niedziela, 10 lutego 2013
Closer to Ideal 2.
Nie, nie chcę mi się sprawdzać błędów, więc z góry za nie przepraszam. Brak mi siły do czegokolwiek, więc trzymajcie kciuki, żebym nabrała motywacji przynajmniej do przepisania następnego rozdziału. Miłego czytania!
~~
- Wielkie dzięki, Tsu, nawet nie masz pojęcia jak bardzo ci jestem wdzięczny.- westchnąłem z ulgą, klepiąc starego przyjaciela po ramieniu.
- Ty mnie nie dziękuj, tylko ciesz się, że mieliśmy na tyle naiwności co do twojego powrotu, że nie zatrudniliśmy nikogo na stałe!- zaśmiał się perkusista, jednak trwało to bardzo krótko. Spoważniał po chwili, patrząc na mnie znacząco.- Ale to, że przyjmujemy cię z powrotem do D'espairsRay nie oznacza, że kiedykolwiek wybaczymy ci, że nas zostawiłeś.
- Oboje dobrze wiemy, że to była najgorsza decyzja jaką w życiu podjąłem.
- Co się właściwie stało, że wyjechałeś?- spytał nagle Hizumi.- Nigdy tego nie wiedzieliśmy.
- Powiedzmy, że był to żałosny akt czystego tchórzostwa..
Nie mogłem w nocy spać, udało mi się zmrużyć oko dopiero nad ranem, swoją drogą nawet niedługo przed pobudką. Cały czas myślałem o Karyu, czułem dziwny ścisk żołądka, trochę bałem się konsekwencji, jakie mogłem ponieść po kroku, na który zdecydowałem się niemal bez zawahania. W końcu on nie chciał mnie już znać, a ja zgłosiłem się do Tsukasy z absurdalną prośbą o ponowne przyjęcie mnie pod skrzydła zespołu. Nie miałem pojęcia czy to aby na pewno będzie dobry sposób na zbliżenie się do niego, czy nie wywołam przypadkiem z jego strony kolejnej fali nienawiści, aczkolwiek naprawdę chciałem spróbować. W przeciwnym wypadku nigdy bym sobie nie darował.
W studiu byłem jako pierwszy i z niecierpliwością czekałem aż pojawi się ktokolwiek jeszcze. No i się doczekałem.
- Cześć.- powiedziałem od razu, jednak gitarzysta nie zamierzał mi odpowiadać, całkowicie mnie ignorując. Odwiesił kurtkę i wyszedł, po chwili wracając z kawą. Zajął miejsce na drugim końcu kanapy, nie odzywając się ani słowem. Nawet na mnie nie spojrzał.- To nie jest dobra taktyka, żeby mnie unikać, przecież wiesz. Będziemy teraz razem pra..
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz?- przerwał mi i na tym się skończyło. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, właściwie to wylać z siebie wszystko co myślę, z beznadziejną nadzieją, że choć przez nędzny ułamek sekundy coś się zmieni w wyrazie jego twarzy, jednak nie miałem odwagi. To byłby bardzo zły początek.
Z zamyślenia po niedługim czasie wyrwał mnie trzask zamykanych drzwi.
- Cześć, chłopaki, długo czekacie?- spytał Hizumi, odplątując szalik, a zaraz za nim dojrzałem Tsukasę. Pokręciłem tylko głową, ze strony Karyu nie było żadnej reakcji poza nikłym uśmiechem, który swoją drogą trwał wyjątkowo krótko. Widziałem przejaw troski na twarzy wokalisty, jednak wspaniałomyślny lider nie miał zamiaru się rozdrabniać w godzinach pracy. Już nawet zdążyłem zapomnieć o jego niepodważalnym profesjonaliźmie.
- Hizu, zaczniemy od ciebie.- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, grzebiąc jednocześnie w teczce z całą masą papierów.- A ty w tym czasie zapoznaj się z nutami. Będziesz miał dużo do nadrobienia, więc nie ma obijania się.- tym razem zwrócił się do mnie, wręczając mi całą stertę kartek.- Strony są ponumerowane, więc na razie skup się na piątej.
Skinąłem twierdząco głową i przejrzałem pobieżnie kartki, by w końcu wykonać polecenie perkusisty. Czekała mnie naprawdę ciężka praca, co więcej, miałem zamiar jak najszybciej się z nią uporać.
- No to co, idziemy po tym wykańczającym dniu na piwo?- spytał Hizumi, chyba z przesadnie dobrymi chęciami, wyraźnie zawiedziony, kiedy nikt mu nie odpowiedział.- Należy nam się.
- Przecież ty nie pijesz.- powiedział w końcu Tsukasa, nieco zdezorientowany.
- Jak raz człowiek zrobi wyjątek, to nic mu nie będzie.
Lider wzruszył ramionami, ja nie odpowiedziałem nic, trochę zakłopotany tą irytującą ciszą, za to Karyu pokręcił, chyba nawet bez namysłu, głową.
- Nigdzie się z nim nie wybieram.- odparł zdecydowanie, kiwając w moją stronę. Coś zabolało, to fakt. Ale w końcu czego innego mogłem się spodziewać? Zasłużyłem sobie.
- No nie daj się prosić, nie wierzę, że nie masz na nie ochoty.- uśmiechnął się Hizumi, poruszając przy tym znacząco brwiami.
I jeszcze długo czasu musiał przekonywać gitarzystę, żebyśmy poszli całym zespołem, ale w końcu mu się udało i zajęliśmy stolik w samym środku zatłoczonego lokalu.
- Ciekawe jak szybko rozejdzie się wieść, że Michi wrócił do D'espairsRay.- wybełkotał wokalista, jak na razie najbardziej pijany spośród naszej czwórki, chociaż wypił najmniej. Właściwie, to trochę stęskniłem się za tym widokiem, a był on naprawdę rzadki, zwłaszcza, że Hiroshi strasznie wzbraniał się przed alkoholem odkąd tylko pamiętam.
- Zapewne szybciej od tej, że odchodzi.- prychnął Yoshi, odwracając wzrok. Nerwowo drgała mu dolna warga.
- Nie musisz być wobec mnie złośliwy.
- Ojej, uraziłem cię?- spytał z wyraźnie udawanym smutkiem, jednak bardzo szybko jego wyraz twarzy zmienił się na wyjątkowo beznamiętny.- Tak bardzo nie jest mi przykro z tego powodu.
- A powinno!
- Chłopaki, uspokójcie się oboje.- westchnął Tsukasa, chociaż kompletnie nic to nie dało.
- No tak, w końcu jesteś tu jedyną osobą, która do tego prawo.
- Nie masz prawa mnie oceniać.
- A żebyś się zdziwił. Mam podstawy do jakichkolwiek osądów na twój temat.
- Żebyś ty się nie zdziwił, nawet nie pozwoliłeś mi słowa wyjaśnienia.
- Nie ma tu czego wyjaśniać!- krzyknął, tym samym skutecznie mnie zamykając. Ale raptem na chwilę zbiło mnie to z tropu.
- Wiecie co..- zaczął znowu lider, korzystając z okazji, że nie odgryzam się w żaden sposób gitarzyście.- My was zostawimy, pogadajcie sobie w spokoju, tylko macie mi się nie pozabijać.
Pomógł wstać biednemu Hizumiemu, który miał wyraźnie problemy z utrzymaniem równowagi i pomimo naszych protestów oraz chęci przez Karyu opuszczenia baru razem z nimi, i tak zostaliśmy sami, tym razem mając problem z odezwaniem się do siebie.
- Posłuchaj..- przerwałem po pewnym czasie tę nużącą ciszę między nami, zawieszając wzrok na swoim piwie.- Wiem, że wszystko zniszczyłem, ale czy nie możemy zachowywać się wobec siebie normalnie przynajmniej wtedy kiedy powinniśmy?
- Co, mam ci znowu zaufać? A ty znowu później zachowasz się jak gówniarz. A ja znowu nie będę mógł sobie z tym poradzić przez sześć pieprzonych lat.
Podniosłem wzrok i serce zabolało mnie po raz kolejny, na widok łez w jego oczach i szczerego żalu wymalowanego na twarzy. Wstał i chciał odejść, ale złapałem go za nadgarstek, więc po chwili zawahania na powrót zajął swoje miejsce.
- Nie musisz mi wierzyć, ani ufać, ale wiesz, że nie popełniam tych samych błędów dwa razy.- powiedziałem nad wyraz spokojnie i delikatnie otarłem jego łzy. Przymknął powieki, oddychał niespokojnie i mimo, że widać było jego cierpienie, był niewyobrażalnie piękny. I zapewne gdybym nie był pod wpływem alkoholu, to nigdy bym się na to w takim momencie nie odważył, ale nim się obejrzałem, nim dotarło do mnie w ogóle co robię, już go całowałem. Ale co było bardziej dezorientujące- on wcale mnie nie odepchnął. W dodatku nawet nie mam pojęcia, w którym momencie znaleźliśmy się u mnie w domu. Rozbieraliśmy się w pośpiechu, ciało niemal paliło mnie od jego chociażby najkrótszego dotyku, pocałunki stawały się coraz bardziej lubieżne. Błądziłem dłońmi po jego ramionach, torsie, plecach, pośladkach, chcąc przypomnieć sobie ich każdy kawałek. Właściwie, to nie do końca docierało do mnie co się dzieje, ale nie miałem najmniejszego zamiaru tego przerywać. Znów nasze ciała połączyły się w jedno, oddechy były ciężkie i mieszały się ze sobą, ruchy zarówno moje jak i Karyu były zsynchronizowane, zupełnie jakby były stworzone dla siebie nawzajem. Widziałem pożądanie w jego oczach, szeptał moje imię, oplótł mnie nogami w pasie, zaciskając je mocniej przy każdym moim pchnięciu. Każdy jego dotyk, dźwięk wydzierający się z jego gardła, każdy pocałunek był miodem dla mojego serca. I chciałem, żeby ta namiętność już nigdy nie przemijała, ale w końcu oboje doszliśmy.
sobota, 2 lutego 2013
Closer to Ideal 1.
Dodałam ten rozdział dwa lata temu na mojego lj. Oczywiście, jak to ze mną czasem bywa, nigdy nie doczekał się kontynuacji i przypomniałam sobie o nim ostatnio, kiedy to przeglądałam swoje stare wpisy. Do tego z najciemniejszych zakamarków swojego pokoju wygrzebałam początek drugiego rozdziału, który teraz sumiennie staram się kończyć i dopracowywać. A dodanie tego tutaj sprawia, że muszę nareszcie skończyć to opowiadanie! Poza tym- obiecałam, a słowa staram się zawsze dotrzymywać. c: Miłego czytania!
~~
Tokyo, 24.06.2004
Mój Drogi Michi,
Minęły już dwa lata odkąd wyjechałeś. Odkąd zostawiłeś mnie, zespół i zniknąłeś "potrzebując odpocząć od tego wszystkiego i spróbować ułożyć sobie życie na nowo". Jesteś cholernym egoistą, który pod uwagę bierze tylko swoje względy, ale i tak Cię kocham.
Tak dobrze pamiętam nasze początki.. Oboje byliśmy niepewni, jednocześnie chcąc tego samego. Oboje w samotności marzyliśmy o sobie nawzajem, podczas każdego spotkania natomiast napawając się najdrobniejszym i najbardziej przypadkowym dotknięciem. Robiliśmy dziecinne podchody, wysyłając sobie dwuznaczne znaki, przez co chyba żaden tym bardziej nie miał odwagi wziąć sprawy w swoje ręce. A szkoda, bo może wtedy wszystko poukładałoby się jakieś kilka miesięcy wcześniej. I szkoda, że to dopiero alkohol otwiera ludzi do tego stopnia, że są w stanie wyznać sobie co naprawdę do siebie czują. Ale ani przez chwilę nie żałowałem tego co się między nami wtedy wydarzyło. Wbrew pozorom otworzyło to przed nami nowe drzwi, przez które przeszliśmy razem, a którymi Ty później wróciłeś z powrotem.. Przecież było nam razem dobrze. Prawda? Tyle pięknych słów, tyle złożonych przysiąg, magia każdego pocałunku, wyrażającego całe uczucie. Całą tę niesamowitą miłość, przed którą uciekłeś. Bo jak to inaczej nazwać? Zaczęła Cię przytłaczać, choć nie rozumiem dlaczego, bo swobody dawałem Ci aż nazbyt wiele. Nawet jeśli coś mi nie odpowiadało, milczałem. Dbałem o Twoje samopoczucie, kosztem swojego- tylko Ty się liczyłeś, byłeś na pierwszym miejscu, a zaraz za Tobą cała reszta świata. Choć i tak nie dostrzegałem jej, całkowicie zaślepiony Tobą. Czuję, że nawet dalej jestem.. Ale Ciebie nie ma. Teraz moja miłość jest jedynie chorym złudzeniem i niemożliwe by jeszcze kiedyś stało się rzeczywistością.
Nie mogę w nocy spać, nawiedzany ciągłymi wspomnieniami.. Minęło już tak wiele czasu, a ja- pomimo wielu prób, które zawsze i tak kończyły się porażką- w dalszym ciągu nie jestem w stanie zapomnieć. Takie uczucie zdarza się raz na całe życie. Nienawidzę Cię za to, że zdecydowałeś się wyjechać. A zwykle powtarzałeś, że zawsze będziesz przy mnie.. Że będziesz dbał o moje szczęście, że tylko ja jestem Ci potrzebny. Jestem przerażająco naiwny. Jak w ogóle mogłem pomyśleć, że przynajmniej połowa Twoich słów jest szczera? Jak mogłem być tak głupi, aby pomyśleć, że naprawdę można mnie pokochać? Przecież ja się do tego nie nadaję. Nigdy mi tego wprost nie powiedziałeś, ale wiem, że chciałeś..
Nie ważne. I tak będę czekał. Może kiedyś wrócisz, może jeszcze kiedyś się spotkamy.. Tymczasem zostawię ten list w Twojej starej skrzynce, z nadzieją, że do Ciebie trafi.. Uważaj na siebie, Zero.
Yoshitaka
Podróż była długa i wyjątkowo męcząca. Ale pomimo tego przyjemnie było móc przypomnieć sobie okolicę, jadąc znów w to samo miejsce, które kilka lat temu nazywałem swoim domem. Ludzie, którym wynajmowałem mieszkanie wyprowadzili się przed tygodniem, więc nie miałem się o co martwić.
Pierwszym co zrobiłem po przekroczeniu progu drzwi, było zostawienie walizek na podłodze w przedpokoju i rzucenie się z rozbiegu na ukochaną kanapę, której to przez cały ten czas wyjątkowo mi brakowało. To nic, że przekroczyłem już próg lat trzydziestu, na niektóre nawyki nie jest jeszcze za późno. A przynajmniej tak mi się wydaje.. Mniejsza o to, w tamtej właśnie chwili liczyłem się tylko ja i kanapa. I nawet się nie zorientowałem, w którym momencie zmorzył mnie sen..
Obudziłem się wczesnym rankiem. Bolał mnie kark, zapewne z braku poduszki i było mi chłodno; wzdrygnąłem się lekko, przesuwając dłońmi po ramionach, tym samym próbując je trochę rozgrzać. Podniosłem się ociągale i skierowałem do kuchni w celu natychmiastowego przeszukania szafek- jedyne czego mi brakowało do szczęścia to filiżanka mocnej kawy i papieros. Niestety było wręcz idealnie czysto, a co za tym idzie, także idealnie pusto. Nie pozostało mi nic jak zjeść coś na mieście, a w drodze powrotnej zrobić zakupy.
Nie śpieszyłem się do domu, uważnie rozglądałem się spacerując przez Tokyo, dobrze dostrzegając różnice między takim jakim je zostawiłem, a takim jakim zastałem je wtedy. I nawet przez chwilę zastanawiałem się czy przypadkiem nie żałuję swojej decyzji przed kilkoma laty dotyczącej przeprowadzki. Nie wiem ile mogło mnie przez to ominąć i z pewnością już nigdy nie będę miał okazji się dowiedzieć. Przez swój własny egoizm. Dziwnie było przyznać to przed sobą samym.. Tęskniłem. Cholernie tęskniłem, żadne słowa nie są w stanie tego wyrazić. Ale myślałem, że to coś pomoże.. Zdawało mi się, że uwolnię się od wszystkich stąd raz na zawsze, podczas gdy każdego dnia wracałem do nich myślami.
Wziąłem głęboki wdech i przekroczyłem próg mieszkania, lekkim kopnięciem zatrzaskując od środka drzwi. Od razu udałem się do kuchni i położyłem wszystkie siaty z zakupami na blacie, opierając się zaraz o niego z jakąś niewypowiedzianą ulgą. Omiotłem leniwie wzrokiem kuchnię, a mój wzrok przykuło kilka kopert leżących na stole. Ah, to chyba ta korespondencja do mnie, o której wspominało to miłe małżeństwo.
Podszedłem do nich i przejrzałem, zatrzymując przy tej, na której pismo poznałem od razu. Nie wiem dlaczego odczułem zawrót głowy, a moje uczucia stały się wyjątkowo mieszane, ale do razu ruszyłem w kierunku salonu, żeby usiąść i na spokojnie to przeczytać; chociaż może chęć zasiędnięcia była formą ratunku przed ewentualnym zasłabnięciem. Nie wiem.
List otwierałem bardzo powoli i ostrożnie, zupełnie jakby w środku mogło znaleźć się coś niebezpiecznego. Znając Yoshitakę to co tam może pisać zapewne jest niebezpieczne. Zawsze dwojako wpływał na stan mojej psychiki. Ciągnęło mnie do niego pomimo wielu wątpliwości. Zupełnie nie rozumiałem dlaczego, ale nie zazwyczaj zdawało się to nie mieć najmniejszego znaczenia.
Śledziłem uważnie tekst, każdy wyraz analizując kilka razy, zupełnie jakby mógł kryć za sobą jakiś ukryty sens, który mogłem zrozumieć tylko ja. Przecież on tak dobrze mnie znał.. Swoją drogą, niekiedy mnie to przerażało. Bywały momenty, w których odnosiłem wrażenie, że Karyu wiedział o mnie więcej niż ja sam.
Nie mogłem tego tak zostawić.
Całe lata mieszkał w tym samym miejscu.. Na szczęście, przynajmniej oszczędziłem sobie marnowania- na chwilę obecną tak cennego- czasu na zdobycie jego nowego adresu. Stałem pod drzwiami i nie miałem pojęcia co zrobić. Z jednej strony chciałem go zobaczyć, z drugiej- zwyczajnie się bałem. Mój żołądek był beznadziejnie ściśnięty, nawet nie sądziłem, że jeszcze kiedyś wręcz opęta mnie to uczucie. Było dziwnie i głupio młodzieńcze.
Przełamałem się. Przycisnąłem dzwonek, nie wiedząc czy w ogóle ktoś mi otworzy. Zaraz jednak usłyszałem ciche kroki i w chwilę później ujrzałem.. Jakąś młodą kobietę owiniętą w satynowy szlafrok, która uprzejmie spytała czego chcę, widząc, że jestem w lekkim zdezorientowanie. Istotnie. Zamrugałem kilkakrotnie, zupełnie zbity z tropu; zacząłem przypuszczać, że pomyliłem domu, albo wyprowadził się niedawno i nikogo jeszcze o tym nie poinformował. Chciałem już przeprosić i odejść, ale wtedy usłyszałem głośny pomruk i zaraz za kobietą w drzwiach pojawił się Yoshi. Nie spodziewałem się, że będzie wyglądać aż tak dobrze.. Odebrało mi całkowicie mowę.
- Zero..? - widziałem jego zaskoczenie pomieszane z niedowierzaniem. No tak, na jego miejscu pewnie sam bym nie dowierzał- najpierw pewien idiota znika z jego życia, rzucając na odchodnym, że prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkają, a potem jak gdyby nigdy nic, zjawia się pod jego drzwiami, licząc nie wiadomo na co. Chyba nie był w stanie zdobyć się na więcej.
- Ta. Powiedzmy, że.. Wróciłem.- wymamrotałem, czując jak moja głowa zaczyna się robić niebezpiecznie ciężka. Niemal ułamek sekundy trwało wyjście przez niego z mieszkania i zamknięcie za sobą drzwi. O dobry Boże. Byłem tam. Z nim. Sam na sam, w korytarzu. Dziwne uczucie, po tak długim czasie..
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
- Mm?- uniosłem na niego pytające spojrzenie, nie do końca będąc pewnym czego się spodziewać.
- Pytam co ty sobie wyobrażasz. Nie odzywałeś się tyle lat! Jak w ogóle mogłeś? Czy ty w ogóle masz pojęcie co ja tutaj przeżywałem? Nie. Oczywiście, że nie. Pan Shimizu był w tym czasie szukać szczęśliwego życia.- nie podobał mi się sposób w jaki na mnie patrzył.. Był to gniew i żal. Ale tak intensywne, że kuło w serce. Chciałem się odezwać, ale uciszył mnie gestem ręki.- Po co tutaj w ogóle przyszedłeś?
- Bo chciałem cię zobaczyć? To chyba nie jest trudne do zrozumienia. Przeczytałem twój list..- wydawało mi się, że wyraz twarzy Karyu na chwilę się zmienił, ale mogło mi się to zdawać. Może po prostu chciałem żeby się zmienił i widziałem to co chciałem widzieć..
- Odejdź. Proszę cię, zwyczajnie odejdź, tak jak zrobiłeś to kiedyś.- westchnął, kręcąc przy tym głową. Posłał mi jeszcze krótkie spojrzenie i po chwili zniknął.
Stałem tak w całkowitym osłupieniu przez dobry moment. Czułem jakąś taką.. Pustkę. Pomimo wszystko podświadomie chyba nie tego się spodziewałem..
Subskrybuj:
Posty (Atom)