokciem w biodro, ze skutkiem, który odpowiada mi najbardziej- odsuwa się ode mnie.
 - Ta, nie wątpię.
 - Toshiya mówi prawdę.- wtrąca Shinya, uśmiechając się nieco smutno, na co ja marszczę brwi.- Ale najbardziej panikował Kaoru, więc chyba powinieneś go przeprosić.
 - Nie mów mi co mam robić.
Perkusista bierze głęboki wdech, ale nic więcej nie dodaje.
Docieramy do hotelu pierwsi. Nie mam kluczy do swojego pokoju, więc idę z Shinyą i Toshiyą. Na szczęście nie muszę z nimi rozmawiać, chwytam butelkę tak bardzo upragnionej przeze mnie wody i zajmuję jeden z trzech foteli. I ledwo co kończę pić, a drzwi z impetem się otwierają. Wchodzisz szybkim krokiem wraz z drugim gitarzystą i nim się orientuję, już jesteś przy mnie. Myślę, że będziesz krzyczał, może nawet mnie uderzysz, ale ty ujmujesz w dłonie moją twarz i wpijasz się momentalnie w moje wargi. Początkowo jestem zdezorientowany i chcę się odsunąć, lecz szybko się rozmyślam. Oplatam rękoma twoją szyję, odwzajemniając tę pieszczotę i nawet przechodzi mi przez głowę myśl, że chyba mogę być szczęśliwy.
 - Kaoru, przepraszam..- szepczę niepewnie, gdy po chwili odsuwamy się od siebie, a ty obdarzasz mnie najczulszym uśmiechem jakim w ogóle możesz.
 - Nie, ja przepraszam. To moja wina.
 - Właściwie to nasza.- mówi Die, siadając na łóżku. I po raz pierwszy nie robię się nerwowy na jego widok!

wtorek, 1 stycznia 2013

Dream Holiday 3.


 - Co tu się wyrabia?- słyszę twój zaspany głos i odwracam się od razu. Wydało się, do cholery, wydało się!
 - O, kogóż my tu mamy, nasz cudowny lider!- woła Andou i podchodzi do mojego- powtarzam, mojego- mężczyzny, uwieszając mu się na ramieniu. Czuję jak nerwy mną szargają, mimo, że od razu odtrącasz jego rękę, ale w momencie, kiedy chcę go znowu uderzyć, powstrzymuje mnie Toshiya. Nie wybaczę!- Czy przez przypadek nie powinieneś być właśnie u rodziców, Kaokao?
 - No dokładnie! I co wy w ogóle robicie tutaj razem?- pyta podejrzliwie Hara, uśmiechając się jednak przy tym jednoznacznie.
Zgrzytam z nerwów zębami, przez co nawet nie jestem w stanie odpowiedzieć. Cały mój spokój został zakłócony bez najmniejszego problemu, przez tych kretynów, od których tak bardzo chciałem odpocząć! Oglądanie ich każdego dnia, po kilka godzin było jedną z bardziej znienawidzonych przeze mnie czynności, a gdy tylko udaje mi się w jakikolwiek sposób uwolnić od nich i spędzić trochę czasu, z jedyną osobą, którą toleruję, ci przypełzają za nami aż tutaj! No i gdzie ta sprawiedliwość?!
 - Chyba to my powinniśmy spytać co tutaj robicie.- mówisz, przybierając swój charakterystyczny wyraz twarzy.
 - Zostawiłeś w studiu ulotkę tego hotelu.- odpowiada od razu Die, wzruszając przy tym ramionami. Jednak zaraz potem szczerzy się paskudnie.- A że dałeś nam dwa tygodnie urlopu, to czemu mielibyśmy z niego nie skorzystać?
 - Kaoru, ty idioto!- krzyczę od razu, gdy dociera do mnie, że całe to pieprzone zamieszanie  jest tylko i wyłącznie skutkiem twojej nieograniczonej głupoty!
 - Kyo, jesteś zbyt głośny..
 - Nie będziesz mnie uciszał!
 - Kaoru, ty poważnie tu z nim przyjechałeś?- pyta Toshiya, patrząc niedowierzająco to raz na mnie, to na ciebie.
 - A dlaczego niby miałby tego nie robić?- warczę w odpowiedzi, odwracając się do niego przodem, a on cofa się o krok, zupełnie jakby spodziewał się co lada moment może mu się stać.
 - Najlepiej wszyscy się uspokójcie.- przerywa Shinya, wstając z miejsca i podchodząc do nas.- Jeśli już o tym wszystkim mowa, to ta dwójka ubzdurała sobie, że macie ze sobą jakiś romans i koniecznie chciała to sprawdzić. Ja tylko padłem tego ofiarą.
 - Psujesz całą zabawę!- woła rozpaczliwie Daisuke, a ja, nie mając już najmniejszego zamiaru słuchać tych przygłupów, chwytam cię za nadgarstek i ciągnę z powrotem do naszego pokoju.
 - Ej, ale spotkajmy się za godzinę przy barze!- słyszę jeszcze, nim zatrzaskuję drzwi i już zaraz potem jesteśmy u siebie.
Chodzę w kółko po pokoju, klnąc przy tym pod nosem, a ty próbujesz mnie uspokoić, ale nawet dla ciebie w obecnej sytuacji nie jest to najlepszą opcją. Gdy starasz się mnie przytrzymać, próbuję się wyszarpnąć, rzucając obelgi nawet w twoją stronę, chociaż ty nie jesteś ani odrobinę zrażony, przerywając mi w połowie zdania pocałunkiem. I jest to najlepsza decyzja jaką mogłeś podjąć, bo czuję, że z każdą chwilą, pod wpływem twojego zwinnego języka, staję się spokojniejszy.
 - Lepiej?- pytasz, odsuwając się po chwili ode mnie, a ja kręcę od razu głową, chcąc sięgnąć po więcej, jednak ty powstrzymujesz mnie przed tym. Marszczę brwi, patrząc przy tym na ciebie gniewnie. I jestem jeszcze bardziej zdenerwowany, gdy śmiejesz się na mój widok.
 - Kaoru, nienawidzę cię.- cedzę przez zęby i mam ochotę cię od siebie całkiem odepchnąć, ale akurat dajesz mi to czego przed chwilą bardzo chciałem.

 - To na pewno dobry pomysł, żeby im powiedzieć?- pytam, kiedy zjeżdżamy akurat hotelową windą, by posłusznie podążyć do baru. Nie mam na to najmniejszej ochoty i najlepiej by dla mnie było, gdybym się stąd jak najszybciej ewakuował, jednak ty ściskasz mocno i zarazem pewnie moją dłoń, uniemożliwiając mi tym samym realizację planów. To znaczy.. Z jednej strony, to naprawdę nie byłby przecież dla mnie żaden problem, żeby się wyrwać, ale kiedy to ty mnie trzymasz, taka opcja wydaje mi się być lekko absurdalna. Ale tylko lekko!
 - Przecież już nie mamy wyjścia. A i tak prędzej czy później by się dowiedzieli.- wzruszasz ramionami, nie wydając się być zbyt przejęty całą tą zaistniałą sytuacją, co tylko niepotrzebnie mnie irytuje.- Nie sądzisz, że lepiej byłoby mieć to już za sobą?
 - I nie wstydzisz się?- pytam, jakby trochę nie dowierzając i marszczę brwi na widok twojego spojrzenia, pełnego zdziwienia.
 - Czego niby miałbym się wstydzić?
 - Mnie.
 - Czyś ty do reszty zgłupiał?- jesteś całkowicie poważny i łapiesz mnie za ramiona, patrząc mi z nieco przytłaczającą stanowczością w oczy.- Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby się ciebie wstydzić.
 - Kłamiesz.- mówię od razu, chociaż dobrze widzę, że tak nie jest. Uśmiecham się delikatnie, tym razem zupełnie tego nie kontrolując i oplatam rękoma twoją szyję, przytulając się do ciebie. Jestem wdzięczny za to, że jesteś, za wszystko co dla mnie robisz i naprawdę nie chcę, żeby to się kończyło. No ale przecież nie mogę ci o tym powiedzieć!
Kiedy dojeżdżamy na sam dół i wysiadamy z windy, nawet nie musimy ich szukać.
 - Przyszły nasze gołąbeczki!- woła radośnie Toshiya, a ja z równie wielką radością miałbym ochotę wybić mu zęby.
 - Tooru, spokojnie.- mówisz łagodnie, spostrzegając moje zdenerwowanie i uśmiechasz się kojąco, pociągając mnie w stronę stolika, przy którym siedzi tamta trójka.