poniedziałek, 3 listopada 2014

Closer to Ideal 7.

Ostatni rozdział, krótki bardzo, ale nie miałam nawet w planach go zbytnio przeciągać. Nowe opowiadania układają się pomału w mojej głowie i zaczęłam już coś pisać, więc chyba najwyższa pora, żebym znowu zaczęła robić to co kocham. Miłego czytania.

~~

- Zaraz.. Bo chyba źle zrozumiałem. Możesz powtórzyć?- nie byłem pewien co mam o tym myśleć, jąkałem się, od razu sięgnąłem po fajki. Co za chora sytuacja. Dlaczego przyszedł z tym akurat do mnie?
- Odwołałem ślub.- powtórzył, jak prosiłem, jednak dalej sens jego słów w pełni do mnie nie docierał.
 - Przecież byłeś taki szczęśliwy.. Nie rozumiem. Co się zmieniło?
Nie byłem pewien czy chcę znać odpowiedź na to pytanie, choć ciekawość wzięła nade mną górę. A może po prostu robił sobie ze mnie głupie żarty? Nie, na to nic nie wskazywało..
 - Przestałem patrzeć na nią tak jak na początku. Nie fascynowała mnie, była dobrą kobietą, ale ostatnio zbytnio na mnie naciskała, kiedy moje uczucia nie były pewne.- wyznał, wypijając kolejny kieliszek.
 - Co to znaczy? Wydaje mi się, że to mężczyzna pierwszy wykazuje inicjatywę, kiedy chce się pobrać. Więc czemu to zrobiłeś, skoro nie chciałeś?
 - Wtedy myślałem, że tego chcę. Albo po prostu chciałem w ten sposób zrobić ci na złość?
Chciałem coś powiedzieć, ale kiedy usłyszałem jego słowa, momentalnie się zamknąłem. Zatkało mnie, to było nieco okrutne.
 - To wiele wyjaśnia.- powiedziałem, chociaż w rzeczywistości wiedziałem, że wcale tak nie jest. Jego słowa nie wyjaśniały nic, a tak naprawdę zasiały w moim życiu jeszcze większy zamęt. Zupełnie jakby to wszystko było jakąś pieprzoną grą.
 - Naprawdę tak uważasz?
 - Nie, pomału zaczynają mnie wykańczać te ciągłe niejasności.
Spojrzał na moje papierosy, więc podałem mu paczkę. Nigdy nie palił, ale nie odezwałem się w tym temacie. Właściwie to chciałem mu tyle powiedzieć, że koniec końców nie byłem w stanie powiedzieć nic.
 - Wybacz, domyślam się co ostatnio musiałeś czuć.
 - Nawet nie masz pojęcia co czułem w ostatnim czasie. Miałem wrażenie, że spadam na samo dno, nie mogąc się niczego chwycić, by w jakikolwiek sposób się przed tym uratować. Patrzyłem na twoje szczęście, musząc się z niego cieszyć, choć w głębi duszy pragnąłem oglądać cię takim przy swoim boku, jednocześnie mając pełną świadomość, że nie mam prawa żądać czegokolwiek, ale..
 - Zero..
 - ..ale przecież zasłużyłem sobie na to, więc nie widzę potrzeby, żebyś się nade mną litował, czy też mnie przepraszał.- nie sądziłem, że zdobędę się na odwagę, by mu to powiedzieć. Emocje zwyciężyły, nigdy przedtem nie byłem tak zrozpaczony.
 - Ty naprawdę niczego nie rozumiesz..
 - Więc wyjaśnij mi to, proszę.
 - Myślisz, że dlaczego teraz jestem właśnie u ciebie?
 - Właśnie sam się nad tym zastanawiam.- westchnąłem głęboko, patrząc jak zaszkliły mu się oczy i odwrócił twarz. Miałem nieodpartą chęć by go objąć, lecz nie byłem w stanie się nawet poruszyć.
 - Bo tak naprawdę to o ciebie chodziło przez cały ten czas. Łudziłem się, że to zauważysz.. Ale bałem się zrobić czy powiedzieć cokolwiek, na samym początku, później zwłaszcza, i kiedy zaczął się kręcić obok ciebie ten cały Masaru.- w tym momencie się skrzywił. Czyżby był zazdrosny? Przecież to wszystko wydawało się być tak bardzo niemożliwe..- Nienawidziłem cię. I to szczerze, miałem nadzieję, że nigdy więcej cię nie spotkam. Ale kiedy wróciłeś.. Wszystko się zmieniło. Wywróciłeś znowu moje życiu do góry nogami, nie wiedziałem co robić, miałem nadzieję, że to minie, że był to tylko szok spowodowany twoim powrotem. Niestety, to wszystko okazało się być o wiele trudniejsze.
 - Więc dlaczego po tamtej nocy, którą spędziliśmy razem, ostatecznie mnie odrzuciłeś? Skoro chwila słabości przyszła sama.
 - Usiłowałem się bronić. Myślałem tylko o tym, że jeśli znowu zatracę się w uczuciu do ciebie, to prędzej czy później spotka mnie to samo, z tymże za drugim razem nie udałoby mi się po takim ciosie pozbierać.
Płakał, a ja razem z nim. Natłok słów, wylanych uczuć nie pozwalały mi na nic innego. Jemu najwyraźniej też. Poczułem jak przechodzą mnie gwałtowne dreszcze, gdy chwycił moją dłoń.
 - Dlaczego mi to robisz?- spytał, zaciskając jednocześnie mocniej swoje długie, szczupłe palce.
 - Nie chcę uświadamiać ci słowami jak bardzo się zmieniłem, bo okazałyby się być zwyczajnie puste, nie byłbym w stanie nawet tego opisać. Nie oczekuję też, że zwyczajnie mi uwierzysz, ani, że obdarzysz mnie zaufaniem. Choć nie pragnę niczego innego..
 - Długo myślałem nad tym, czy jesteś jednak wart mojego uczucia. Wmawiałem sobie, że tak nie jest, że kocham swoją dziewczynę i nie mogę poświęcić tego co mnie z nią połączyło. Ale kiedy patrzyłem na ciebie, czułem wyłącznie tęsknotę, gdy widziałem cię z tamtym kolesiem, miałem ochotę go rozszarpać. Zwłaszcza, że nie miałem pojęcia czy coś jest między wami.
 - Ani przez moment nie pomyślałem o nim jak o tobie.- powiedziałem tonem jakby to było oczywiste. Bo w istocie tak właśnie było. Po jego minie wywnioskowałem, że sądził inaczej.
 - A wyglądałeś przy nim jakby dodawał ci nadziei..
 - Bo wspierał mnie i był jedyną osobą, jaką przejmował mój stan. Ale nie stał się nikim więcej jak przyjacielem.
 - Michi. Powiedz mi, błagam, czy to wszystko jest warte ryzyka?
 - Nie mnie podejmować tę decyzję, jestem całkowicie uzależniony od ciebie.
Wyraz jego twarzy się zmienił i nawet nie zdążyłem nic zrobić ani powiedzieć, kiedy niespodziewanie mnie pocałował. Autentycznie nie mogłem w to uwierzyć, jednak niewiele myśląc odwzajemniłem tę pieszczotę. Choć czekałem na ten moment tyle czasu, nie przypuszczałem, że chwila, w której znów dane mi będzie trzymać mi go w ramionach jeszcze nastanie. Wplątałem palce w jego włosy, podnosząc się z krzesła i przyciągnąłem do siebie. Nie stawiał najmniejszego oporu, przylegając całym swoim ciałem do mnie i dając się prowadzić do sypialni.
Nigdy przedtem nasz seks nie był tak namiętny jak tamtej nocy, kochaliśmy się trzy razy, nie będąc w stanie nacieszyć się swoją obecnością. Składałem pocałunki na całym jego ciele, rozkoszowałem się każdym dotykiem poza granice możliwości. A kiedy obudziłem się rano, leżał obok mnie, obejmując ręką w pasie. Zamrugałem kilka razy, kilka razy się uszczypnąłem, ale nie był to wcale sen.
 - Tak bardzo cię kocham, Yoshi.- szepnąłem cicho, nie chcąc go obudzić, uśmiechając się przy tym z czułością, której od bardzo dawna nie umiałem okazać.
 - Wygląda na to, że ja ciebie też.- szepnął równie cicho, najpierw uchylając raptem powiekę, a zaraz potem obdarzając mnie uśmiechem pełnym szczęścia i sięgnął po pocałunek. Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami, naprawdę myślałem, że spał!
 - Podstępny jesteś.- zaśmiałem się krótko, tym razem samemu obdarzając go pocałunkiem.
 - Przynajmniej udało mi się usłyszeć te słowa z twoich ust.

czwartek, 9 października 2014

Closer to Ideal 6.

Bardzo się ucieszyłam, widząc, że ktoś jednak jeszcze to czyta, więc postanowiłam szybko napisać kolejny rozdział, nawet jeśli jest to tylko niewielka garstka osób. Tak więc szczerze dziękuję. Mam nadzieję, że szósta część się spodoba.              

~~

               Doszedłem do wniosku, że jednak wciąż jedyną rzeczą jaka mogła odciągnąć mnie od bezustannych zmartwień była muzyka. Dlatego też próbowałem jej się oddać bez reszty, starając się zwracać jak najmniej uwagi na Karyu, wciąż zresztą przebywającego w moim towarzystwie. Ku mojego zdziwieniu zagadywał mnie całkiem często i tak naprawdę przeklinałem go w duchu. To było nieco perfidne z jego strony, zwłaszcza, iż doskonale zdawał sobie sprawę z tego ile dla mnie znaczy. Aa może tak naprawdę wcale mnie nie żałował i była to najzwyklejsza forma odwetu z jego strony? Zdawałoby się, że nigdy się tego nie dowiem.
 - Spotykasz się z nim?- spytał mnie raz, kiedy w wolnej chwili zostaliśmy sami.
 - Z kim?- zamrugałem kilkakrotnie, początkowo nie rozumiem o kogo może mu chodzić.- Ah, mówisz o Masaru? Widziałem się z nim może dwa, trzy razy.- wzruszyłem ramionami i odpaliłem papierosa.- Czemu o to pytasz?
 - Z ciekawości.- Przez chwilę odniosłem wrażenie, jakby zmuszał się rozmowy ze mną, ale zaraz potem dodał coś jeszcze.- Zastanawiałem się po prostu czy mógłbyś poukładać sobie z kimś takim życie.
                Prawdę mówiąc zamurowało mnie na tamte słowa i nie wiedziałem co odpowiedzieć. Karyu, jego zachowanie, jego słowa.. Mój przesiąknięty naiwną nadzieją umysł traktował to wszystko bardzo dwuznacznie i bardzo ciężko było mi się od tego uwolnić.
                Niespodziewanie wstał, podszedł do kurtki i wyciągnął z niej jakąś kopertę.
 - Wolałem wręczyć ci to osobiście.- powiedział z powagą, podając mi ją i początkowo aż mnie zemdliło na widok odświętnej papeterii. Choć trzęsły mi się ręce i nie było szans by tego nie zauważył, otworzyłem. Data ustalona była na przyszły miesiąc.
 - Widzę, że się nie obijasz.- uśmiechnąłem się blado, tak bardzo nie chcąc mu więcej gratulować. Jak mogłem być na tyle głupi, żeby wypuścić go z rąk..
 - Prawdę mówiąc, nie spodziewam się, że przyjdziesz, ale wiedz, że chciałbym tego.
 - W porządku, przyjdę.- powiedziałem bez zastanowienia, chociaż momentalnie tego pożałowałem. Przyjdę? Cholera, jeśli tak, to zaleję się w trupa nim cała impreza się zacznie.
 - Naprawdę?- wyglądał na szczerze zaskoczonego. No tak, sam też się przecież zdziwiłem.
                Na szczęście, nie musiałem mu odpowiadać. Tsukasa niemalże wpadł do studia, a Hizumi zaraz za nim.
 - Dobra, nie ma czasu na rozmowy, chłopaki, dzwonił do mnie przed chwilą menadżer!
 - I co powiedział?- spytał Karyu. Wyglądał jakby nie był zbyt zadowolony i chciał mi powiedzieć coś jeszcze, ale ja wparowanie lidera wraz z wokalistą potraktowałem z ogromną ulgą.
- Że do końca następnego tygodnia płyta ma być skończona.- wyjaśnił Hizumi. Jeszcze większa ulga. Będę przynajmniej miał tyle rzeczy do roboty, że nawet nie zdążę pomyśleć o tym co nieuniknione. Oby tak dalej.
- Czas się brać do pracy! Zero, Karyu, przećwiczmy razem jeszcze raz ostatni kawałek, jak na razie wypada najsłabiej. A ty Hizu skończ pisać zwrotkę, jeśli ci się uda. Co ja mówię! Musi ci się udać.- był okropnie ożywiony. Z jednej strony to bardzo dobrze, z drugiej- może być naprawdę ciężko go usatysfakcjonować. Jak to z Tsukasą.
                Po pracy spotkałem się z Masaru. Choć byłem bez sił, chciałem się zrelaksować, bo dzień okazał się być bardziej męczący niż mogłem przypuszczać. Zapraszał mnie na piwo, ale kategorycznie odmówiłem, tłumacząc się, że muszę ograniczyć spożycie alkoholu, zwłaszcza, że przez najbliższy tydzień muszę być w dobrej formie, a ja jednym na pewno by się nie skończyło. Poszliśmy więc na kawę.
 - Prawdę mówiąc, nigdy nie słuchałem takiej muzyki, ale piosenki twojego zespołu są naprawdę ekstra.- wyznał, uśmiechając się przy tym całkiem wesoło.
 - Dzięki, chociaż przez kilka lat basiści cały czas się zmieniali.- odwzajemniłem jego uśmiech, mając cichą nadzieję, że nie będzie chciał kontynuować tego tematu.
 - Co się właściwie wtedy stało? Że zdecydowałeś się na taki krok? Jeśli mogę oczywiście spytać.- a jednak. Wziąłem głęboki wdech, zastanawiając się w jaki sposób mogę dobrać słowa.
 - Powiedzmy, że miałem małe problemy z samym sobą i nie umiałem docenić swojego życia.
 - A teraz ich nie masz?- spytał z powagą, na co zmarszczyłem brwi. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.- Nie zrozum mnie źle, nie chciałem cię urazić. Po prostu wyglądasz na wiecznie strapionego.
 - Moja decyzja sprzed kilku lat, ma teraz swoje konsekwencje.
 - Czy wiąże się to z twoim przyjacielem?
 - Nie sądzę, bym mógł go tak nazywać.- odpowiedziałem bardziej oschle niż planowałem. Czułem się bardzo dziwnie nawiązując rozmowę o swoich prywatnych sprawach z osobą, której praktycznie nie znałem. Co więcej nie rozumiałem z jakiej racji zainteresował go ten temat- z drugiej jednak strony zacząłem się zastanawiać czy opinia osoby postronnej przypadkiem by mi nie pomogła. Wszystko wydawało mi się być zbyt bardzo pogmatwane.- Idę zapalić, poczekasz?
 - A mam wybór?- spytał, unosząc lekko kącik ust.
 - Nie sądzę.- odwzajemniłem uśmiech, dość marnie, ale w końcu liczy się gest i wyszedłem na zewnątrz.
                Gdy zostałem sam, wręcz uderzyła mnie myśl o zbliżającym się ślubie Yoshitaki. I właściwie dopiero wtedy całkowicie dotarła do mnie świadomość, że niezaprzeczalnie przegrałem i nic nie mogłem na to poradzić. Naprawdę byłem aż tak naiwny, że po tylu latach, po tym jak wielką krzywkę mu wyrządziłem, kiedykolwiek jeszcze zechce na mnie spojrzeć tak jak kiedyś?
                Zakręciło mi się w głowie, musiałem podeprzeć się ściany, żeby się nie przewrócić. To było naprawdę okropne, przekonać się, że niegdyś popełniło się najgorszą decyzję w swoim życiu.
 - Ej, wszystko okej?- nawet nie zauważyłem, kiedy zjawił się Masaru.
 - Nie miałeś zaczekać w środku?
 - Trochę mnie zmartwiłeś, i teraz widzę, że nie bez powodu!- powiedział, szczerze oburzony, pozwalając mi się na sobie podeprzeć. Pewnie gdyby nie to, prędzej czy później runąłbym jak kłoda. Prawdopodobnie prędzej.- Jadasz coś w ogóle ostatnio?
                Szczerze mówiąc, musiałem się poważnie zastanowić kiedy ostatnio jadłem, nim mu odpowiedziałem.
 - No..
 - Nie kłam!- przerwał mi od razu, prowadząc do ławki. Wyglądał na nieznoszącego sprzeciwu, więc i tego nie robiłem.- Poczekaj tu, idę zapłacić i pojedziemy do mnie na kolację.
 - Naprawdę nie ma takiej potrzeby.- próbowałem się bronić, nie mając na to zbyt wielkiej ochoty, jednak już go nie było.- No pięknie..
 - Michi? Myślałem, że pojechałeś prosto do domu.- kiedy usłyszałem jego głos, poczułem się jeszcze gorzej. Co on tu, do cholery robił?!- Wszystko w porządku?
                Ledwo udało mi się podnieść wzrok by w ogóle na niego spojrzeć, jednak kiedy to zrobiłem, zauważyłem jak puszcza dłoń swojej narzeczonej.
 - Potrzebujesz pomocy? Naprawdę tragicznie wyglądasz.
 - Już otrzymałem pomoc.- odparłem, zmuszając się do uśmiechu, kiedy zauważyłem wracającego już Masaru.
 - Nie wyglą..
 - Dzień dobry.- powiedział Masaru, przerywając mu, kiedy tylko do nas podszedł i byłem mu za to niesamowicie wdzięczny. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego ile w tamtym momencie dla mnie zrobił.
 - Oh, więc to wszystko wyjaśnia.
 - Możemy już iść?- zignorowałem go, zwracając się do Masaru, a ten z wielkim entuzjazmem kiwnął głową. Wstałem więc, rzucając Karyu krótkie spojrzenie na odchodnym.- Do zobaczenia.
                Nie odpowiedział mi. Trochę zabolało, ale czego innego mógłbym się spodziewać. Chyba najwyższa pora przyzwyczaić się do tej sytuacji, nawet jeśli szansa, że to pomoże jest nikła.
 - Na co miałbyś ochotę?- spytał Masaru, odciągając mnie tym samym od tamtych myśli.
 - Jeśli powiem, że nic, to dasz mi spokój?
 - Pewnie, że nie!

                Tak jak się spodziewałem, tydzień był niesamowicie pracowity, co faktycznie ogromnie mi pomogło. Masaru regularnie do mnie dzwonił, żeby spytać jak się czuję i czy cokolwiek jem. Żeby go zbytnio nie martwić, mówiłem, że wszystko jest w porządku, a moje obiady są całkiem obfite. Nie wierzył mi za bardzo, ale chyba faktycznie trochę go to uspokajało. Właściwie, to dodawał mi trochę odwagi w tym co robiłem i sam był tak żywy, że nie pozwalał mi pogrążać się bezustannie w smutku. Właśnie tego było mi w tamtym czasie potrzeba.
                Niestety sam też miał swoje do zrobienia, więc nie miał dla mnie czasu bez przerwy, a po skończonej płycie mieliśmy nieco więcej luzu i próby skupiały się głównie na ćwiczeniu piosenek do zbliżającej się trasy koncertowej.
                Większość czasu więc spędzałem albo na długich spacerach, albo siedząc w domu i oglądając telewizję. Nigdy przedtem nie robiłem tego tak często, ale przynajmniej momentami udawało mi się wyłączyć myślenie.
                Pewnego wieczoru jednak, ktoś postanowił bezczelnie wyrwać mnie z tego stanu, dzwoniąc do drzwi. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła północ.
 - Kogo niesie o tej godzinie..- burknąłem pod nosem, leniwie dźwigając się z kanapy, a kiedy przez wizjer zobaczyłem Karyu, początkowo pomyślałem, że mam zwidy. Czy jego męczy to prześladowanie mnie ostatnimi czasy?
                Otworzyłem jednak, udawanie, że mnie nie ma raczej niczego by nie zmieniło.
 - Zapomniałeś swojego adresu?- spytałem, autentycznie zastanawiając się czy może to nie jest powodem jego odwiedzin.
 - Proszę, nie bądź złośliwy. Mógłbym wejść?- wyglądał bardzo niepewnie, zupełnie jakby się wahał, czy aby na pewno dobrze zrobił przychodząc do mnie.
                Otworzyłem szerzej drzwi, gestem zapraszając go do środka. I naprawdę byłem przerażony jego obecnością.
 - Napijesz się może czegoś?- zapytałem, siląc się na grzeczność.
 - Masz może wódkę?
 - Głupie pytanie.- poprowadziłem go do kuchni, wyciągnąłem z lodówki flaszkę i dwa kieliszki z szafki. Kiedy tylko zdążyłem nalać, on już zdążył wypić. Spojrzałem na niego z lekkim zdziwieniem.- Widzę, że to chyba coś poważnego..
 - Możesz usiąść?
 - Sądzisz, że mógłbyś upaść z wrażenia, przez to co mi powiesz?- trochę mnie to rozbawiło, lecz posłuchałem go i usiadłem obok.

 - Odwołałem ślub.- powiedział, a ja poczułem, że faktycznie dobrze zrobiłem siadając.

piątek, 3 października 2014

Closer to Ideal 5.

Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że napiszę kiedykolwiek dalszą część tego opowiadania. Przerwa była ogromna, ale miałam zbyt wiele spraw na głowie. Pewnie nikt już tego nie przeczyta, ale czemu miałam nie spróbować? 

~~

                 Masaru okazał się być całkiem sympatycznym człowiekiem- przynajmniej takie wrażenie odniosłem pod wpływem alkoholu. Był zabawny, opowiadał mi różne głupie historyjki, zapewne zmyślone, ale w tamtym momencie nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Ważne było, że postanowił rozwiać mój smutek, zupełnie bezinteresownie, bo przecież nawet się nie znaliśmy. Co za dziwny przypadek.
 - Pewnie przyjemna jest taka praca muzyka, co?- spytał, unosząc kąciki ust w uśmiechu, a w jego oczach dostrzegłem szczere zainteresowanie.
                Właściwie to przez moment udało mi się zapomnieć o Karyu, za co musiałem być mu naprawdę wdzięczny.
 - Okropnie męcząca, ale przynajmniej robię to co kocham.- wzruszyłem ramionami. Właśnie o to chodziło. Kochałem swoje poprzednie życie, każdy jego aspekt, a jednak zdecydowałem się je porzucić. Dlaczego dopiero po latach przyszło mi dostrzec apogeum swojej głupoty?
 - Wiesz, Michi, też kiedyś bardzo chciałem zostać muzykiem! Nawet trochę pogrywałem sobie na gitarze, ale raz zasnąłem na przystanku i ktoś mi ukradł. Bezczelność ludzi nie zna granic!- roześmiałem się. Wyglądał na szczerze oburzonego, całą swoją osobą pokazywał gamę uczuć i emocji. Wydawał się być bardzo niewinny.
- To dlaczego nie kupiłeś sobie nowej?- zapytałem z lekkim przekąsem, jednak dalej byłem bardzo rozbawiony.
 - Ah, ze względu na mojego ojca. Ucieszył się, kiedy dowiedział się o tamtej sytuacji, bo przynajmniej mógł w spokoju oglądać telewizję.
                Roześmiałem się jeszcze głośniej, głównie dlatego, że i Masaru to zrobił. Oboje byliśmy bardzo pijani, po ósmym kieliszku przestałem liczyć ile ich jeszcze było. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy.. Kiedy spojrzałem na zegarek, nie byłem pewien czy faktycznie widzę trzecią nad ranem, czy jestem aż tak nawalony,  że nie jestem w stanie odróżniać od siebie cyferek, ale kiedy barman uświadomił mi, że jednak z moim wzrokiem jest wszystko w porządku, zakręciło mi się w głowie jeszcze bardziej, o ile w ogóle mogło to być możliwe.
 - Cholera, jestem martwy..
 - Nie no, jak dla mnie wyglądasz całkiem dobrze.- Masaru spojrzał na mnie nieco niepewnie, marszcząc przy tym brwi.
 - Dzięki, ale nie o to chodzi. Po prostu mój drogi perkusista mnie zabije, jeśli znowu nie będzie mnie na próbie..- próbowałem się dźwignąć z krzesła, ale sprawiło mi to ogromną trudność i zachwiałem się niebezpiecznie. Nowy znajomy zdążył mnie co prawda przytrzymać, ale sam był w nie lepszym stanie.
 I znowu to się stało.. Znowu coraz częściej piję. Nie, wróć- znowu coraz częściej się upijam. Szlag by trafił to wszystko.
- Daleko mieszkasz?- spytał Masaru. Zapłacił za siebie, ja za siebie i  wspólnymi siłami próbowaliśmy opuścić bar, choć musiało to wyglądać doprawdy komicznie.
 - Dość, a ty?
 - Zaraz za rogiem, jeśli chcesz..
 - Nie, dzięki, nie ma takiej potrzeby.- przerwałem mu od razu i choć byłem mu wdzięczny za propozycję, nie miałem zamiaru na nią przystać, wiedząc, że może to mieć złe konsekwencje. Głównie dla mojej i tak już wystarczająco zszarganej psychiki.
 - Jak uważasz. Może się jeszcze kiedyś spotkamy? Tym razem na trzeźwo?- uśmiechnął się delikatnie, puszczając mi oczko.
 - Czemu by nie?- trochę się wahałem, ale w końcu uznałem, że nie ma przecież nic złego w zwykłym spotkaniu.- Możesz dać mi swój numer.
                Podyktował mi go, a ja nie byłem pewien czy dobrze go zapisałem, ale nie miałem nawet siły pytać czy jest dobry. Chwilę potem już go nie było, a ja wzdychając głęboko usiadłem na najbliższej ławce. Był okropny mróz i nim się zorientowałem zaczął padać śnieg. A ja nie miałem kompletnie sił na to, żeby się ruszyć. Momentalnie, kiedy zostałem sam, znów poczułem pustkę w sercu, to przytłaczające przygnębienie. I nie miałem pojęcia jak długo jeszcze uda mi się patrzeć na szczęśliwego Yoshitakę u boku kogoś innego.
                Nie pamiętałem jak wróciłem do domu, kiedy obudził mnie sygnał mojej komórki. Widząc, że to Tsukasa, poczułem uczucie narastającego stresu, jednak pogrążyłbym się jeszcze bardziej nie odbierając. Katastrofa.
 - Słucham?- spytałem mocno zachrypniętym głosem i ku mojemu zdziwieniu, wcale nie usłyszałem dzikiego krzyku.
 - Martwię się o ciebie, Michiya.
 - Martwisz się o mnie?- powtórzyłem nieco głupkowato, ale właściwie, to znaczenie jego słów do mnie nie dotarło. Może dlatego, że właśnie od niego słyszałem to po raz pierwszy? Tsukasa, zawsze surowy i solidny, przywiązujący ogromną wagę do punktualności, dzwoni do mnie, żeby mi powiedzieć, że się o mnie martwi. Niewiarygodne.
 - Wiem, że to dla ciebie wyzwanie, ale mam też świadomość, że jeśli nie zmienisz nastawienia, to długo już nie pociągniesz. Do ciebie należy decyzja.- jak zawsze precyzyjny i nie owijający w bawełnę.- Odwołać dzisiejszą próbę?
                Przez chwilę milczałem, zastanawiając się nad jego słowami. Właściwie, to z jednej strony miał dużo racji.. Musiałem się prędzej czy później pozbierać, nie wolno mi przez resztę życia rozpaczać.
                Głowa nie bolała mnie jakoś tragicznie, choć na potęgę chciało mi się pić. To chyba nie koniec świata?
 - Będę za godzinę najpóźniej. Wybacz, Tsu, spróbuję się poprawić.
 - Trzymam za słowo.- powiedział nad wyraz łagodnie, a po jego głosie poznałem, że się uśmiecha.
                Tak jak obiecałem, w czasie jak najszybszym doprowadziłem się do stanu względnej używalności i udałem do studia. Cała trójka na mnie czekała, pewnie nie krótko, a na widok Karyu zabiło mi szybciej serce. Postawiłem to stłumić i nawet mi się udało, kiedy zająłem się nowym kawałkiem. Brakowało tylko dogrania trochę mojego basu, no i Hizumi musiał skończyć pisać tekst, ale Tsukasa niezwykłe łaskawie dał mu na to czas do końca tygodnia.
                Kiedy przyszedł czas na przerwę, zszedłem na dół, żeby zapalić. I tak bardzo pochłonęło mnie delektowanie się tą chwilą przyjemności, że nawet nie zauważyłem towarzystwa.
 - Wyglądasz naprawdę fatalnie.- na dźwięk jego głosu przeszły mnie dreszcze. W ten sposób nie ułatwisz mi zapomnienia o tobie, pomyślałem od razu.
 - Jestem fatalny, to i wyglądam fatalnie. Ale nie musisz się raczej tym przejmować.- wymusiłem lekki uśmiech i z ogromnym wysiłkiem udało mi się na niego spojrzeć. Patrzył na mnie z żalem i współczuciem. Jakby jeszcze tego było mi potrzeba. Ironia losu.- Jak ci się układa? Ty za to ostatnio promieniejesz, to dobrze.
 - Zero, nie chcę o tym rozmawiać. Wiem, że to przeze mnie się tak czujesz.- powiedział z niewyobrażalnym smutkiem i zrobił krok w moją stronę, co zbiło mnie z tropu. Znieruchomiałem, był blisko, czułem jego zapach- używał tych samych perfum przez tyle lat..
 - Nie, drogi Yoshi. Czuję się tak wyłącznie przez swoją własną głupotę. Więc nie rozumiem dlaczego próbujesz się obwiniać.- ze wszystkich sił starałem się być spokojny, chociaż tym razem marnie mi to wychodziło. Pragnąłem go całym sercem i ciałem.
 - Fakt, powinienem siedzieć z założonymi rękoma i patrzeć jak z każdym dniem upadasz coraz niżej. Tego oczekujesz?
 - W tym momencie nie mam najmniejszego prawa oczekiwać czegokolwiek.. Czy nie zgodzisz się ze mną?
 - Nie. To ty powinieneś o tym decydować.- odpowiedział z pewnością siebie w głosie, a ja nie wiedziałem jak mam to rozumieć.
 - Podjąłem wiele decyzji, wiele prób. Już nic takiego nie potrzebuję. Teraz moje życiu biegnie własnym torem, a ja nie mam na nic wpływu.
 - Najwygodniej jest się poddać, prawda?
                Milczałem. Doprawdy nie miałem pojęcia do czego on pije, a robił mi tylko swoimi słowami większy mętlik w głowie. Cierpiałem wystarczająco, czy naprawdę nie widział tego, że najlepiej by zrobił zostawiając mnie w spokoju, skoro już wszystko było z góry przesądzone?
 - Jest to najmniej czasochłonne.- odparłem w końcu, a Karyu wyglądał jakby moja odpowiedź mu się nie spodobała. Najwyraźniej już chciał coś powiedzieć, ale dodałem szybko.- Chyba musimy wracać, Tsukasa i Hizumi czekają na nas.
               
Kompletnie się nie spodziewałem, że opuszczając studio spotkam Masaru.
 - Co ty tu robisz?- spytałem, patrząc na niego z wielkim zaskoczeniem.
 - Nie napisałeś nawet czy dotarłeś jakoś do domu, więc postanowiłem tu zajrzeć, licząc na szczęście, no i proszę.- uśmiechnął się lekko. Chyba po pijaku powiedziałem trochę za dużo.
 - Bo nie udało mi się w końcu zapisać numeru.- wzruszyłem bezradnie ramionami, odwzajemniając jednak jego uśmiech. Z czystej grzeczności.
 - A któż to, nowy przyjaciel?- spytał od razu Hizumi, jak zawsze wielce zainteresowany wszystkim co się dzieje.
 - Można tak powiedzieć.- nie miałem zamiaru mówić niczego więcej. Właściwie to najchętniej zniknąłbym w tamtym momencie.
 - Poznaliśmy się wczoraj, trochę popiliśmy i mieliśmy mały kłopot z powrotem.- sprostował od razu, a ja poczułem na sobie wzrok Karyu, który prawie wywiercił mi dziurę w sercu. Byłem zdezorientowany i od tego wszystkiego zacząłem mieć mdłości.

 - No tak, Zero w końcu ma z tym czasem problemy.- powiedział Yoshi, a tak bardzo nie chciałem słyszeć komentarza z jego ust. Był nieco uszczypliwy, ale kryło się za tym coś gorszego i bardzo mnie to obawiało.