wtorek, 29 stycznia 2013
Dream Holiday 5.
Jestem przezmęczona, ale uparłam się, że dzisiaj w końcu napiszę ten rozdział i konsekwentnie dotrzymałam słowa danego samej sobie! Więc jestem z siebie naprawdę dumna i mam szczerą nadzieję, że Wy też. No i serdecznie pragnę podziękować wszystkim, którzy czytają i komentują mojego bloga, naprawdę mnie to bardzo motywuje do dalszej pracy. Tak więc notkę dedykuję każdemu z osobna, bez wyjątku i raz jeszcze dziękuję.
Tymczasem wypada jeszcze dodać, że jest to już ostatni rozdział, ale nie ma się co martwić, bo mam już w zanadrzu kolejnego ficka i wkrótce powinien pojawić się pierwszy rozdział.
Miłego czytania!
~~
Kiedy się budzę nie ma cię w pokoju. Łazienka też jest pusta. Owijam się kocem i wyglądam na korytarz, ale tam też cię nigdzie nie dostrzegam. Zaciskam usta, zamykając się z powrotem w pokoju i wracam do łóżka, zakopując się w pościeli. I znowu zasypiam, nie mam pojęcia na jak długo, jednak za drugim już razem budzisz mnie ty, miłym pocałunkiem. Odruchowo przyciągam cię do siebie, by go pogłębić, co wyraźnie cię satysfakcjonuje.
- Gdzieś ty się podziewał, Kaoru?- pytam, gdy odsuwasz się ode mnie i marszczę odruchowo brwi.- Chyba nie spotkałeś się z tym kelnerem, co?
Z początku wyglądasz na zdezorientowanego i posyłasz mi pytające spojrzenie, jednak nie mija chwila, a ty, bezczelny, parskasz śmiechem.
- Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? - kręcisz z niedowierzaniem głową, ale ja nie jestem pewien czy powinienem ci wierzyć!- Przespałeś prawie cały dzień, więc siedziałem z chłopakami. - chcesz przyłożyć dłoń do mojego policzka, przez co się odsuwam i patrzę na ciebie w skupieniu, jednak nie wydaje się, żebyś kłamał, więc całuję cię krótko, po czym wstaję z łóżka.
- No, masz szczęście.- uśmiecham się kątem ust, jednak trwa to raptem sekundy.- Idę się wykąpać.
I już zmierzam w stronę łazienki, zabraniając ci iść ze mną, kiedy nagle na korytarzu rozbrzmiewa hałas, a po chwili drzwi do naszego pokoju otwierają się z impetem.
- No jak tam, gołąbeczki, możemy już iść na imprezę?- woła Toshiya, wchodząc jako pierwszy i w irytujący sposób kręcąc biodrami.
Przewracam oczami i wchodzę do łazienki.
- Nigdzie się z wami nie wybieram.- mówię beznamiętnie i zatrzaskuję za sobą drzwi. Jeszcze tego mi brakowało, tym razem nie będę leczył kaca alkoholem. O nie!
Muzyka gra głośno, światła doprowadzają do oczopląsu, a ja znów się upijam. Nie dość, że jestem zły sam na siebie, to w dodatku jest to wręcz nieporównywalne do mojej nienawiści do tej przeklętej dwójki, która prawie siłą mnie tu zaciągnęła! I nawet ty, Kaoru przeciwko mnie..
- Kyo, ruszyłbyś się w końcu.- mówi z wyrzutem Andou, podchodząc do mnie i szturchnięciem wytrącając mi z ręki piwo.- Ups, przepraszam!- odsuwa się od razu, wystawiając przed siebie dłonie, a ja wstaję, chcąc mu zwyczajnie za to przywalić, ale mój umysł jest zbyt zmącony alkoholem, żebym mógł ustać na nogach. Z opresji za to ratuje mnie mój cudowny ukochany! Chociaż ani odrobinę nie podoba mi się pozycja w jakiej mnie trzymasz.
- To co, może jakaś nagroda?- pytasz, zbliżając swoją twarz do mojej na tyle blisko, że gdy oblizujesz swoje wargi, to czuję twój język także na swoich.
- Jesteś pijany.- mamroczę, starając się od ciebie odsunąć, ale nie pozwalasz mi na to.
- Tak samo jak ty. I co z tego?
Prędzej czy później muszę przyznać, że masz rację. Nerwy mnie opuszczają i ulegam ci. Znowu. Bądź przeklęty, Kaoru za to jak na mnie działasz. Ale działaj tak na mnie już zawsze.
Pewnie nikt nie zauważy nawet, że znikamy z imprezy i udajemy się do pokoju. Oboje ledwo utrzymujemy równowagę, co chwila się zataczając i obijając o ściany pomiędzy namiętnymi pocałunkami, które to konsekwentnie budują między nami coraz większe napięcie. Nie interesuje mnie fakt, że ktoś może nas zobaczyć, zwłaszcza, że i tak już po chwili znikamy za drzwiami z numerem dwieście osiem i zamykamy je na klucz.
Zsuwam z twoich ramion w pośpiechu koszulę i rozpinam pasek spodni, nim rzucasz mnie na łóżko i układasz się między moimi nogami, a ja oplatam cię nimi w pasie. Później wszystko dzieje się już bardzo szybko, nawet nie orientuję się, kiedy oboje jesteśmy już nadzy, a nasze spocone ciała przylegają do siebie ciasno, poruszamy się w zsynchronizowanym rytmie, z mojego gardła wyrywa się cała seria jęków, które ty bezustannie tłumisz pocałunkami i przysięgam, że nie zamieniłbym tego na nic innego, niezależnie od tego jak bolesne konsekwencje poniesie za to mój tyłek dnia następnego. Zwłaszcza, że nie żałujesz sobie ani odrobinę. Sadysta.
Ku mojemu zadowoleniu przeciągasz to bardzo długo, chociaż koniec końców i tak nadchodzi ten moment, w którym oboje osiągamy szczyt i opadamy zmęczeni na łóżko, starając się uspokoić oddechy w przerwach na krótkie pocałunki.
- Chłopaki, czerwony alarm!- zmachany Hara podbiega do stolika jednej z miejscowych restauracji, przy którym właśnie siedzimy, a zaraz za nim pojawia się Andou.
- Co żeście znowu debilnego zrobili?
- Fani. Są w fazie oblężenia hotelu, musimy zrobić odwrót!- mówi Die, a w jego oczach maluje się szczere przerażenie. No tak, jak można zapomnieć, że tylko oni są takimi inteligentami, żeby latać po mieście nawet bez kaptura.
- To jakim sposobem się tu znaleźliście?- pyta Shinya, marszcząc przy tym brwi, a ci dwaj patrzą po sobie, by zaraz zgodnie odpowiedzieć.
- Tylnym wyjściem.
- Sądzę, że nie ma się czym przejmować, postoją ze dwie godziny i odejdą.- wzruszasz ramionami, ale ani drugi gitarzysta, ani basista nie odpuszczają.
- No nie żartuj, Kaoru. Przecież wszyscy wiemy jacy oni są!
- Co sugerujecie?
- No mówię, musimy uciekać, póki nie są uzbrojeni!
Milczę, tylko słucham i czuję, że z każdym wypowiedzianym przez nich słowem gotuje się we mnie coraz bardziej. Nie dość, że popsuli mi całe, długo planowane wakacje sam na sam z tobą, to jeszcze niemal na samym ich początku pozwolili dowiedzieć się tym upierdliwym jednostkom gdzie jesteśmy, przez co będziemy musieli wracać. Dobrze to rozumiem, prawda? Nie wierzę w ich głupotę!
- A skąd wiesz? Może już wysłali za wami całą masę zwiadowców?- pytam z nieuprzejmą ironią, nie kontrolując nawet grymasu malującego się na mojej twarzy.- Za dużo filmów żeście się naoglądali, kretyni!
- Kyo, daruj sobie, to przecież nie nasza wina.
- No przecież, nasza.- warczę, z trudem powstrzymując się przed dodaniem czegoś mniej przyjemnego. Czas choć trochę nad sobą panować, jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi w moim przypadku.
Niespodziewanie mnie obejmujesz i całujesz w skroń, a ja patrzę na ciebie ze szczerym zdziwieniem.
- Nie denerwuj się już.
- To co, wszystko gotowe?- pytasz, zaglądając jeszcze raz do bagażnika.
- Co najwyżej mogliśmy zapomnieć prezerwatyw.- wzdycham, opierając się o twój idealnie wypolerowany samochód. Na całe szczęście hotelowy parking był od jego wewnętrznej strony.
- Przecież zużyliśmy ostatnią.
- No właśnie! Kaoru, kochanie, jesteś zbyt zorganizowany, żeby pominąć cokolwiek.
- Obyś się nie mylił.- uśmiechasz się do mnie, co ja całkiem odruchowo odwzajemniam, po czym podchodzisz do mnie i całujesz krótko, żeby zaraz obejść auto i podejść do drzwi kierowcy.
Oboje do niego wsiadamy, widzimy, że Shinya wraz z Die'em i Toshiyą już odjeżdżają, więc szybko ruszamy ich śladem. Przy głównej bramie fani zaczynają się zbiegać ku nam, jednak na niewiele się im to zdaje, gdyż po krótkiej chwili już nas nie ma. Przynajmniej w jednym ci idioci mieli rację- nie zrezygnowali po dwóch godzinach, a wręcz przybyło ich jeszcze więcej. Jak jakaś plaga.
- Przykro mi, że tak wyszło, Tooru.
- Przecież to nie twoja wina.- wzdycham głęboko, przykładając skroń do szyby i patrząc przed siebie. Właściwie, to mi też jest trochę przykro.
- Nawet jeśli, to chciałem, żeby to wyglądało inaczej. Ale.. Mogę ci coś zaproponować?
- Słucham.
- Od dłuższego czasu się nad tym zastanawiałem i to chyba dobry moment, zwłaszcza, że reszta już wie o naszym związku.- zaczynasz, pobudzając trochę swoim ociąganiem moją ciekawość, jednak staram się nie dawać tego po sobie poznać.- Może zamieszkalibyśmy razem?
- Zapomnij.- odpowiadam od razu, bardziej zdecydowanie niż kiedykolwiek.
Mija niespełna tydzień, a ja już wprowadzam się do twojego mieszkania wraz ze wszystkimi swoimi rzeczami. Wymuszam na ciebie postawienie mojego ulubionego fotela w salonie, chociaż ty twierdzisz, że kompletnie do niego nie pasuje, upycham na twoich pułkach wszystkie książki i płyty jakie posiadam, robię bałagan w szafie i chcę zrobić przemeblowanie sypialni, a ty cierpliwie znosisz wszystkie moje zachcianki i się na nie godzisz, nawet jeśli z początku niespecjalnie ci one odpowiadają. I to są jedne z tych rzeczy, które na okrągło mi uświadamiają jak bardzo cię kocham. No ale ci przecież o tym nie powiem!
wtorek, 15 stycznia 2013
Dream Holiday 4.
- Jak długo jesteście razem?- pyta Andou, szczerząc się raz do mnie, raz do ciebie.
- Nie interesuj się.- warczę, ale ten zdaje się mnie całkowicie ignorować. I nie podoba mi się to ani odrobinę!
- Die, Kyo ma rację. Powinniście już dać sobie spokój.- wzdycha głośno Shinya, a ja stwierdzam, że jednak mam chociaż jednego sojusznika.
- Ale co w tym złego, że chcemy wiedzieć więcej?- Toshiya wzrusza ramionami, jednak zaraz potem znów przybiera swój głupkowaty uśmieszek. Nienawidzę go. Szczerze go nienawidzę.- To jak? Chyba nam się to należy.
Patrzysz na mnie nieco niepewnie, najwyraźniej nie będąc pewnym czy możesz odpowiedzieć. Kręcę stanowczo głową, jednak ty szybko odwracasz ode mnie spojrzenie.
- Prawie rok.
- Kaoru!
- Kyo, nie denerwuj się, to przecież nic złego, a i tak zareagowali lepiej niż przypuszczaliśmy.- uśmiechasz się do mnie i wyciągasz w moją stronę dłoń, jednak odtrącam ją od razu, odwracając się do ciebie plecami.
- Nie chcę, żebyś mnie dotykał.- cedzę przez zęby, krzyżując ręce na piersi. Czuję jak spróbujesz opleść mnie w pasie, przez co zrywam się nagle z miejsca.- Powiedziałem coś!
- Ale czemu się..
- Wcale się nie denerwuję!
Wzdychasz głęboko.
- Może wolelibyście to załatwić na osobności?- pyta Die, uśmiechając się przy tym jednoznacznie. Nie mogę już patrzeć na nich wszystkich.
- Nie mamy czego ze sobą załatwiać.- mówię ze złością i odwracam się napięcie, kierując w stronę wyjścia.
- Zaczekaj!- wołasz za mną, doganiając mnie od razu i przytrzymujesz za rękę. Jednak ja wyrywam ci się od razu i nim zdążysz zareagować, mnie już nie ma.
Wychodzę z hotelu i idę przed siebie. Już po bardzo niedługim czasie nie mam najmniejszego pojęcia gdzie jestem, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia. I tak w najbliższym czasie nie mam zamiaru tam wracać. W dalszym też nie!
Zachodzę do jakiejś przypadkowej knajpy i zamawiam kufel piwa. Widzę, że ludzie mi się przyglądają, ale jestem tak wściekły na tamtych idiotów, że nawet prawie nie zwracam na nich uwagi. A im dłużej o tym wszystkim myślę, tym natarczywiej nachodzi mnie uczucie wstydu. Dlatego, że dowiedzieli się o moim związku z tobą. Ale to nie tak, że wstydzę się ciebie, tylko przytłacza mnie świadomość, że ktoś poza tobą zna moje uczucia. I po raz pierwszy w życiu nachodzą mnie wyrzuty sumienia, wraz z myślą, że ten jeden jedyny raz nie miałem racji i nie powinienem był cię tak potraktować.
Przeklinam się w duchu chyba za wszystko co możliwe i zamawiam kolejne piwo.
Nie wiem ile czasu minęło, ani ile już alkoholu w siebie wlałem, jednak z niemałym problemem trzymam się na nogach. Przyłapuję się nawet na tym, że mam nadzieję zaraz cię tu zobaczyć, a ty zapewnisz mnie, że wszystko jest w porządku i zabierzesz z powrotem do hotelu. Zwłaszcza, że nie mam najmniejszego pojęcia jak wrócić. Ale to się nie wydarzy, bo tak samo jak ja nie znam drogi powrotnej, tak ty nie masz pojęcia gdzie jestem. Cholera! Nienawidzę cię.
Usiłuję wstać z miejsca, ale nie spodziewając się, że jestem aż tak pijany, od razu się przewracam. Klnę głośno, jakiś mężczyzna pomaga mi się podnieść, później całkowicie tracę poczucie rzeczywistości, a odzyskuję je dopiero gdy chłodny wiatr zaczyna owiewać moją twarz. Otwieram oczy i ku swojemu zdziwieniu stwierdzam, że słońce nie świeci mi w oczy. Jest całkowicie ciemno, dookoła nie ma nikogo, a kiedy się rozglądam, orientuję się, że siedzę, a właściwie to leżę na ławce, na jakimś molo. Prawe ramię mi zdrętwiało i nie mogę ruszać szyją. Do tego boleśnie daje mi się we znaki moja głowa, chociaż wydaje mi się, że dalej jestem pijany. I oddałbym naprawdę wiele za butelkę wody.
Ciśnienie skacze mi momentalnie, gdy orientuję się, że nie mam ani pieniędzy, ani telefonu. Jakaś nędzna kreatura mnie okradła! Właśnie mnie! Niech smaży się w piekle po wieczność.
- Kaoru, gdzie ty, kurwa jesteś?- mamroczę z niemal szczeniacką rozpaczą, ale przecież wiem, że mi nie odpowiesz. Pewnie śpisz sobie właśnie w tym ciepłych łóżku i tak naprawdę cieszysz się, że masz przynajmniej chwilę spokoju. Zdrajca. Już nie chcę cię widzieć.
Podnoszę się z ławki i znów nogi się pode mną uginają, jednak tym razem udaje mi się utrzymać równowagę. Zaczyna robić mi się zimno i odnoszę nieodparte wrażenie, że na pewno mi się nie uda odnaleźć hotelu.
- Nishimura!- słyszę głośno wołanie tuż za moimi plecami, gdy idę wzdłuż jednej z ulic, chyba nieopodal centrum. Odwracam się od razu, a moim oczom ukazuje się Shinya z Toshiyą. Podbiegają od razu do mnie, ale ja nie ruszam się ani o krok.- Gdzieś ty się podziewał?
- Nie zadawaj głupich pytań, Hara.- warczę, jednak bardzo szybko zmieniam wyraz twarzy z agresywnego na niego łagodniejszy i wzdycham głośno.
- Znaleźliśmy Kyo, spotkamy się w hotelu.- nawet nie zauważyłem kiedy Shinya wyciągnął telefon, a teraz najpewniej rozmawia z tobą.
- Wiesz jak nas zmartwiłeś? Pół nocy cię szukaliśmy.- mówi basista i chwyta mnie pod rękę. Uderzam go, w zamierzeniu lekko, łokciem w biodro, ze skutkiem, który odpowiada mi najbardziej- odsuwa się ode mnie.
- Ta, nie wątpię.
- Toshiya mówi prawdę.- wtrąca Shinya, uśmiechając się nieco smutno, na co ja marszczę brwi.- Ale najbardziej panikował Kaoru, więc chyba powinieneś go przeprosić.
- Nie mów mi co mam robić.
Perkusista bierze głęboki wdech, ale nic więcej nie dodaje.
Docieramy do hotelu pierwsi. Nie mam kluczy do swojego pokoju, więc idę z Shinyą i Toshiyą. Na szczęście nie muszę z nimi rozmawiać, chwytam butelkę tak bardzo upragnionej przeze mnie wody i zajmuję jeden z trzech foteli. I ledwo co kończę pić, a drzwi z impetem się otwierają. Wchodzisz szybkim krokiem wraz z drugim gitarzystą i nim się orientuję, już jesteś przy mnie. Myślę, że będziesz krzyczał, może nawet mnie uderzysz, ale ty ujmujesz w dłonie moją twarz i wpijasz się momentalnie w moje wargi. Początkowo jestem zdezorientowany i chcę się odsunąć, lecz szybko się rozmyślam. Oplatam rękoma twoją szyję, odwzajemniając tę pieszczotę i nawet przechodzi mi przez głowę myśl, że chyba mogę być szczęśliwy.
- Kaoru, przepraszam..- szepczę niepewnie, gdy po chwili odsuwamy się od siebie, a ty obdarzasz mnie najczulszym uśmiechem jakim w ogóle możesz.
- Nie, ja przepraszam. To moja wina.
- Właściwie to nasza.- mówi Die, siadając na łóżku. I po raz pierwszy nie robię się nerwowy na jego widok!
wtorek, 1 stycznia 2013
Dream Holiday 3.
- Co tu się wyrabia?- słyszę twój zaspany głos i odwracam się od razu. Wydało się, do cholery, wydało się!
- O, kogóż my tu mamy, nasz cudowny lider!- woła Andou i podchodzi do mojego- powtarzam, mojego- mężczyzny, uwieszając mu się na ramieniu. Czuję jak nerwy mną szargają, mimo, że od razu odtrącasz jego rękę, ale w momencie, kiedy chcę go znowu uderzyć, powstrzymuje mnie Toshiya. Nie wybaczę!- Czy przez przypadek nie powinieneś być właśnie u rodziców, Kaokao?
- No dokładnie! I co wy w ogóle robicie tutaj razem?- pyta podejrzliwie Hara, uśmiechając się jednak przy tym jednoznacznie.
Zgrzytam z nerwów zębami, przez co nawet nie jestem w stanie odpowiedzieć. Cały mój spokój został zakłócony bez najmniejszego problemu, przez tych kretynów, od których tak bardzo chciałem odpocząć! Oglądanie ich każdego dnia, po kilka godzin było jedną z bardziej znienawidzonych przeze mnie czynności, a gdy tylko udaje mi się w jakikolwiek sposób uwolnić od nich i spędzić trochę czasu, z jedyną osobą, którą toleruję, ci przypełzają za nami aż tutaj! No i gdzie ta sprawiedliwość?!
- Chyba to my powinniśmy spytać co tutaj robicie.- mówisz, przybierając swój charakterystyczny wyraz twarzy.
- Zostawiłeś w studiu ulotkę tego hotelu.- odpowiada od razu Die, wzruszając przy tym ramionami. Jednak zaraz potem szczerzy się paskudnie.- A że dałeś nam dwa tygodnie urlopu, to czemu mielibyśmy z niego nie skorzystać?
- Kaoru, ty idioto!- krzyczę od razu, gdy dociera do mnie, że całe to pieprzone zamieszanie jest tylko i wyłącznie skutkiem twojej nieograniczonej głupoty!
- Kyo, jesteś zbyt głośny..
- Nie będziesz mnie uciszał!
- Kaoru, ty poważnie tu z nim przyjechałeś?- pyta Toshiya, patrząc niedowierzająco to raz na mnie, to na ciebie.
- A dlaczego niby miałby tego nie robić?- warczę w odpowiedzi, odwracając się do niego przodem, a on cofa się o krok, zupełnie jakby spodziewał się co lada moment może mu się stać.
- Najlepiej wszyscy się uspokójcie.- przerywa Shinya, wstając z miejsca i podchodząc do nas.- Jeśli już o tym wszystkim mowa, to ta dwójka ubzdurała sobie, że macie ze sobą jakiś romans i koniecznie chciała to sprawdzić. Ja tylko padłem tego ofiarą.
- Psujesz całą zabawę!- woła rozpaczliwie Daisuke, a ja, nie mając już najmniejszego zamiaru słuchać tych przygłupów, chwytam cię za nadgarstek i ciągnę z powrotem do naszego pokoju.
- Ej, ale spotkajmy się za godzinę przy barze!- słyszę jeszcze, nim zatrzaskuję drzwi i już zaraz potem jesteśmy u siebie.
Chodzę w kółko po pokoju, klnąc przy tym pod nosem, a ty próbujesz mnie uspokoić, ale nawet dla ciebie w obecnej sytuacji nie jest to najlepszą opcją. Gdy starasz się mnie przytrzymać, próbuję się wyszarpnąć, rzucając obelgi nawet w twoją stronę, chociaż ty nie jesteś ani odrobinę zrażony, przerywając mi w połowie zdania pocałunkiem. I jest to najlepsza decyzja jaką mogłeś podjąć, bo czuję, że z każdą chwilą, pod wpływem twojego zwinnego języka, staję się spokojniejszy.
- Lepiej?- pytasz, odsuwając się po chwili ode mnie, a ja kręcę od razu głową, chcąc sięgnąć po więcej, jednak ty powstrzymujesz mnie przed tym. Marszczę brwi, patrząc przy tym na ciebie gniewnie. I jestem jeszcze bardziej zdenerwowany, gdy śmiejesz się na mój widok.
- Kaoru, nienawidzę cię.- cedzę przez zęby i mam ochotę cię od siebie całkiem odepchnąć, ale akurat dajesz mi to czego przed chwilą bardzo chciałem.
- To na pewno dobry pomysł, żeby im powiedzieć?- pytam, kiedy zjeżdżamy akurat hotelową windą, by posłusznie podążyć do baru. Nie mam na to najmniejszej ochoty i najlepiej by dla mnie było, gdybym się stąd jak najszybciej ewakuował, jednak ty ściskasz mocno i zarazem pewnie moją dłoń, uniemożliwiając mi tym samym realizację planów. To znaczy.. Z jednej strony, to naprawdę nie byłby przecież dla mnie żaden problem, żeby się wyrwać, ale kiedy to ty mnie trzymasz, taka opcja wydaje mi się być lekko absurdalna. Ale tylko lekko!
- Przecież już nie mamy wyjścia. A i tak prędzej czy później by się dowiedzieli.- wzruszasz ramionami, nie wydając się być zbyt przejęty całą tą zaistniałą sytuacją, co tylko niepotrzebnie mnie irytuje.- Nie sądzisz, że lepiej byłoby mieć to już za sobą?
- I nie wstydzisz się?- pytam, jakby trochę nie dowierzając i marszczę brwi na widok twojego spojrzenia, pełnego zdziwienia.
- Czego niby miałbym się wstydzić?
- Mnie.
- Czyś ty do reszty zgłupiał?- jesteś całkowicie poważny i łapiesz mnie za ramiona, patrząc mi z nieco przytłaczającą stanowczością w oczy.- Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby się ciebie wstydzić.
- Kłamiesz.- mówię od razu, chociaż dobrze widzę, że tak nie jest. Uśmiecham się delikatnie, tym razem zupełnie tego nie kontrolując i oplatam rękoma twoją szyję, przytulając się do ciebie. Jestem wdzięczny za to, że jesteś, za wszystko co dla mnie robisz i naprawdę nie chcę, żeby to się kończyło. No ale przecież nie mogę ci o tym powiedzieć!
Kiedy dojeżdżamy na sam dół i wysiadamy z windy, nawet nie musimy ich szukać.
- Przyszły nasze gołąbeczki!- woła radośnie Toshiya, a ja z równie wielką radością miałbym ochotę wybić mu zęby.
- Tooru, spokojnie.- mówisz łagodnie, spostrzegając moje zdenerwowanie i uśmiechasz się kojąco, pociągając mnie w stronę stolika, przy którym siedzi tamta trójka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)