wtorek, 23 sierpnia 2011

One shot: All this I'll give you

To, że nie wypominam, nie znaczy, że nie pamiętam. To że milczę, nie znaczy, że nie wiem. Że nie widzę.. Zawsze rozpamiętywałem wszystko, dusiłem to w sobie i wielu spraw byłem świadomy. Nie chciałem cię denerwować, mówiąc o tym co mi nie pasuje, co chcę, żebyś w sobie zmienił. Wpadałeś wtedy w szał, stawałeś się oziębły bardziej niż zwykle. O tym, że mnie zdradzałeś, też wiedziałem. Zresztą.. Nawet jakoś specjalnie się przecież z tym nie kryłeś. Wracałeś późno w nocy, czasem w ogóle, przeważnie pijany. Kłóciłeś się wtedy ze mną, bywałeś agresywny wobec mnie, pachniałeś perfumami, których nie znałem.. Nie wiem po co to ciągnęliśmy, chyba tak naprawdę żaden z nas nie był w stanie powiedzieć stanowczego "nie" i zakończyć wszystkiego co było między nami. Ty miałeś mnie dosyć, ja się męczyłem. Kółko się zamykało.
Tym razem wróciłeś w granicach godziny trzeciej nad ranem, budząc mnie głośnym trzaśnięciem drzwi; jakiś czas temu przestałem już nawet na ciebie czekać, nie mając najmniejszej ochoty na oglądanie w tym- i tak wystarczająco dobrze mi znanym- opłakanym stanie. Czułem się coraz bardziej obojętny, z każdym dniem, widząc, że nic się nie zmienia i raczej na te zmiany się nie zapowiada, obchodziło mnie coraz mniej. Chodziłem w kółko zamyślony, przestałem się uśmiechać, wewnątrz byłem pusty, ale nawet nie płakałem. Zwyczajnie nie miałem już sił na łzy, pomijając fakt, że były one całkowicie zbędne. Nic, kompletnie nic nie wnosiły. I tak nikt nie był w stanie mi pomóc. Pomóc całej tej zasranej sytuacji..
Słyszałem skrzypienie drzwi sypialni, kiedy wchodziłeś do środka, słyszałem jak kolejno części twojej garderoby lądują na podłodze, po chwili poczułem jak materac się ugina. Znów miejsce obok mnie było zajęte, znów czułem unoszący się w powietrzu zapach alkoholu i dymu papierosowego, znów byłeś obcym człowiekiem w moim łóżku. Znów nie umiałem płakać..

Obudziłem się pierwszy, dochodziła pomału godzina ósma. No tak, zdziwiłbym się, gdybyś już o tej godzinie był na nogach. Wstałem i pierwsze co, to poszedłem pod prysznic. Nie spędziłem w łazience wiele czasu, jednak i tak wystarczyło to, żeby mnie orzeźwić i chociaż w małym stopniu odprężyć. Wyszedłem. Zaparzyłem kawy, zrobiłem śniadanie. Zostawiłem dla ciebie na stole tabletki, gdyby to kac znowu mocno ci dokuczał. Seria, powtarzających się czynności tak często, że w końcu stały się chorą rutyną. Niezdrowym przyzwyczajeniem.
Usiadłem przy stole i w ciszy zjadłem śniadanie. Potem posprzątałem po sobie i czekałem. Czekałem aż wstaniesz, przygotowany na kolejną kłótnię, która na dobrą sprawę i tak była mi obojętna.
Po jakimś czasie wszedłeś do kuchni, chwiejąc się niemiłosiernie i trzymając za głowę. Wiele razy ci powtarzałem, żebyś do tego stopnia nie nadużywał alkoholu, jednak nie przypominam sobie byś kiedykolwiek mnie posłuchał. Nie ważne. Nic już nie było ważne. Nie odzywałeś się, zjadłeś, połknąłeś tabletki i całkowicie mnie ignorując, udałeś do salonu. Poczułem się trochę dziwnie; nie nazwałbym tego bólem, ale nie było to przyjemne. Bądź co bądź, ruszyłem za tobą.
- Karyu..- usłyszałem jak bełkoczesz pod nosem i widziałem jak marszczysz nos, zupełnie jakby to choć trochę miało uśmierzyć twój ból. Wyglądałeś.. Żałośnie. Stoczyłeś się, nie dało się tego nie zauważyć.
- Słucham?- spytałem spokojnie, podchodząc do ciebie i siadając na skraju kanapy. Spojrzałeś na mnie, lecz w twych oczach nie widziałem żadnych emocji. W tamtej chwili towarzyszyła ci jedynie powaga.
- Powinniśmy się rozstać.- odparłeś nagle, nie odwracając ode mnie wzroku. Przyznam szczerze, serce trochę mnie na te słowa zakuło.. Ale nie dałem tego po sobie poznać. Zdecydowanie nie, nawet nie zamierzałem. Nie odezwałem się słowem, tylko skinąłem twierdząco głową.- Wyniosę się stąd jeszcze dzisiaj..
- Daj spokój.- przerwałem ci nie wzruszony, podnosząc się i odwracając tyłem do ciebie.- Tsukasa z pewnością się nie pogniewa, jeśli trochę u niego pobędę.
Poszedłem się pakować..

- Naprawdę jestem ci wdzięczny.. Postaram się jak najszybciej znaleźć coś swojego.- uśmiechnąłem się wdzięcznie, wypakowując swoje rzeczy w malutkim, aczkolwiek wyjątkowo przytulnym pokoju gościnnym w mieszkaniu przyjaciela. Ten poklepał mnie po ramieniu, kręcąc przy tym głową.
- Przecież wiesz, że możesz mieszkać tu ile chcesz.. Prawdę powiedziawszy, zdziwił mnie trochę twój telefon.- wyglądał trochę, jakby nie wiedział co powiedzieć. Albo wiedział, ale nie chciał tego robić, żeby zwyczajnie jeszcze bardziej mnie nie zgnębić. Tu nie było co mówić..- Chcesz o tym porozmawiać?
Westchnąłem głęboko, siadając na łóżku.
- Widać było, że ostatnio między wami średnio dobrze się układa, ale sądziłem, że to u was przejściowe. Byliście ze sobą tacy szczęśliwi..
- Byliśmy. Tu trafiłeś w sedno, Tsu. Byliśmy.

Leżałem w łóżku i nieobecnym wzrokiem wpatrywałem się w sufit. Nie spałem tej nocy, odczuwałem większą pustkę niż zazwyczaj; być może dlatego, że straciłem coś co było dotąd całym moim życiem, niezależnie od tego jak ono właściwie wyglądało. Coś co było szarą codziennością. Zniknęło i już nie powróci, niezależnie od tego jak bardzo bym tego chciał czy też nie. Los nie patrzył na uczucia ludzi, którym układał życia według własnego widzimisię, nieco to okrutne. Zwyczajnie padłem jego ofiarą, choć nie wiem co zrobiłem w przeszłości, żeby teraz tak mnie karać. A może to czysty przypadek?
Z zamyślenia wyrwał mnie budzik, więc drgnąłem nerwowo i pośpiesznie go wyłączyłem. Ten dzień w pracy zapowiadał się fatalnie.. Byłem zmęczony, oczy same mi się zamykały, chociaż nie byłem w stanie zasnąć, a intensywny ból głowy był co najmniej nie do zniesienia. Mimo to wygramoliłem się spod ciepłej pościeli, owinąłem w koc, bo szybko uderzyła we mnie niska temperatura panująca w pokoju i poszedłem do kuchni, jak codzień rano. Zaparzyłem kawy sobie i Tsu, zupełnie jakbym tę drugą robił dla ciebie, po czym poszedłem do salonu i zaległem na wygodnej sofie, włączając po cichu telewizor. Piłem powoli i ostrożnie, uważając żeby się nie poparzyć, jednocześnie w znudzeniu oglądając jakiś głupi serial komediowy, który poziomem swojego kretynizmu śmiało mógłby dogonić wysokość Mount Everest.
Usłyszałem kroki i odwróciłem się, dostrzegając stojącego w progu przyjaciela, który to zaraz zaziewał się głośno, drapiąc przy tym po brzuchu.
- W kuchni czeka na ciebie kawa.- odparłem spokojnie i uśmiechnąłem się delikatnie, nie chcąc wyglądać już całkiem gburowato. Zwłaszcza, że Tsukasa zawsze tyle dla mnie robił.. Był naprawdę wspaniałym przyjacielem, powinienem traktować go tak samo dobrze jak on mnie, niezależnie od tego w jak opłakanym stanie byłoby moje nędzne życie.
- O, dziękuję.- podszedł do mnie i poczochrał moje włosy, śmiejąc się na mój obronny gest polegający na żałosnym skuleniu ramion i zaciśnięciu mocno powiek. Potem wyszedł.
Zjedliśmy śniadanie, oboje doprowadziliśmy się do porządku i wsiedliśmy w samochód perkusisty. Kwadrans później byliśmy już w studiu.
Byłeś już tam.. Stroiłeś swój bas, z zupełnie niewzruszoną miną i chyba nawet nie zauważyłeś, że pojawiłem się w środku. Albo udawałeś, że nie widzisz, co też było możliwe- przecież to byłby wstyd gdybyś ujawnił ze swojej strony jakikolwiek, choćby najdrobniejszy przejaw człowieczeństwa.
Postanowiłem nie zwracać uwagi na ciebie, tak samo jak i ty nie zwracałeś jej na mnie. Chwyciłem swoją gitarę i delikatnie przejechałem palcami po jej strunach. Ciekawe dlaczego tylko muzyka była w stanie przynieść mi aż takie ukojenie. Pozwalała zapomnieć o wszystkim..
Chciałem przewiesić pasek gitary przez ramię, ale poczułem, że nawet nie jestem w stanie podnieść rąk. Niemiłosiernie zakręciło mi się w głowie, zatarł mi się obraz, miałem mroczki przed oczami. To było tak gwałtowne, że poczułem się do granic możliwości zdezorientowany.. Aż w końcu poczułem jakiś przeszywający ból i widziałem całkowitą ciemność.

Kiedy się obudziłem, byłem w zupełnie nie znanym mi miejscu, ale niewiele czasu zajęło mi oszacowanie, że jest to szpital. Byłem podłączony do kroplówki, a przy łóżku, w którym leżałem siedzieli Tsukasa i Hizumi. Ciebie oczywiście z nimi nie było.
- W końcu się obudziłeś! Niezłego stracha nam napuściłeś.- Hizu westchnął z wyraźną ulgą i delikatnie złapał mnie za rękę.
- Jak się czujesz?- spytał Tsukasa, a ja lekko skinąłem głową.
- Jakoś. Co się stało..?
- Zemdlałeś. To z przemęczenia i stresu. Lekarz stwierdził, że wygląda też na to, że nie jadałeś ostatnio zbyt dobrze.- wyjaśnił mi perkusista i podał jakieś tabletki, które leżały na szafce obok. Jakże trafna diagnoza, no proszę.- Lekarz kazał ci to wypić kiedy się obudzisz.. Jak ty sobie w ogóle to wszystko wyobrażałeś?- ton jego głosy był surowy, ale słychać było też w nim troskę.
Nie odpowiadałem.
- Naprawdę się strasznie zmartwiliśmy..- powiedział łagodnie Hizumi i uśmiechnął się smutno, zupełnie jakby pomimo powagi sytuacji starał się poprawić atmosferę. Ale niczego nie dało się poprawić. Już nie..
- Niepotrzebnie naprawdę.- usiłowałem się podnieść, ale byłem na tyle słaby, że z powrotem opadłem na poduszkę. Zamrugałem kilkakrotnie w małym zdezorientowaniu.
Leżałem tak przez chwilę w bezruchu, wpatrując się w ramę łóżka. Hiroshi i Kenji wyglądali jakby chcieli coś powiedzieć, ale nie do końca wiedzieli co.
- Kiedy mnie wypuszczą?
- Jeszcze nic nam na ten temat nie wiadomo..
- Chcę wyjść dzisiaj.- odparłem zdecydowanie, tonem który nawet nie przyjmował słowa sprzeciwu. Przyjaciel spojrzał na mnie z pobłażaniem.
- Nie jesteś w stanie nawet wstać z łóżka, Karyu. Nie możesz teraz wyjść.
- To zapewne kwestia kilku dni. Próby odwołam do czasu, w którym nie poczujesz się trochę lepiej.
Przymknąłem powieki, wzdychając ciężko. Nie chciałem tam być, bezczynne leżenie, gdzie zająć na dobrą sprawę mogłem się tylko myśleniem, z pewnością pogorszyłoby nieco mój stan, a do tego nie chciałem dopuścić. Już wystarczyło mi, że w ogóle znalazłem się w tym przeklętym szpitalu.
W tym momencie do sali weszła pielęgniarka, wyglądając spod okularów na moich kumpli.
- Najmocniej panów przepraszam, ale godziny odwiedzin właśnie się skończyły. Za kwadrans będzie podawana kolacja.
- Już wychodzimy.- powiedział od razu Hizu i razem z Tsu podnieśli, posyłając mi pożegnalne spojrzenia.
- Trzymaj się.- powiedzieli jednocześnie i po chwili już ich nie było.

Siedziałem w pokoju i usiłowałem skupić się na czytaniu książki, z którą wpadł do mnie wspaniałomyślnie Hizumi, żeby tylko za bardzo mi się nie nudziło w tym fascynującym, niewygodnym i z wbijającymi się w dupę sprężynami łóżku szpitalnym. Jednak nie byłem w stanie zrozumieć chociażby jednego słowa, ciągle myśląc o tobie. Pewnie nawet cieszyłeś się, że zemdlałem i będziesz miał z głowy patrzenie na mnie na najbliższy czas. Nie dziwię się i nie mam pojęcia dlaczego ciężko mi było przyznać przed samym sobą, że czuję lekki.. Uraz. Zupełnie jakby ostatniego roku w ogóle nie było. A nawet ostatnich dwóch lat. Jakby dookoła dawała znać o sobie jedynie jakaś chora pustka, która samym swoim jestestwem była w stanie doprowadzić człowieka do istnego szaleństwa. Zapomniałeś już, prawda? To naprawdę zaskakujące jak szybko ludzie niekiedy zapominają, bądź próbują wymazać wszystko z pamięci. Czasem naprawdę żałowałem, że ja też nie posiadam takiej opcji.

Minęło pięć dni, przeczytałem książkę i zostałem wypisany ze szpitala. Nareszcie! Nikomu nic nie mówiłem, nie chciałem, Tsukasa pewnie fatygowałby się, żeby mnie odebrać, a ja uznałem to za zdecydowanie zbędne. Nie widziałem nic stojącego na przeszkodzie ku temu, żebym wybrał się autobusem, zwłaszcza, że dawno nie korzystałem z tego środku transportu.
Na szczęście nie było korków i nie tłukłem się długo. Dochodziłem właśnie do klatki perkusisty, kiedy zauważyłem, że wychodzisz stamtąd i kuląc ramiona, owijasz szyję szalikiem. Stałem jak wryty, w głębokim zdumieniu, a ty przechodząc obok mnie, nawet mnie nie zauważyłeś. Cóż za ironia losu. Odwróciłem się, patrzyłem jak znikasz za zakrętem. Dopiero kiedy cię już nie widziałem, pokręciłem głową i postawiłem wejść na górę. Było strasznie zimno.
Zapukałem do drzwi, z małym rozbawieniem obserwując niewypowiedziane zaskoczenie Tsukasy. Zaśmiałem się dość uprzejmie i jak gdyby nigdy nic wszedłem do środka.
- Yoshi? Co ty tu robisz..?- jego głos był trochę niepewny, kiedy patrzył jak ściągam buty, a kurtkę zawieszam na wieszaku.
- Nie uciekłem ze szpitala, jeśli o to ci chodzi.
- Więc?
- Po prostu poprosiłem lekarza, żeby nie dzwonił i nie zawracał nikomu głowy moim wypisem.
- Zawracał głowy?- przyjaciel westchnął ciężko, w najwyraźniejszym geście załamania, przykładając palce do skroni i usiłując je rozmasować.- Co ty w ogóle gadasz? Dobrze się czujesz chociaż?- podniósł na mnie wzrok, pytając z troską.
Twierdząco kiwnąłem głową.

Próby nie odbywały się jeszcze przez jakiś czas, dostałem wręcz nakaz całkowitego dojścia do siebie. Wolne chwile marnotrawiłem. Chociaż często, pomimo nieciekawej pogody wychodziłem z domu, żeby wyrwać się z tych zamkniętych przysłowiowych czterech ścian i trochę dotlenić. Raz nawet natknąłem się na ciebie.. Niemal we mnie wpadłeś, naprawdę nie mam pojęcia jak ty chodzisz, skoro nawet nie wiesz co dzieje się dookoła ciebie.
- Oh.. Karyu. Przepraszam..- speszyłeś się, wyglądałeś jakbyś nie wiedział co zrobić. A ja tylko stałem, nic nie mówiąc. Przez chwilę się jąkałeś, w końcu zdobywając się na wyduszenie z siebie pytania.- Jak się czujesz?
- W porządku.- odpowiedziałem krótko.
Mój słodki, Michi, czym ty byłeś taki zestresowany?
Widziałem jak niepewny byłeś. Chciałeś już odejść, ale zawróciłeś, i zaciągając się aż nadto powietrzem, wypuściłeś go zaraz głośno przez nos. A ja czekałem. Czekałem na twój kolejny ruch, nie będąc w stanie go przewidzieć.
- Karyu, bo ja..- zacząłeś, wyglądając zupełnie jakbyś w głowie dokładnie układał sobie szyk tego co zamierzasz mi powiedzieć.- Wróć do mnie. Wróć, błagam..- wyszeptałeś, a w twoich oczach dopatrzyłem się wręcz desperacji. Moje serce zabiło szybciej, poczułem ścisk w żołądku, chciałem cię dotknąć, ale mimowolnie wykonałem krok do tyłu.- Wtedy.. Jak zemdlałeś.. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić..
- Nie mogę. Zbyt wiele czekałem aż coś się zmieni, by teraz w to uwierzyć.- Przerwałem mu. Przez chwilę poczułem jakby zbierało mi się na łzy i trochę załamał mi się głos, jednak szybko udało mi się ukryć.- Nie mogę.- powtórzyłem i uciekłem. Zwyczajnie przez tobą uciekłem. Słyszałem jak za mną wołasz, ale kiedy znalazłem się za najbliższym rogiem ulicy byłem już zupełnie sam. Zatrzymałem się i odwróciłem, nie będąc do końca pewnym czy przypadkiem jednak jeszcze cię nie zobaczę, ale to się nie stało. Oparłem się plecami o zimny mur niewysokiego, szarego budynku i zapaliłem papierosa. Przez ciebie nabrałem uzależnień, mimo, że wcześniej bez z nich żyło mi dobrze. Nikotyna obniżała poziom moich wszechogarniających nerwów..

Siedziałem z Tsukasą w salonie i oglądaliśmy jakiś beznadziejny film, chociaż tak właściwie, to ja ani trochę nie byłem w stanie się na nim skupić. Cały czas chodziły mi po głowie twoje słowa. Wróć do mnie. Niby tak krótkie, ale ile za sobą niosły.. Powoli zacząłem wspominać. Nasze słodkie początki, kiedy oboje staraliśmy się ponad nasze siły, kiedy każdy dzień przynosił co raz to nowe niespodzianki. Każdy pocałunek był odurzający, każdy stosunek jak idealnie upajający narkotyk. Nie mogłem bez ciebie żyć, byłeś mi potrzebny w każdej chwili, w przeciwnym razie nachodziły mnie idiotyczne myśli, byłem niespokojny i agresywny. Nie interesowało mnie nic poza tym, żebyś był przy mnie. Ale to było chyba za wiele, prawda? Wszystko skończyło się jakby z dnia na dzień, było to dość brutalne i niespodziewane zderzenie z rzeczywistością. Nawet nie zdążyłem zauważyć, że coś złego może się wydarzyć.. I tak właściwie, to po dzień dzisiejszy nie dowiedziałem się co takiego się zmieniło, gdy próbowałem delikatnie cię wypytywać o uczucia, wpadałeś wręcz w szał. Więc w końcu przestałem. Zastanawiam się.. Czy gdybym teraz dał ci drugą szansę coś by się zmieniło? Nie wiem, ale chyba niezależnie od obaw, gdzieś tam po cichu rozważałem tę opcję.. Zdaje mi się, czy w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, w którym zmienia się diametralnie? Może kolejna zmiana z twojej strony była możliwa. Nienawidziłem swojej naiwności.
Zerwałem się nagle z miejsca.
- Mogę pożyczyć twój samochód?
Tsukasa spojrzał na mnie w lekkim zaskoczeniu, ale skinął głową.
- Kluczyki i dowód są na komodzie przy drzwiach..
Posłałem mu wdzięczny uśmiech i już po chwili nie było mnie w domu. Szybko dojechałem pod dom, w którym jeszcze nie dawno sam mieszkałem, dzwoniąc do drzwi parę razy, nim mi otworzyłeś. Stałeś w samym ręczniku, a z twojego w dalszym ciągu doskonale zbudowanego ciała, ściekały kropelki wody..
Stałeś najwyraźniej w nie małym szoku i nie byłeś w stanie wykrztusić z siebie słowa, jąkałeś się tylko niemiłosiernie; wszedłem do mieszkania bez twojego pozwolenia, zamknąłem za sobą drzwi i całkiem niespodziewanie cię pocałowałem. Chyba zrobiłem to całkowicie instynktownie, nawet nad tym nie panowałem. Nie czekałem długo na odwzajemnienie tej delikatnej pieszczoty z twojej strony, to było niepowtarzalne uczucie, móc znowu poczuć smak twoich miękkich warg..
Nie wiem ile trwał ten pocałunek, ale w końcu lekko, bardzo subtelnie odsunąłeś mnie od siebie i spojrzałeś w oczy.
- Karyu..- szepnąłeś z powagą, twój oddech był niespokojny.- Obiecuję ci, że to wszystko naprawię. Ja zrozumiałem. Zrozumiałem swój błąd.. Tylko błagam, daj mi szanse.
- Kocham cię, Zero.

6 komentarzy:

  1. Aaaa, dobrze wiedzieć :D
    Tobie też onet podpadł? xD

    Dziękuje, choć nie wydaje mi się ;p
    Na razie mam w przygotowaniu, na dzień dzisiejszy, mega długie opko ;)
    Ale, ale... Totalnie nie powiązane z jrockiem no i tematyka nie każdemu może leżeć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Onet really ssie xD
    Jak edytowałyśmy ostatnio blożka h-n-h to...
    A tu jest dostęp do html więc można niemal wszystko xD

    Ee tam skromna 8D Ale się ciesze, że się podobał (:
    Kazirodczy slash *wstydniś* :>
    Sama rozumiesz, nie każdy się jara takimi, takimi.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas bez edytowania wszelkiej grafiki się nie obyło... Ale to nie było najgorsze... Kiedy dochodziło do edycji posta to była jakaś żenado-apokalipsa :/

    No to dobrze. Cóż, nie każdemu taka tematyka leży, ale mi jak najbardziej, wiec dlaczego nie próbować?
    Jeeej, to piiiiiiiiisz! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas też rewelacji nie ma xD
    Ale onetowskie blogi chyba nigdy dobrze wyglądać nie będą ;p

    Miło mi to słyszeć, naprawdę. Wiesz, mi osobiście nie podoba sie prawie nic, a jedyne, co wyszło spod mojej klawiatury i uważam za w miarę sensowne, to opis koncertu. No i niektóre notki na lj wydają się nie nie do końca pozbawione sensu xD
    No tak, ale każdy ma inne poczucie moralności i własne granice 8D
    Ale ja to chyba jestem z owej moralności kompletnie wyprana...

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę podobała mi się ta historia. ^ ^
    Świetnie napisane. ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  6. Kończą mi się pomysły na komentarze. Cieszę się, że Karyu przebaczył Zero.

    OdpowiedzUsuń