czwartek, 9 października 2014

Closer to Ideal 6.

Bardzo się ucieszyłam, widząc, że ktoś jednak jeszcze to czyta, więc postanowiłam szybko napisać kolejny rozdział, nawet jeśli jest to tylko niewielka garstka osób. Tak więc szczerze dziękuję. Mam nadzieję, że szósta część się spodoba.              

~~

               Doszedłem do wniosku, że jednak wciąż jedyną rzeczą jaka mogła odciągnąć mnie od bezustannych zmartwień była muzyka. Dlatego też próbowałem jej się oddać bez reszty, starając się zwracać jak najmniej uwagi na Karyu, wciąż zresztą przebywającego w moim towarzystwie. Ku mojego zdziwieniu zagadywał mnie całkiem często i tak naprawdę przeklinałem go w duchu. To było nieco perfidne z jego strony, zwłaszcza, iż doskonale zdawał sobie sprawę z tego ile dla mnie znaczy. Aa może tak naprawdę wcale mnie nie żałował i była to najzwyklejsza forma odwetu z jego strony? Zdawałoby się, że nigdy się tego nie dowiem.
 - Spotykasz się z nim?- spytał mnie raz, kiedy w wolnej chwili zostaliśmy sami.
 - Z kim?- zamrugałem kilkakrotnie, początkowo nie rozumiem o kogo może mu chodzić.- Ah, mówisz o Masaru? Widziałem się z nim może dwa, trzy razy.- wzruszyłem ramionami i odpaliłem papierosa.- Czemu o to pytasz?
 - Z ciekawości.- Przez chwilę odniosłem wrażenie, jakby zmuszał się rozmowy ze mną, ale zaraz potem dodał coś jeszcze.- Zastanawiałem się po prostu czy mógłbyś poukładać sobie z kimś takim życie.
                Prawdę mówiąc zamurowało mnie na tamte słowa i nie wiedziałem co odpowiedzieć. Karyu, jego zachowanie, jego słowa.. Mój przesiąknięty naiwną nadzieją umysł traktował to wszystko bardzo dwuznacznie i bardzo ciężko było mi się od tego uwolnić.
                Niespodziewanie wstał, podszedł do kurtki i wyciągnął z niej jakąś kopertę.
 - Wolałem wręczyć ci to osobiście.- powiedział z powagą, podając mi ją i początkowo aż mnie zemdliło na widok odświętnej papeterii. Choć trzęsły mi się ręce i nie było szans by tego nie zauważył, otworzyłem. Data ustalona była na przyszły miesiąc.
 - Widzę, że się nie obijasz.- uśmiechnąłem się blado, tak bardzo nie chcąc mu więcej gratulować. Jak mogłem być na tyle głupi, żeby wypuścić go z rąk..
 - Prawdę mówiąc, nie spodziewam się, że przyjdziesz, ale wiedz, że chciałbym tego.
 - W porządku, przyjdę.- powiedziałem bez zastanowienia, chociaż momentalnie tego pożałowałem. Przyjdę? Cholera, jeśli tak, to zaleję się w trupa nim cała impreza się zacznie.
 - Naprawdę?- wyglądał na szczerze zaskoczonego. No tak, sam też się przecież zdziwiłem.
                Na szczęście, nie musiałem mu odpowiadać. Tsukasa niemalże wpadł do studia, a Hizumi zaraz za nim.
 - Dobra, nie ma czasu na rozmowy, chłopaki, dzwonił do mnie przed chwilą menadżer!
 - I co powiedział?- spytał Karyu. Wyglądał jakby nie był zbyt zadowolony i chciał mi powiedzieć coś jeszcze, ale ja wparowanie lidera wraz z wokalistą potraktowałem z ogromną ulgą.
- Że do końca następnego tygodnia płyta ma być skończona.- wyjaśnił Hizumi. Jeszcze większa ulga. Będę przynajmniej miał tyle rzeczy do roboty, że nawet nie zdążę pomyśleć o tym co nieuniknione. Oby tak dalej.
- Czas się brać do pracy! Zero, Karyu, przećwiczmy razem jeszcze raz ostatni kawałek, jak na razie wypada najsłabiej. A ty Hizu skończ pisać zwrotkę, jeśli ci się uda. Co ja mówię! Musi ci się udać.- był okropnie ożywiony. Z jednej strony to bardzo dobrze, z drugiej- może być naprawdę ciężko go usatysfakcjonować. Jak to z Tsukasą.
                Po pracy spotkałem się z Masaru. Choć byłem bez sił, chciałem się zrelaksować, bo dzień okazał się być bardziej męczący niż mogłem przypuszczać. Zapraszał mnie na piwo, ale kategorycznie odmówiłem, tłumacząc się, że muszę ograniczyć spożycie alkoholu, zwłaszcza, że przez najbliższy tydzień muszę być w dobrej formie, a ja jednym na pewno by się nie skończyło. Poszliśmy więc na kawę.
 - Prawdę mówiąc, nigdy nie słuchałem takiej muzyki, ale piosenki twojego zespołu są naprawdę ekstra.- wyznał, uśmiechając się przy tym całkiem wesoło.
 - Dzięki, chociaż przez kilka lat basiści cały czas się zmieniali.- odwzajemniłem jego uśmiech, mając cichą nadzieję, że nie będzie chciał kontynuować tego tematu.
 - Co się właściwie wtedy stało? Że zdecydowałeś się na taki krok? Jeśli mogę oczywiście spytać.- a jednak. Wziąłem głęboki wdech, zastanawiając się w jaki sposób mogę dobrać słowa.
 - Powiedzmy, że miałem małe problemy z samym sobą i nie umiałem docenić swojego życia.
 - A teraz ich nie masz?- spytał z powagą, na co zmarszczyłem brwi. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.- Nie zrozum mnie źle, nie chciałem cię urazić. Po prostu wyglądasz na wiecznie strapionego.
 - Moja decyzja sprzed kilku lat, ma teraz swoje konsekwencje.
 - Czy wiąże się to z twoim przyjacielem?
 - Nie sądzę, bym mógł go tak nazywać.- odpowiedziałem bardziej oschle niż planowałem. Czułem się bardzo dziwnie nawiązując rozmowę o swoich prywatnych sprawach z osobą, której praktycznie nie znałem. Co więcej nie rozumiałem z jakiej racji zainteresował go ten temat- z drugiej jednak strony zacząłem się zastanawiać czy opinia osoby postronnej przypadkiem by mi nie pomogła. Wszystko wydawało mi się być zbyt bardzo pogmatwane.- Idę zapalić, poczekasz?
 - A mam wybór?- spytał, unosząc lekko kącik ust.
 - Nie sądzę.- odwzajemniłem uśmiech, dość marnie, ale w końcu liczy się gest i wyszedłem na zewnątrz.
                Gdy zostałem sam, wręcz uderzyła mnie myśl o zbliżającym się ślubie Yoshitaki. I właściwie dopiero wtedy całkowicie dotarła do mnie świadomość, że niezaprzeczalnie przegrałem i nic nie mogłem na to poradzić. Naprawdę byłem aż tak naiwny, że po tylu latach, po tym jak wielką krzywkę mu wyrządziłem, kiedykolwiek jeszcze zechce na mnie spojrzeć tak jak kiedyś?
                Zakręciło mi się w głowie, musiałem podeprzeć się ściany, żeby się nie przewrócić. To było naprawdę okropne, przekonać się, że niegdyś popełniło się najgorszą decyzję w swoim życiu.
 - Ej, wszystko okej?- nawet nie zauważyłem, kiedy zjawił się Masaru.
 - Nie miałeś zaczekać w środku?
 - Trochę mnie zmartwiłeś, i teraz widzę, że nie bez powodu!- powiedział, szczerze oburzony, pozwalając mi się na sobie podeprzeć. Pewnie gdyby nie to, prędzej czy później runąłbym jak kłoda. Prawdopodobnie prędzej.- Jadasz coś w ogóle ostatnio?
                Szczerze mówiąc, musiałem się poważnie zastanowić kiedy ostatnio jadłem, nim mu odpowiedziałem.
 - No..
 - Nie kłam!- przerwał mi od razu, prowadząc do ławki. Wyglądał na nieznoszącego sprzeciwu, więc i tego nie robiłem.- Poczekaj tu, idę zapłacić i pojedziemy do mnie na kolację.
 - Naprawdę nie ma takiej potrzeby.- próbowałem się bronić, nie mając na to zbyt wielkiej ochoty, jednak już go nie było.- No pięknie..
 - Michi? Myślałem, że pojechałeś prosto do domu.- kiedy usłyszałem jego głos, poczułem się jeszcze gorzej. Co on tu, do cholery robił?!- Wszystko w porządku?
                Ledwo udało mi się podnieść wzrok by w ogóle na niego spojrzeć, jednak kiedy to zrobiłem, zauważyłem jak puszcza dłoń swojej narzeczonej.
 - Potrzebujesz pomocy? Naprawdę tragicznie wyglądasz.
 - Już otrzymałem pomoc.- odparłem, zmuszając się do uśmiechu, kiedy zauważyłem wracającego już Masaru.
 - Nie wyglą..
 - Dzień dobry.- powiedział Masaru, przerywając mu, kiedy tylko do nas podszedł i byłem mu za to niesamowicie wdzięczny. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego ile w tamtym momencie dla mnie zrobił.
 - Oh, więc to wszystko wyjaśnia.
 - Możemy już iść?- zignorowałem go, zwracając się do Masaru, a ten z wielkim entuzjazmem kiwnął głową. Wstałem więc, rzucając Karyu krótkie spojrzenie na odchodnym.- Do zobaczenia.
                Nie odpowiedział mi. Trochę zabolało, ale czego innego mógłbym się spodziewać. Chyba najwyższa pora przyzwyczaić się do tej sytuacji, nawet jeśli szansa, że to pomoże jest nikła.
 - Na co miałbyś ochotę?- spytał Masaru, odciągając mnie tym samym od tamtych myśli.
 - Jeśli powiem, że nic, to dasz mi spokój?
 - Pewnie, że nie!

                Tak jak się spodziewałem, tydzień był niesamowicie pracowity, co faktycznie ogromnie mi pomogło. Masaru regularnie do mnie dzwonił, żeby spytać jak się czuję i czy cokolwiek jem. Żeby go zbytnio nie martwić, mówiłem, że wszystko jest w porządku, a moje obiady są całkiem obfite. Nie wierzył mi za bardzo, ale chyba faktycznie trochę go to uspokajało. Właściwie, to dodawał mi trochę odwagi w tym co robiłem i sam był tak żywy, że nie pozwalał mi pogrążać się bezustannie w smutku. Właśnie tego było mi w tamtym czasie potrzeba.
                Niestety sam też miał swoje do zrobienia, więc nie miał dla mnie czasu bez przerwy, a po skończonej płycie mieliśmy nieco więcej luzu i próby skupiały się głównie na ćwiczeniu piosenek do zbliżającej się trasy koncertowej.
                Większość czasu więc spędzałem albo na długich spacerach, albo siedząc w domu i oglądając telewizję. Nigdy przedtem nie robiłem tego tak często, ale przynajmniej momentami udawało mi się wyłączyć myślenie.
                Pewnego wieczoru jednak, ktoś postanowił bezczelnie wyrwać mnie z tego stanu, dzwoniąc do drzwi. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła północ.
 - Kogo niesie o tej godzinie..- burknąłem pod nosem, leniwie dźwigając się z kanapy, a kiedy przez wizjer zobaczyłem Karyu, początkowo pomyślałem, że mam zwidy. Czy jego męczy to prześladowanie mnie ostatnimi czasy?
                Otworzyłem jednak, udawanie, że mnie nie ma raczej niczego by nie zmieniło.
 - Zapomniałeś swojego adresu?- spytałem, autentycznie zastanawiając się czy może to nie jest powodem jego odwiedzin.
 - Proszę, nie bądź złośliwy. Mógłbym wejść?- wyglądał bardzo niepewnie, zupełnie jakby się wahał, czy aby na pewno dobrze zrobił przychodząc do mnie.
                Otworzyłem szerzej drzwi, gestem zapraszając go do środka. I naprawdę byłem przerażony jego obecnością.
 - Napijesz się może czegoś?- zapytałem, siląc się na grzeczność.
 - Masz może wódkę?
 - Głupie pytanie.- poprowadziłem go do kuchni, wyciągnąłem z lodówki flaszkę i dwa kieliszki z szafki. Kiedy tylko zdążyłem nalać, on już zdążył wypić. Spojrzałem na niego z lekkim zdziwieniem.- Widzę, że to chyba coś poważnego..
 - Możesz usiąść?
 - Sądzisz, że mógłbyś upaść z wrażenia, przez to co mi powiesz?- trochę mnie to rozbawiło, lecz posłuchałem go i usiadłem obok.

 - Odwołałem ślub.- powiedział, a ja poczułem, że faktycznie dobrze zrobiłem siadając.

2 komentarze:

  1. Zajebiste. Nie miałam czasu tu zaglądać przez studia, ale... No po prostu zajebiste! Chcę dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, cieszę się, że ktoś to w ogóle czyta. xD

    OdpowiedzUsuń